Bieńkowska bierze udział w VI europejskim kongresie mobilności pracy w Krakowie. Spotkanie dotyczy zmian w prawie pracy i prawie Unii Europejskiej w związku ze świadczeniem usług transgranicznych.

Więcej: o VI europejskim kongres mobilności pracy w Krakowie >>>>

Dyrektywa dzieli Europę

- Osobiście bardzo walczyłam, żeby komisja dobrze się zastanowiła nad dyrektywą. Oczywiście biorę pełną odpowiedzialność, że ta dyrektywa wyszła z komisji, w takiej formie. Nie ukrywam, że byłam jedną z niewielu osób, żeby w taki sposób ta dyrektywa nie została przyjęta. Dlatego, że działa ona wbrew zasadom wspólnego rynku. Udając - według mnie -, że robi dużo rzeczy dla dobra pracowników wprowadza zasady protekcjonistyczne pomiędzy krajami. Absolutnie dzieli Europę, główne na wschód - zachód, ale także na północ - południe - mówiła Bieńkowska.

- Deklaracje i opowieści wszystkich przywódców europejskich, że kochamy wspólny rynek są nieprawdziwe. Kochamy wspólny rynek jeśli on odpowiada naszym narodowym interesom. To, co nam nie odpowiada, tego nie lubimy, nie kochamy i będziemy z tym walczyć - dodała komisarz.

Zwróciła uwagę, że dyrektywa w dużym stopniu dotnie polskich przedsiębiorców. - Polski sektor transportowy ogromnie urósł w ostatnich latach, jest bardzo konkurencyjny, ale nie ze względu na to ile kosztuje, tylko ze względu na jakość - powiedziała komisarz. Zaznaczyła, że polskie firmy są coraz mniej konkurencyjne cenowo, a coraz bardziej pod względem jakości.

- Nasze samochody firm transportowych są o wiele lepsze, nowsze, wydzielają mniej spalin niż te z krajów starej Unii. Nagle się okazało, że jesteśmy we wspólnej Europie, bardzo się kochamy, ale rzeczywistość gospodarcza jest taka - mówiła Bieńkowska.

Jej zdaniem na kształt dyrektywy wpływ miał kryzys gospodarczy. - W większej części Europy kryzys sprawił, że kraje zamykały i chroniły swój rynek pracy - powiedziała Bieńkowska.

 


Również Stefan Schwarz (prezes stowarzyszenia Inicjatywa Mobilności Pracy) krytycznie ocenia dyrektywę. Jego zdaniem w Europie wywołano "wojnę" przeciw delegowaniu pracowników. - W pewnym momencie angażuje to całą europejską opinię publiczną, większość europejskich polityków - mówił. Zaznaczył, że w czasie dyskusji podnoszone są argumenty, które nie mają uzasadnienia w faktach.

- KE proponuje projekt, w którym pisze w uzasadnieniu, że zwiększająca się liczba delegowanych pracowników podważa zaufanie obywateli do UE.  Z naszej perspektywy robi się przykro, kiedy to się czyta - podkreśliła. Dodał także, że pracownik delegowany jest błędnie kojarzony tylko z budowlanym pracownikiem. - Tymczasem delegowanie są inżynierowi, artyści - wyjaśniał.

 

Według ekspertów nowa dyrektywa jest niekorzystna z punktu widzenia interesów polskich i węgierskich firm. Ogranicza ona okres delegowania pracowników do 12 miesięcy z możliwością przedłużenia o sześć miesięcy na podstawie "uzasadnionej notyfikacji", przedstawionej przez przedsiębiorcę władzom państwa przyjmującego.