Złożony w Sejmie prezydencki projekt przewiduje ponowne obniżenie wieku emerytalnego z 67 lat do 60 dla kobiet i do 65 dla mężczyzn. Zachodzi obawa, że w sytuacji demograficznej, jaka dotyczy Polski, oznaczać to będzie zwiększenie deficytu.
– Propozycja prostego powrotu do poprzedniego wieku emerytalnego, mimo że jest to rozwiązanie najprostsze, może być nieskuteczne. Jeśli spojrzymy na trendy demograficzne i to, że do roku 2020 ubędzie przy tych rozwiązaniach blisko 300 tys. pracowników, którzy przejdą na emeryturę, to dalsze zmiany w tym kierunku bez dokładnej analizy wydają się ryzykowne. Z punktu widzenia rządu bardziej komfortową sytuacją będzie przeprowadzenie na ten temat rzetelnej debacie w Radzie Dialogu Społecznego – mówi Jacek Męcina, doradca Konfederacji Lewiatan, członek Rady Dialogu Społecznego.
Jak podkreśla, planując reformę emerytalną, władze muszą wziąć pod uwagę kilka kwestii. Jedną z nich jest demografia. Według GUS, w ciągu najbliższych dekad będzie rósł stosunek liczby emerytów do osób pracujących. Urząd szacuje, że podczas gdy np. jeszcze w 2013 r. na 100 Polaków w wieku produkcyjnym przypadało 28 osób w wieku emerytalnym, to w 2050 r. będzie ich już 52 na 100. Jeśli z powrotem zostanie obniżony wiek uzyskania świadczeń, to w tym samym okresie na 100 pracujących może nawet przypaść aż 75 uprawnionych do emerytury.
– Nawet jeżeli podjęte dziś działania, także te związane z dodatkowymi świadczeniami rodzinnymi, poprawiłyby sytuację, czyli więcej Polaków zaczęłoby wracać do kraju z emigracji i zaczęłoby się rodzić więcej dzieci, to i tak cały czas mamy perspektywę najbliższych 20 lat. Najmłodsze pokolenia muszą dorosnąć do tego, żeby wejść na rynek pracy – twierdzi Jacek Męcina.
Drugą rzeczą jest kwestia stabilności systemu emerytalnego. Wcześniejsze przechodzenie na emerytury oznacza, że zwiększy się liczba osób pobierających świadczenia. Bez działań zmierzających do zwiększania zatrudnienia deficyt Funduszu Ubezpieczeń Społecznych będzie się pogłębiał – w ubiegłym roku wyniósł ok. 55 mld zł.
– Poza tym wysokość świadczeń może być niska i wtedy fundujemy sobie inny problem, że państwo będzie musiało do tego dopłacać, a więc zwiększymy deficyt. Niskie świadczenia oznaczają także skutki makroekonomiczne, czyli mniejsza konsumpcja, pewien rodzaj wykluczenia, problemy z dbaniem o ochronę zdrowia, już nie mówiąc o profilaktyce – podkreśla Męcina.
Aby temu przeciwdziałać, trzeba zachęcać do oszczędzania na emeryturę. Jak dodaje ekspert, w interesie państwa leży promowanie III filara czy nowych rozwiązań związanych z IKZE.
W jego ocenie, jeżeli przywróci się zbyt wcześnie poprzedni model wypłacania emerytur, bez różnych działań na rynku pracy zwiększających zatrudnienie, to problemy funduszu ubezpieczeń społecznych wzrosną.
– Może to być ważne także dla obecnie zatrudnionych i przedsiębiorców. Jeśli powstaną odpowiednie mechanizmy promowania takich rozwiązań jak III filar, pracownicze programy emerytalne współfinansowane przez pracodawców, związki i pracowników, to może być to bardzo ważny argument, aby trzymać w ryzach presję płacową – dodaje Jacek Męcina.