O barierach i próbach ich pokonania rozmawiała z krajowym konsultantem ds. transplantologii klinicznej, prezesem Polskiej Unii Medycyny Transplantacyjnej i uczestnikiem przeprowadzonego w 1966 r. pierwszego w Polsce udanego przeszczepu nerki prof. Wojciechem Rowińskim.

Jak ocenia pan obecną sytuację Polski w dziedzinie transplantacji? Zeszły rok to rekordowa w historii liczba 1545 przeszczepów, ale też 2369 osób na krajowej liście oczekujących na przeszczep na koniec grudnia, czy mamy w związku z tym powody do optymizmu?

Prof. Wojciech Rowiński: Trudno jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie, to zależy od tego, z jakiego punktu widzenia spojrzymy. Liczba przeszczepień może dawać powody do satysfakcji, liczba pobrań narządów już niekoniecznie. Wyniki przeszczepiania są na poziomie światowym, natomiast problemem jest za mała w stosunku do potrzeb liczba dostępnych narządów.

Jakie są wobec tego bariery w rozwoju transplantologii w Polsce? Patrząc na założenia Narodowego Programu Rozwoju Medycyny Transplantacyjnej na lata 2011–2020, który zakłada, że w porównaniu z 2009 r. liczba przeszczepów od zmarłych dawców ma wzrosnąć o 100 proc., liczba potencjalnych niespokrewnionych dawców szpiku o 300 proc., a nerek od żywego dawcy o co najmniej 500 proc. widzimy, że chyba jest jeszcze dużo do zrobienia?

W.R.: Bez wątpienia i takie działania są podejmowane przez zapoczątkowany w 2009 roku program Partnerstwo dla Transplantacji, który realizuje Polska Unia Medycyny Transplantacyjnej wspólnie z Centrum Koordynacyjno–Organizacyjnym ds. Transplantacji Poltransplant. Głównym celem tego programu jest zwiększenie aktywności w zakresie pobierania narządów od zmarłych poprzez zaangażowanie lokalnych władz administracji państwowej i samorządowej - jak wojewodowie, marszałkowie starostowie, miejscowych uczelni medycznych, okręgowych izb lekarskich oraz wykorzystanie szpitalnych koordynatorów transplantacyjnych. Konieczny jest współudział kapelanów szpitalnych, ponieważ są najbliżej człowieka umierającego i jego rodziny. Bardzo przydatny jest współudział organów założycielskich szpitali, które mogą zwracać uwagę dyrektorom, że dbałość o pobieranie narządów od zmarłych jest jednym z ich zadań w realizacji potrzeb zdrowotnych miejscowej społeczności. Nie ma bowiem przeszczepiania narządów bez ich pobrania od dawcy zmarłego lub żywego.

Jedną z barier wydaje się być zbyt mała liczba koordynatorów transplantacyjnych, którzy pracują obecnie w około połowie, czyli ponad 200 szpitalach z tzw. potencjałem dawstwa.

W.R.: Koordynatorów jest już bardzo wielu, choć rzeczywiście liczba ich musi jeszcze rosnąć. Optymalnym rozwiązaniem byłoby, aby w każdym szpitalu, w którym możliwe jest pobieranie narządów, było dwoje koordynatorów – lekarz i pielęgniarka. Wymaga to jednak dalszego szkolenia koordynatorów w Studium Podyplomowym w Warszawskim Uniwersytecie Medycznym, które wspólnie z Poltransplantem stworzyliśmy w 2007 r. i pewnych środków finansowych na ich zatrudnienie w szpitalach. Oczywiście, bardzo istotne znaczenie ma współpraca koordynatora z dyrektorem szpitala.

Rezerwy kryją się też chyba w niektórych regionach, są białe plamy na mapie pobrań, województwa świętokrzyskie, podkarpackie, małopolskie, lubelskie - czemu pobrań jest tam tak mało? Może właśnie tam jest za mało koordynatorów? A na czym polega tajemnica sukcesu Zachodniopomorskiego, Wielkopolskiego, Lubuskiego?

W.R: Rozwój programu pobierania narządów od zmarłych zależy nie tylko od liczby pracujących koordynatorów, chociaż stanowisko takie ma istotne znaczenie. W Wielkopolsce i Zachodniopomorskiem koordynatorów jest kilku, a liczba pobrań narządów od dawców zmarłych jest najwyższa w Polsce. Trudno jednoznacznie wskazać przyczyny małej ilości pobrań w niektórych regionach. To zapewne kwestia nastawienia lekarzy, społeczeństwa. Nie wszyscy lekarze mają też wprawę w rozpoznawaniu śmierci mózgowej. Postęp jest jednak widoczny. Analiza efektywności naszego programu wykazała, że w 2012 roku w porównaniu z poprzednim doszło do wyraźnego zwiększenia liczby zgłoszeń zmarłych dawców w poszczególnych województwach, np. w Podkarpackiem z 12 do 26 pobrań – wzrost o 116 proc., Małopolskiem z 26 do 36 – wzrost o 38 proc., Dolnośląskiem z 35 do 50 pobrań – wzrost o 61 proc., czy Wielkopolskiem – z 69 do 87 pobrań – wzrost o 26 proc. Ponadto, na mapie Polski pojawiły się nowe szpitale biorące aktywny udział w identyfikacji potencjalnych dawców narządów.

W 2011 r. z powodu sprzeciwu rodziny nie doszło do 9 proc. pobrań - to dużo czy mało? Czy należy wciąż przekonywać, że warto podjąć decyzję o oddaniu po śmierci narządów komuś potrzebującemu?

W.R.: 9 proc. to niewiele, w innych krajach ten odsetek wynosi nawet 25–30 proc., ale na pewno prowadzenie szeroko pojętej edukacji społecznej ma ogromne znaczenie. Przeszczepianie narządów jest skuteczną, bezpieczną i czasami jedyną metodą leczenia pacjentów ze schyłkową niewydolnością wątroby, serca, płuc czy nerek. Rekordziści po przeszczepie żyją nawet po kilkadziesiąt lat. Bez tych narządów zmarliby w krótkim czasie, a w przypadku niewydolności nerek skazani na uciążliwą procedurę dializowania. Obecna polska ustawa transplantacyjna, z możliwością wyrażenia sprzeciwu w centralnym rejestrze, to dobry model. Tak jak na całym świecie, szanujemy też wolę rodziny i w razie jej zdecydowanego sprzeciwu odstępuje się od pobrania.

Kolejny problem to zbyt mało pobrań od żywych dawców, akcentują to państwo m.in. właśnie w programie Partnerstwo dla Transplantologii. Tylko 51 nerek przeszczepiono od żywych dawców w zeszłym roku, zaledwie 14 fragmentów wątroby, dlaczego tak mało?

W.R. Tu, rzeczywiście jesteśmy w tyle, tylko 4 proc. przeszczepianych nerek w Polsce pochodzi od osób żywych, średnia w Unii Europejskiej to ok. 22 proc. Może bardziej się boimy o pracę i unikamy zwolnienia chorobowego. Nie jesteśmy też tak zdrowi jak Norwegowie, gdzie 28-30 proc. przeszczepów nerek jest przeprowadzanych od dawców żywych. Bardzo istotne znaczenie ma rozwój przeszczepiana nerek od dawców rodzinnych.

W Narodowym Programie Rozwoju Medycyny Transplantacyjnej podjęto działania, by było więcej żywych dawców. Zakłada on m.in. wyszkolenie pielęgniarek stacji dializ w zakresie przeszczepów rodzinnych i stworzenie stanowiska koordynatora przeszczepów rodzinnych w każdej stacji dializ. Polska Unia Medycyny Transplantacyjnej również promuje dawstwo rodzinne nerek. Przedsięwzięcia w tym zakresie prowadzone są w kilku województwach z udziałem konsultantów wojewódzkich w dziedzinie nefrologii. Zasadniczy element działania stanowią spotkania w poszczególnych stacjach dializ z rodzinami pacjentów i pacjentami, z udziałem miejscowego kapelana. Bezwzględnie powinno się rozmawiać z rodzinami chorych, mam tu na myśli przede wszystkim lekarzy, wydaje mi się, że tych rozmów jest za mało. Pacjenci też nie zawsze mają odwagę, by zwrócić się do kogoś z rodziny o oddanie mu nerki – każdy wolałby po prostu dostać brylantową kolię, niż o nią prosić.

Rozmawiała: Anna Gumułka