Jak czytamy w dzienniku „Rzeczpospolita”, w drugiej połowie roku znajdą się pieniądze na przyciąganie obcokrajowców do polskich gabinetów i klinik.
Jak podaje Instytut Turystyki, „prognozowany na obecny rok przyrost liczby zagranicznych turystów to 13,2 mln (w 2010 r. było to 12,4 mln). Tym samym zwiększy się też rynek turystyki medycznej, który według Polskiego Stowarzyszenia Turystyki Medycznej wzrośnie do ok. 280 tys. pacjentów. Jak twierdzi prezes PSTM Artur Gosk, spodziewane wpływy branży to nawet 780 mln złotych.
Pomoc finansowa na rozwój polskiej turystyki medycznej
Jakie działania mają spowodować taki napływ zagranicznych pacjentów? Branża turystyki medycznej oczekuje, iż stanie się tak dzięki promocji, którą będzie współfinansować Ministerstwo Gospodarki. Turystyka medyczna „otrzyma pomoc finansową w ramach wsparcia polskich specjalności eksportowych, z dwóch źródeł”. Po pierwsze, „z puli na ogólną promocję wyróżnionych sektorów gospodarki (tutaj jest do wydania łącznie 64 mln zł, które będzie podzielone po równo pomiędzy 15 branż – z tego turystyka medyczna otrzyma nieco ponad 4,2 mln zł).
Druga pula jest znacznie większa (wynosi 150 mln zł, które jednak zostaną podzielone nierównomiernie – tutaj wsparcie jest kierowane do konkretnych podmiotów gospodarczych, a wielkość dotacji będzie zależna od liczby firm, jakie będą brane pod uwagę przy podziale pieniędzy).
Poszukiwania partnerów już trwają
Polscy organizatorzy turystyki medycznej „już teraz szukają partnerów, którzy mogliby pomóc w znajdowaniu pacjentów”. Dlatego w styczniu tego roku „na zaproszenie PSTM przyjechali do Polski przedstawiciele amerykańskiej firmy One Global Med, która zajmuje się wysyłaniem obywateli USA na leczenie do Ameryki Południowej i Azji”. Zaproszeni zwiedzili kilka placówek medycznych w Polsce, w tym Europejskie Centrum Zdrowia w Otwocku. Niestety, w czasie rozmów okazało się, że koszty zdobycia pacjentów w USA są wysokie. Jak twierdzi Dariusz Dąbrowski, dyrektor ds. marketingu PSTM, na takie wydatki polskie kliniki nie mogą sobie pozwolić (chodzi o konieczność poniesienia nakładów na promocję rzędu 75 tys. dolarów rocznie, jak również konieczność zdobycia odpowiednich certyfikatów, na które należałoby wydać kolejnych kilkadziesiąt tysięcy). Dlatego, jak mówi Dąbrowski, „w tej sytuacji promocja na rynku amerykańskim będzie realizowana w drugiej kolejności, a obecnie należy raczej skupić się na rozwoju na rynku europejskim (Niemcy, Wielka Brytania oraz Skandynawia)”.
Opracowanie: Agnieszka Sostenes-Brązert, RPE WKP
Źródło: Rzeczpospolita, 8 marca 2011 r.

Data publikacji: 9 marca 2011 r.