Jak tłumaczy Łukasz Kozłowski, ekspert Pracodawców RP zapowiadając pod koniec sierpnia w sejmie zmiany zasad waloryzacji emerytur i rent, urzędujący jeszcze Premier Donald Tusk przyznał, że będzie to oznaczać zwiększenie wydatków budżetowych w przyszłym roku. Jak uściślił później Minister Pracy i Polityki Społecznej, podwyżka świadczeń w 2015 r. będzie kosztować 3,6 mld zł, z czego 1,7 mld zł stanowić mają dodatkowe wydatki, wynikające z zastosowania nowego mechanizmu waloryzacji. Kwota ta, choć duża, nie powinna uniemożliwić Polsce wyjścia z nałożonej na nią w 2009 r. procedury nadmiernego deficytu. Nie wspomniano jednak o tym, że koszty waloryzacji kwotowo-procentowej – nawet jeżeli zostanie ona zastosowana jednorazowo – będą musiały być ponoszone również w kolejnych latach. Podwyższone świadczenia trzeba będzie bowiem wypłacać przez okres całego dalszego życia emerytów i rencistów, którzy zostali objęci waloryzacją w 2015 r.
Jak wynika z szacunków Pracodawców RP z powodu jednorazowej zmiany zasad waloryzacji w przyszłym roku, w budżecie na 2016 r. trzeba będzie ponownie znaleźć dodatkowe 1,7 mld zł, a w 2017 r. – 1,6 mld zł. Wraz z upływem kolejnych lat potrzebna kwota będzie malała, jednak do 2030 r. i tak wyniesie ona łącznie 20 mld zł. Nawet więc jeśli koszty podwyżki rent i emerytur nie będą nadmiernie obciążać budżetu na przyszły rok, mogą one stać się jedną z przyczyn trudności z utrzymaniem stabilności polskich finansów publicznych w gorszych czasach.
Podwyższanie rent i emerytur w oparciu o zasady zapewniające nie tylko ochronę ich wartości nabywczej, lecz także jej istotny wzrost, jest ryzykowne. Grozi ono bowiem dalszym zachwianiem równowagi finansowej systemu ubezpieczeń społecznych, który i tak już obecnie jest w znacznej mierze uzależniony od dotacji z budżetu. Musimy pamiętać o tym, że na emeryturę właśnie zaczyna przechodzić bardzo liczne pokolenie powojennego wyżu demograficznego. Powodować to więc będzie coraz większe problemy ze znalezieniem wystarczających środków na wypłatę należnych jego przedstawicielom świadczeń. Stoimy zatem przed bardzo trudnym wyborem. Można zrozumieć powody, dla których zdecydowano się na wprowadzenie korzystniejszego dla mniej zasobnych świadczeniobiorców mechanizmu waloryzacji. Zbyt wysoka podwyżka świadczeń dla obecnych emerytów może jednak oznaczać, że brakować będzie już środków dla tych, którzy przejdą na emeryturę za kilka lub kilkanaście lat. Problem ten będzie tym większy, im częściej będziemy stosować metodę waloryzacji sprzeczną z zasadami nowego systemu emerytalnego, który jest oparty na regule zdefiniowanej składki, a nie świadczenia.
Przedstawiony szacunek nie jest doskonale precyzyjny – ze względu na ograniczony dostęp do pełnych danych posłużono się pewnymi uproszczeniami. Obrazuje on jednak to, że większość kosztów waloryzacji emerytur i rent – nawet jednorazowej – przypadać będzie nie na przyszły rok, lecz na kolejne. Podejmując decyzję w tej sprawie, rząd powinien zatem uwzględnić długookresowe skutki tych zmian.