– To bardzo dobry moment, w którym możemy podwyższyć wskaźniki zatrudnienia i wprowadzić na rynek pracy nawet grupy defaworyzowane, które w normalnych warunkach przegrywały konkurencję z lepszymi kandydatami – ocenia Jacek Męcina, doradca zarządu Konfederacji Lewiatan, członek Rady Dialogu Społecznego. – Jeżeli dziś nie zapewnimy dopływu pracowników na polski rynek pracy, to gospodarka zacznie odczuwać bariery związane z brakiem kapitału ludzkiego, co jest tak samo niebezpieczne jak brak pracy.
Październik był kolejnym miesiącem spadku stopy bezrobocia w Polsce. Według szacunków Ministerstwa Rodziny Pracy i Polityki Społecznej (MRPiPS) udział osób niemających zatrudnienia w ogólnej liczbie osób czynnych zawodowo wyniósł 8,2 proc. Pod koniec miesiąca w urzędach pracy zarejestrowanych było blisko 1,31 mln osób, o 14,8 tys. mniej niż pod koniec września. W stosunku do października 2015 r. było to o 207,6 tys. mniej bezrobotnych.
Rynek pracodawcy odszedł do lamusa
– Sytuacja na rynku pracy konsekwentnie od roku 2014 się poprawia i dziś jego poziom oznacza, że bezrobocie BAEL-owskie, czyli liczone trochę inaczej, w standardowej formie ankietowania reprezentatywnej próby, wynosi już około sześciu proc. – precyzuje Jacek Męcina. – Widać wyraźnie, że rynek należący wcześniej do pracodawcy staje się domeną zatrudnionych, a podstawowym problemem jest poszukiwanie przez firmy osób chętnych do pracy.
Zdaniem Jacka Męciny to ogromne wyzwanie, które trzeba podjąć.
W bezrobotnych drzemie potencjał
– Tak jak jeszcze dwa, czy trzy lata temu trzeba było znaleźć efektywne instrumenty aktywizacji bezrobotnych, ich wprowadzenia na rynek, dziś trzeba znaleźć instrumenty uruchamiania całego niewykorzystanego potencjału – wyjaśnia Jacek Męcina. – Warto podkreślić, że w rejestrach urzędów pracy cały czas jest ponad 1,4 mln osób nie mających pracy. To są często długotrwale bezrobotni, których trzeba aktywizować w inny sposób. Ale przedsiębiorcy muszą mieć także dostęp do takich, wolnych zasobów.
Polecamy: Pracodawca zatrudniający bezrobotnego ma szansę na premię
Jak poinformowało MRPiPS, najsilniejszy spadek liczby zarejestrowanych osób bezrobotnych odnotowano w województwach mazowieckim, śląskim, świętokrzyskim i podlaskim. Zróżnicowanie regionalne, jak potwierdza ekspert, wciąż pozostaje problemem krajowego rynku pracy.
– Pamiętajmy, że średnie ponad osiem proc. stopy bezrobocia oznacza, że na przykład w Wielkopolsce bezrobocie jest bliskie tzw. naturalnemu, a więc wynosi około pięciu proc., ale w warmińsko-mazurskim – nadal kilkanaście – zauważa Jacek Męcina. – Ten czas można dobrze wykorzystać do tego, aby zwiększając mobilność przestrzenną pracowników, wyrównać sytuację między regionami. Kapitał ludzki jest tak samo ważny jak finansowy, inwestycje, bez których gospodarka nie będzie się rozwijać, dotrze do barier w osiąganiu coraz wyższych wzrostów.
Będzie trudniej?
Ale w październiku spadła także liczba wolnych miejsc pracy i aktywizacji zawodowej zgłoszonych przez pracodawców do urzędów pracy. Było ich 115,6 tys., czyli o 23,5 tys. mniej niż we wrześniu. Zdaniem resortu to sygnał, który może pokazywać, że dwa najbliższe miesiące mogą być trudniejsze.
– Już na początku br. mówiłem, że mamy szansę w grudniu na bezrobocie rejestrowane w wysokości 8,6 proc., a BAEL-owskie – na poziomie 6 proc. – przypomina Jacek Męcina. – Następny rok może być okresem dalszej poprawy sytuacji na rynku pracy, choć zwracam uwagę na bardzo niski poziom inwestycji. Z drugiej strony dość radykalna poprawa jakości pracy oznacza, że część przedsiębiorców może mieć problem z płacą minimalną, bo o ile dwa tys. zł czy trzynastozłotowa stawka minimalna za godzinę nie będą problemem na warszawskim rynku, to już w regionach Podkarpacia, Warmii i Mazur mogą być kłopotliwe. Nie sądzę, żeby przełożyło się to na wzrost bezrobocia. Spodziewam się jednak, niestety, wzrostu negatywnego zjawiska szarej strefy.