Od momentu gdy kobieta przeszła na emeryturę, toczy batalię o to, by uznać raka tarczycy za chorobę zawodową. Najistotniejsza jak dotąd w tej sprawie jest jednak opinia Instytutu Medycyny Pracy w Łodzi, który oszacował, że promieniowanie, na które opolanka była narażona w pracy, mogło mieć wpływ na jej chorobę co najwyżej w 1 proc.
Na podstawie tej analizy opolski państwowy wojewódzki inspektor sanitarny zdecydował więc, że nie można uznać nowotworu, na który zachorowała kobieta, za chorobę zawodową. "Zgodnie z obowiązującym prawem nowotwór może zostać uznany za chorobę zawodową, jeżeli obliczone prawdopodobieństwo udziału promieniowania w indukcji tego nowotworu przekracza 10 proc." - czytamy w uzasadnieniu decyzji.
Sęk w tym, że zarówno wojewódzki inspektor sanitarny, jak i wcześniej powiatowy inspektor sanitarny swoje decyzje oparli głównie na wyliczeniach łódzkich biegłych, a to zdaniem opolanki było złamaniem zasady dwuinstancyjności.
Kobieta złożyła więc skargę do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego o unieważnienie decyzji inspektora sanitarnego. WSA uchylił decyzję wojewódzkiego inspektora sanitarnego i uznał, że jej wydanie było niekonstytucyjne i łamało zasadę dwuinstancyjności.
To jeszcze nie koniec sprawy sądowej. Teraz zajmować się nią będzie Naczelny Sąd Administracyjny, gdzie skargę kasacyjną złożył wojewódzki inspektor sanitarny, niezgadzający się z wyrokiem opolskiego sądu.

Źródło: http://wiadomosci.gazeta.pl