Wszyscy zostali oskarżeni o nieumyślne narażenie na niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu 3-latka. Proces trwał 3 lata. Wyrok Sądy Rejonowego Warszawa-Śródmieście jest nieprawomocny. 
Wszyscy skazani - według sądu - popełnili błędy, które doprowadziły do pogorszenia stanu zdrowia dziecka lub źle rozpoznali stan dziecka. 

3-letni Jaś, który zmarł w wyniku sepsy, nie był dzieckiem zaniedbanym; cały czas znajdował się pod opieką lekarzy. To na nich spoczywał obowiązek zdawania sobie sprawy z powagi sytuacji - podkreślał we wtorek sąd, uzasadniając skazanie czworga lekarzy w tej sprawie. 

Sędzia Małgorzata Drewin, odnosząc się do poszczególnych skazanych podkreślała, że lekarze broniąc się, próbowali obciążać rodziców chłopca i ich postawę.
- Co rusz sąd natykał się na takie kwiatki polegające na nieumiejętności przyznania się oskarżonych do popełnionego błędu - powiedziała. 
- To nie na pacjencie spoczywa obowiązek zdawania sobie sprawy z sytuacji, z zagrożenia życia; to na lekarzu - jako na gwarancie - spoczywa ten obowiązek zdawania sobie sprawy z powagi sytuacji - mówiła sędzia. Jako przykład podawała wyjaśnienia lekarzy, którzy np. mówili, że np. dziecko nie powinno znaleźć się na SOR tylko powinno być zawiezione do przychodni. 

Czytaj: SN: nagana za śmierć dziecka, zakaz praktyki lekarskiej - za gwałt>>>

- W zderzeniu z przysięgą Hipokratesa te słowa powodują, że trzeba zastanowić się nad tym, jak dalece piękno zawodu medyka zostało zmienione na jakieś nędzne, drobne formalne miedziaki - powiedziała sędzia. 

Powiedziała również, że z akt wynika, iż każdy z lekarzy, do którego dziecko trafiało, mógł odwrócić błąd popełniony przez poprzednika. 

Sędzia Małgorzata Drewin podkreślała, że lekarze popełnili szereg błędów medycznych - nawet w sytuacji, gdy znali kliniczny przebieg sepsy. "Zaniechanie każdego z lekarzy było początkiem zaniechań kolejnych" - mówiła sędzia. 

Podawała przykłady sprzecznych interpretacji dokonywanych przez lekarzy. Jeden ze skazanych (ze szpitala na Niekłańskiej) skierował rodziców do innego szpitala - na ulicę Litewską, zastrzegając, że sprawa jest pilna, więc muszą jechać własnym autem. Z kolei lekarka, która ich przyjęła w szpitalu na Litewskiej - powołując się na fakt, że przyjechali własnym autem, uznała, że stan nie może być aż tak zły, skoro nie skorzystano z karetki. 
Dodała, że lekarze powoływali się też na fakt, że rodzice nie byli przekonani do hospitalizacji dziecka, mimo że w sytuacji zagrożenia życia dziecka powinni sami podejmować takie decyzje.
 


Sędzia podkreślała, że rodzice nie musieli zdawać sobie sprawy z powagi sytuacji. Sąd zwracał też uwagę - uzasadniając wyrok - że skazani lekarze, mimo że mieli wyniki badań dziecka, nie zdecydowali się np. na podanie antybiotyku. 

Sędzia podkreślała równocześnie, że żadnemu z oskarżonych nie został postawiony zarzut nieumyślnego spowodowania śmierci. - Nie oskarżeni wywołali stan zagrożenia dla życia; oskarżeni jedynie, albo aż, nie podjęli właściwych działań, by to niebezpieczeństwo zmniejszyć lub odwrócić - powiedziała. 

Dodała, że zdaniem biegłych do śmierci mogło dojść nawet wtedy, gdyby leczenie było prawidłowe, ale działanie lekarzy mogło zmniejszyć niebezpieczeństwo. - Ta zasada rozstrzygana jest na korzyść oskarżonych - mówiła, dodając, że stąd zarzut nieumyślonego narażenia na niebezpieczeństwo utraty życia lub ciężkiego uszczerbku na zdrowiu

Sąd nie orzekł zakazu wykonywania zawodu dla lekarzy.

Zimą 2008 roku 3-letni wówczas Jaś zaraził się ospą wietrzną od swojego brata; po chorobie doszło do powikłań. Chłopcem zajmowali się lekarze ze szpitali przy ulicy Niekłańskiej i Litewskiej w Warszawie - w sumie sześcioro. Zdaniem prokuratury, choć nie ma dowodów, że doprowadzili do śmierci dziecka, popełnili "istotne błędy medyczne". Stan chłopca pogarszał się; odsyłano go z placówki do placówki; ostatecznie 29 grudnia 2008 r. zmarł na sepsę. (pap)