Strajk będzie dotyczył spółek: PKP Polskie Linie Kolejowe, PKP Intercity, PKP Cargo i PKP Energetyka. Przewodniczący Konfederacji Kolejowych Związków Zawodowych Leszek Miętek poinformował po zakończeniu rozmów dziennikarzy, że przystąpienie do strajku jest dobrowolne i nikt nie będzie do niego pracowników zmuszał.
"Chcieliśmy ten strajk odwołać, ale pracodawcy nie mieli nam nic do zaoferowania" - skomentował wynik rozmów Miętek. "Proponowaliśmy pracodawcom, by przyspieszyć mediacje zaplanowane na jutro, rozpocząć je już dziś, ale zrobić ustalenia, że rozmawiamy do skutku, do rozwiązania sporu zbiorowego. Pracodawcy powiedzieli, że nie mogą tego robić (...), bo muszą się konsultować z przewoźnikami. Wobec tego zaproponowaliśmy, żeby (...) wydłużyć okres stosowania ulg z ubiegłego roku na okres po 1 lutego, byśmy mogli negocjować. Nie było takiej decyzji" - powiedział.
Wyraził obawę, że pracodawcy nie są gotowi do konstruktywnych rozmów i także zaplanowane na piątek już po zakończeniu strajku ostrzegawczego rozmowy zakończą się bez porozumienia. Miętek zaznaczył, że związkowcy nie będą negocjować w nieskończoność, więc piątkowe spotkanie może się zakończyć tylko porozumieniem lub o podpisaniem protokołu rozbieżności, który otworzy drogę do strajku generalnego.
Prezes Związku Pracodawców Kolejowych Krzysztof Mamiński, który negocjował w imieniu pracodawców, powiedział natomiast dziennikarzom, że wszystkie postulaty związków zawodowych, które zostały postawione przy wszczęciu sporu zbiorowego, zostały spełnione, a mimo to związkowcy zdecydowali się strajkować. Zadeklarował, że pracodawcy zaproponowali związkowcom przyznanie 99 proc. ulg przejazdowych. "Warunki zaproponowane przez pracodawców dot. ulg są dla pracowników bardziej korzystne niż dotychczas. Dzisiaj jednak podczas rozmów związkowcy zaczęli przedstawiać kolejne postulaty" - powiedział.
Według niego to dowód na to, że ulgi przejazdowe były tylko pretekstem, by rozpocząć strajk. Natomiast - jak wskazywał Mamiński - prawdziwe powody strajku mogą być zupełnie inne. "Więcej dzisiaj słyszeliśmy o trudnej sytuacji na kolei, o patologiach, pojawiły się nawet oceny ministra Nowaka, a o samych ulgach rozmawialiśmy znacznie mniej" - tak podsumował rozmowy. Zadeklarował, że w piątek pracodawcy wrócą do rozmów i nadal będą szukać porozumienia.
Prezes PKP SA i szef Grupy PKP Jakub Karnowski zapowiedział po zakończeniu czwartkowych rozmów, że sprawdzi, czy w czasie strajku prawo nie będzie łamane. "Mamy wątpliwość, czy zapowiadany na piątek strajk ostrzegawczy kolejowych związków zawodowych będzie legalny, czy nie" - przyznał. Prezes pytany, na czym może polegać łamanie prawa podczas strajku, powiedział, że może to być np. wchodzenie na tory. "Będziemy też sprawdzać, czy nikt nie jest do strajku zmuszany" - dodał.
"Bardzo żałujemy, że dzisiejsze rozmowy się nie powiodły; mieliśmy wrażenie, że strona związkowa przyszła niestety nie po to, by zapobiec temu strajkowi, tylko byli zdeterminowani, by ten strajk przeprowadzić" - powiedział Karnowski, odnosząc się do fiaska rozmów. "Pan przewodniczący jednego ze związków zawodowych uznał nawet na koniec, że zapewne jutro po strajku, kiedy siądziemy do stołu, podpiszemy protokół rozbieżności, co otworzy drogę do strajku generalnego" - dodał.
Prezes wyjaśnił, że przygotowanie spółek Grupy PKP do strajku jest bardzo trudne, ponieważ związkowcy wciąż nie poinformowali, w którym miejscu zamierzają zatrzymać ruch. "To pierwszy taki strajk w historii" - zaznaczył. Wyjaśnił, że kolejarze będą w czasie strajku reagować na bieżąco, by zmniejszyć uciążliwość strajku dla pasażerów. Przypomniał też, że na 19 dworcach specjalnie oddelegowani pracownicy będą udzielać informacji, a na 40 dworcach pasażerom będą wydawane gorące napoje.
Koleje Mazowieckie poinformowały w czwartek wieczorem, że porozumiały się z Zarządem Transportu Miejskiego w Warszawie co do wzajemnego honorowania biletów podczas zapowiedzianego strajku.