Tuvalu jest małym państewkiem składającym się z kilku wysp położonych na Oceanie Spokojnym. Globalne ocieplenie powodujące podnoszenie się poziomu wód stwarza dla jego mieszkańców realne zagrożenie utraty ojczyzny i konieczność przeniesienia się do Nowej Zelandii.

"Bez pilnych działań dzieci Tuvalu, podobnie jak wszystkie dzieci na świecie, nie będą miały przyszłości. Musimy uratować Tuvalu, by uratować świat" - mówił Sopoaga.

Apelował o szybkie podjęcie decyzji i działań w sprawie odejścia od paliw kopalnianych. Jego zdaniem dopóki negocjacje w ramach ONZ nie posuną się do prawnie obowiązującego porozumienia dotyczącego redukcji emisji gazów cieplarnianych, egzystencja jego kraju będzie zagrożona.

"Niektórzy sugerują, że mieszkańcy Tuvalu mogą się przenieść gdziekolwiek. Chciałbym to powiedzieć bardzo jasno: nie chcemy się przenosić" - oświadczył.

Premier Tuvalu apelował, by wszystkie kraje podjęły wysiłek w celu zmniejszenia emisji CO2 i tworzenia odnawialnych źródeł energii. "Nie możemy pozwolić, by jedni przyglądali się, jak inni wykonują prace" - mówił nawiązując do tego, że niektóre kraje są mniej chętnie do narzucania sobie ambitnych celów w sprawie zmniejszenia emisji gazów powodujących efekt cieplarniany.

Jak podkreślał, doświadczenie ze szczytu klimatycznego w Kopenhadze w 2009 r., który zakończył się porażką, powinno pokazać, że nie można zadowalać się tylko deklaracjami i retoryką. "Nie możemy być ślepi na naszą przyszłość" - mówił do delegatów z prawie dwustu państw, którzy biorą udział w spotkaniu na Stadionie Narodowym.

Jak podkreślił, w ciągu ostatnich dni nastąpił postęp w sprawie nowego porozumienia globalnego, które ma być podpisane w 2015 r. w Paryżu. Dodał jednak, że niestety większość tego, co kraje proponują podczas tego COP, było już na stole przed konferencją w Kopenhadze, która zakończyła się niewiążącym prawnie porozumieniem. "Nie możemy dalej ignorować naszych własnych wysiłków, które podejmowaliśmy w przeszłości" - oświadczył.

Mówił, że dla biednych i podatnych na zagrożenia krajów, takich jak jego, szczególnie ważny jest mechanizmem kompensowania strat wywoływanych przez zmiany klimatyczne (ang. loss and damage). "Potrzebujemy tego mechanizmu ufundowanego przez społeczność międzynarodową, abyśmy mogli się odbudować po efektach zmian klimatycznych" - mówił premier Tuvalu.

Nie wymieniając żadnego państwa z nazwy oświadczył, że głęboko go smuci, że niektórzy z najbliższych sąsiadów jego kraju są tak mało pomocni w tej sprawie.

Kraje rozwijające się chcą, by finansowaniem "loss and damage" powinna zająć się nowa instytucja, niezależna od GCF (Zielonego Funduszu Klimatycznego). Na takie rozwiązanie nie zgadzały się państwa rozwinięte - m.in. USA, Dania, Japonia i Australia.

"Musimy mieć pewność, że otrzymamy odpowiednie kompensacje za szkody wyrządzone przez zanieczyszczających. Jeśli nie możemy uzgodnić racjonalnego systemu w ramach konwencji klimatycznej Narodów Zjednoczonych, w którym koszty kompensacji będą sprawiedliwie rozłożone, przegramy też w innych sprawach" - ostrzegał Sopoaga.

Eksperci przewidują, że w najgorszym możliwym scenariuszu w ciągu 50 lat Tuvalu zaleje woda, a całą jej ludność - blisko 12 tys. osób - trzeba będzie ewakuować.

Zanim państwa jak to znikną z powierzchni ziemi, zmiany klimatyczne doprowadzą do tego, że staną się ziemią jałową, na której nie urodzą się żadne plony z powodu zasolenia gleby i wód.

Pod jednym względem mieszkańcy Tuvalu mają szczęście - rząd Nowej Zelandii przyjmuje już uciekinierów z atoli i zapewnił tuvalijskie władze, że jeśli spełnią się najgorsze przepowiednie, to wygospodaruje miejsce dla całej populacji Tuvalu. Nowa Zelandia liczy tylko nieco ponad 4,4 mln mieszkańców, a gęstość zaludnienia wynosi 16 osób na kilometr kwadratowy.