Francuskie przepisy, oprócz wprowadzenia płacy minimalnej, zakładają także m.in. wymóg przygotowania dla każdego delegowanego pracownika zaświadczeń o delegowaniu w języku francuskim, powołania swojego przedstawiciela na terenie Francji, obowiązek przechowywania przez przedstawiciela dokumentacji delegowania pracowników dla danej firmy, a przez kierowcę - zaświadczenia oddelegowania oraz umowy o pracę w kabinie pojazdu.
Przedstawiciele polskich stowarzyszeń przewoźników protestowali najpierw przed ambasadą francuską, mieli na sobie żółte kamizelki, trzymali tablice z napisami: "Wspólna Europa nie dzieli na lepszych i gorszych", "Chronimy miejsca pracy w naszych firmach".
Przewoźnicy złożyli także w przedstawicielstwie Komisji Europejskiej w Polsce rezolucję skierowaną do przewodniczącego Komisji Europejskiej Jean–Clauda Junckera.
Przeczytaj więcej na temat protestu>>>
"Włączenie kierowców zatrudnianych przez zagraniczne firmy w innych państwach UE do przepisów MiLoG i Loi Macron narusza naszą suwerenność. (...) Niemieckie i francuskie prawo w transporcie jest krokiem do tyłu, próbą narzucenia własnych interesów innym. Nie możemy pozostać bierni i pozwolić na dyktat niektórych państw członkowskich" - wskazali w rezolucji przewoźnicy.
Wezwali w niej Komisję Europejską do wycofania zasad MiLoG i Loi Macron w transporcie. Ich zdaniem prawo to jest nieadekwatne oraz niesprawiedliwe, ogranicza europejskie wolności i - jak zaznaczyli - przyniesie wszystkim jedynie negatywne skutki.
"Doceniamy i z satysfakcją przyjęliśmy informację o wszczęciu przez Komisję Europejską procedury naruszenia traktatu przez Niemcy. Oczekujemy, że taka sama procedura zostanie zastosowana wobec Francji" - podkreślili przewoźnicy. Zwracają jednak uwagę, że upłynął już ponad rok "i nic się nie dzieje".
"Ten czas jest istotny dla naszego biznesu i ta niepewna sytuacja nie może trwać wiecznie. Szczerze powiedziawszy, brak działań ze strony Komisji w istocie zachęcił innych do naśladowania Niemiec. To po prostu dzieli Europę, a Wy na to pozwalacie. Mamy nadzieję, że Pan rozumie, jaka odpowiedzialność na Panu ciąży, jak ważna jest Pana opinia o legalności i zgodności prawa niemieckiego i francuskiego z prawem Unii Europejskiej" - wskazali przewoźnicy.
"Jeżeli Europa uważa, że coś trzeba zmienić to powinna się odbyć ogólnoeuropejska debata. Powinno się wysłuchać wszystkie strony i wziąć pod uwagę wszystkie aspekty. Nie można wdrażać przepisów jednostronnie, bezdyskusyjnie tylko, dlatego, że ma się trochę większą reprezentację" - powiedział Buczek. Poinformował, że podobne pikiety jak ta w Warszawie odbywają się w 11 stolicach europejskich.
"Nas próbuje się wyniszczyć w taki sposób, żeby zmaksymalizować koszty naszej pracy. My o swoich pracowników dbamy i uważamy, że mamy prawo do wykonywania naszego zawodu na dotychczasowych warunkach" - powiedział przewodniczący Stowarzyszenia Przewoźników i Spedytorów "Wybrzeże" Andrzej Olechnicki.
Zobacz: Niemiecka płaca minimalna nie musi zaszkodzić polskiej branży transportowej
Krytycznie o przepisach dotyczących płacy minimalnej mówił w Brukseli w ubiegłym tygodniu wicepremier, minister rozwoju Mateusz Morawiecki.
"Cechą charakterystyczną polityki gospodarczej wielu rządów, zwłaszcza po wybuchu kryzysu, jest wprowadzanie pewnych reguł protekcjonistycznych i my się tego obawiamy, szczególnie w stosunku do tych naszych firm, które znalazły już sobie jakiś rynek w zachodniej Europie, którym udało się, które były na tyle przebojowe, przedsiębiorcze, żeby przebić się przez te różne zapory pozataryfowe" - mówił wtedy Morawiecki.
"Niestety do takich działań należy również niemiecki MiLoG, czy prawo wprowadzone we Francji, które nakazuje pewne minimalne standardy płacowe dla naszych firm transportowych; a to się stało właśnie w tym momencie, kiedy nasze firmy transportowe stały się głównym graczem w Europie" - dodał szef resortu rozwoju.(PAP)