Jednorazowa premia "na dzień dobry" (2 tys. zł), pakiet socjalny, wyższa płaca niż u konkurencji (nawet 6,5 tys. zł brutto), karta Benefit - takie warunki zaoferowały Koleje Dolnośląskie przyszłym pracownikom.

"Efekt jest mierny. Zatrudniliśmy kilka osób, a planowaliśmy przyjąć ponad 30" - mówi Piotr Rachwalski, prezes spółki należącej do dolnośląskiego urzędu marszałkowskiego.

Trudności wynikają m.in. z tego, że przez ostatnie lata w Polsce nie szkolono maszynistów, kadra się postarzała, a wyszkolenie nowej jest długotrwałe (trwa niemal dwa lata) i kosztowne (ponad 100 tys. zł za pracownika).

Ale kadrowe kłopoty są także skutkiem planowanej restrukturyzacji Przewozów Regionalnych. Spółka ma być dokapitalizowana przez Agencję Rozwoju Przemysłu 750 mln zł, które przeznaczy na oddłużenie i program dobrowolnych odejść dla prawie 1,7 tys. pracowników.

"Pracownicy są mamieni wizją nowej, oddłużonej firmy, w której wszystko zostanie po staremu. Dlatego wybierają stare" - tłumaczy się Piotr Rachwalski. Prywatni przewoźnicy skarżą się, że do przeprowadzki zniechęcają także związkowcy. (PAP)