Protestujący ustawili przed budynkiem JSW tablicę, na której wieszali swoje tzw. paski z wypłaty. Jak wyjaśniali, chodziło o obrazowe przedstawienie różnicy między informacjami o zarobkach w spółce przedstawianymi przez jej władze, a rzeczywistymi – często oscylującymi wokół 2 tys. zł. Związkowcy podpalili też przyniesione opony i spalili kukłę mającą przedstawiać prezesa spółki.

„Z JSW nie możemy dojść do porozumienia. Na ostatnim spotkaniu spółka zaproponowała nam 2,8 proc. podwyżki, a wiadomo, że inflacja już wynosi 4,3 proc., czyli mówimy o realnym spadku wynagrodzenia pracowników” – mówił Piotr Szereda z Międzyzakładowego Komitetu Protestacyjno-Strajkowego JSW SA.

Nawiązując do przejścia władz spółki – po debiucie giełdowym JSW – z wynagrodzeń ograniczonych ustawą kominową na kontrakty menedżerskie Szereda ocenił też, że „przy 400 proc. podwyżki prezesa, 7 proc. (dla załogi – PAP) to nie są wygórowane żądania”.

W manifestacji uczestniczyły reprezentacje związków z kopalń innych spółek, m.in. z należącej do Kompanii Węglowej kopalni Brzeszcze. Część związkowców dotarła przed siedzibę JSW w przemarszu, który rano wyruszył sprzed miejscowej kopalni Jas-Mos. Uczestniczyło w nim ok. stu osób – szli przez miasto w obstawie policji z flagami i gwizdkami, strzelając petardami. W związku z pikietą część pracowników siedziby JSW zaczęła w środę pracę o godz. 12.

Związkowcy przyznawali w środę, że w sporze z zarządem na razie ograniczają się do takich form nacisku, jak demonstracje. Powodem jest brak ostatecznej decyzji sądu odnośnie wniosku JSW o wydanie sądowego zakazu strajku. Jak wyjaśniała rzeczniczka spółki Katarzyna Jabłońska-Bajer, wniosek motywowany był stratami, które strajk może spowodować; ich dobową wartość oszacowano na 20 mln zł.

3 lipca gliwicki sąd okręgowy zdecydował o odrzuceniu wniosku JSW. Zażalenie na tę decyzję spółka złożyła 13 lipca, ale ze względów proceduralnych, związanych z doręczeniem odpisów zażalenia uczestnikom sprawy, do wtorku nie dotarło ono jeszcze do sądu apelacyjnego.

6 lipca w kopalniach spółki odbył się strajk ostrzegawczy - załoga nie pracowała przez dwie godziny na każdej z czterech zmian. Po tym proteście strony wróciły do rozmów, jednak mimo kilku spotkań do wyznaczonej przez związki cezury końca lipca nie osiągnięto kompromisu.

Prowadzony od kilku miesięcy przez związki spór z zarządem JSW dotyczy tegorocznego wzrostu płac oraz warunków umów zawieranych z nowymi pracownikami. Związkowcy uważają, że wprowadzany w umowach sześciodniowy tydzień pracy kopalń, w którym sobota traktowana jest jak dzień powszedni, łamie zasadę wolnej soboty wywalczonej w 1980 r. w Porozumieniach Jastrzębskich. Również według protestujących pozbawienie nowych pracowników uprawnień wynikających z tzw. Karty Górnika ma być sprzeczne z prawem.

Według spółki nowe umowy zmierzają do ujednolicenia zasad zatrudnienia we wszystkich zakładach. Zachowują dodatkowe wypłaty - "Barbórkę" i "czternastkę" – oraz deputat węglowy. Choć mniejsza jest liczba składników wynagrodzenia, wynika to z tego, że dodatki zostały uwzględnione w płacy zasadniczej. Liczba dni pracy nie będzie większa niż pięć, pracującym w soboty będzie przysługiwał inny dzień wolny w tygodniu.

We wtorek zarząd JSW wystosował list do pracowników – jako oficjalne stanowisko spółki, także wobec środowej demonstracji związków. W liście ponowił propozycje wzrostu stawek zasadniczych płac o 2,8 proc. od sierpnia, wypłaty we wrześniu jednorazowej premii oraz wdrożenia mechanizmu wzrostu stawek zasadniczych płac na przyszłe lata o wskaźnik inflacji.

Zarząd poinformował też, że zwrócił się do Państwowej Inspekcji Pracy z pytaniem, czy możliwe jest - zgodnie z prawem pracy - wdrożenie proponowanej podwyżki stawek płac bez akceptacji organizacji związkowych. Związki chciały wzrostu stawek płacy zasadniczej od lutego o 7 proc.(PAP)

mtb/ pad/