Ten nowotwór tarczycy aż w 25 proc. przypadków jest uwarunkowany genetycznie. W takich przypadkach, aby uniknąć choroby, profilaktycznie usuwa się zagrożony narząd. Zabiegi są przeprowadzane nawet u rocznych dzieci – przypominają onkolodzy w przededniu przypadającego w sobotę Światowego Dnia Tarczycy.

Jak poinformował specjalista chirurgii onkologicznej z Samodzielnego Publicznego Szpitala Klinicznego Nr 5 Śląskiego Uniwersytetu Medycznego w Katowicach dr hab. Jan Włoch, który przeprowadził w 1997 r. jako pierwszy w Polsce operację profilaktycznego wycięcia tarczycy, zagrożenie zachorowaniem w razie posiadania mutacji jest nawet poważniejsze, niż w przypadku raka piersi.

Ryzyko, że nosicielka zmutowanego genu zachoruje na raka piersi do 70. roku życia wynosi 80-85 proc., natomiast w przypadku raka rdzeniastego jest to aż ponad 95 proc. do 40 r. życia. „Patrząc statystycznie wiemy więc, że prawie u każdego nosiciela ta choroba wystąpi do 40. roku życia. Może wystąpić już w tych najwcześniejszych latach – opisywano przypadki w pierwszym czy drugim roku życia” – powiedział doc. Włoch.

Ryzyko przekazania choroby własnym dzieciom wynosi 50 proc. Jak zaznaczył, przełomem w leczeniu tego rodzaju nowotworów stało się upowszechnienie badań genetycznych. Przeprowadza się je w rodzinach osób, które zachorowały, identyfikując bezobjawowych nosicieli mutacji, a także bardzo wczesne przypadki raka.

Przypomniał, że jako pierwszy w Polsce rutynowe badania rodzin chorych na raka rdzeniastego tarczycy wprowadził zespół prof. Barbary Jarząb z Zakładu Medycyny Nuklearnej Centrum Onkologii w Gliwicach, w którym sam wówczas pracował.

„Minęło ponad 15 lat obserwacji leczonych pacjentów. Dzisiaj możemy powiedzieć, że podjęcie decyzji o profilaktycznej operacji redukującej ryzyko zachorowania było słuszne. Obserwacja ponad 60 nosicieli mutacji, u których przeprowadziłem operację profilaktycznego wycięcia tarczycy, wskazuje na bezobjawowy przebieg u wszystkich operowanych chorych i zachęca do stosowania tej operacji” – mówił doc. Włoch. Ostatni taki zabieg przeprowadził w katowickiej klinice w ubiegłym tygodniu, tarczycę usunął 2,5–letniemu dziecku, a kilka lat wcześniej – jego matce.

„Dzieci przepięknie przechodzą operacje. Dorosły człowiek na drugi dzień leży plackiem, a dziecko biega już wieczorem i gra w piłkę na korytarzu” – opowiadał doc. Włoch. Jak zapewnił, decyzję o usunięciu tarczycy, w razie potwierdzającego nosicielstwo wyniku badań genetycznych, podejmuje aż 95 proc. badanych. „Większości tych rodzin miała jakieś tragiczne zdarzenie związane ze zgonem na tego raka, dlatego z łatwością akceptują leczenie, w którym usuwa się teoretycznie zdrową tarczycę. Dorośli decydują sami, za dzieci – ich rodzice” – mówił lekarz.

Tarczyca jest gruczołem wielkości kciuka, odpowiedzialnym za wytwarzanie hormonów i utrzymywanie ich poziomu w stanie równowagi fizjologicznej. Po jej usunięciu trzeba do końca życia przyjmować leki hormonalne. „Na rynku jest ogólnie dostępny i tani hormon - czterojodotyronina. Tabletki z tym hormonem trzeba wprawdzie przyjmować do końca życia, ale to jest całkowicie bezpieczne i dzięki temu zabieg nie wpływa ani na rozwój człowieka, ani na jego dojrzewanie, czy możliwość posiadania dzieci” – dodał doc. Włoch.

Profilaktyczne operacje usunięcia zdrowych narządów przeprowadza się także w przypadku zagrożenia rakiem piersi czy jajników. Na podwójną mastektomię po badaniach genetycznych zdecydowała się ostatnio słynna amerykańska aktorka Angelina Jolie. Zabiegi takie byłyby teoretycznie również wskazane w przypadku nowotworów jelita grubego o podłożu dziedzicznym, w praktyce się ich jednak nie przeprowadza, bo oznaczałyby dla pacjentów poważne okaleczenie i znaczne pogorszenie jakości życia.