Józef Kielar: Ministerstwo Zdrowia wycofuje się z projektu centralizacji szpitali. Czy samorządy i inni krytycy tych rozwiązań, do których należał również pan, mogą mieć powód do zadowolenia i dlaczego?

Marcin Pakulski: Niejasność co do planów kolejnej reformy lecznictwa zamkniętego, czyli szpitali mówiąc prościej, nie pozwala na wyrażenie zadowolenia czy satysfakcji. Po pierwsze, pandemia nadal trwa, gdyby ktoś zapomniał. Personel medyczny wciąż zmaga się ciężkimi przypadkami zachorowań na COVID - 19, praca w szpitalach nadal jest trudniejsza niż zwykle, a koszty funkcjonowania w reżimie zakaźnym są ciągle wysokie. Minister Adam Niedzielski zapowiada program profilaktyki dla osób 40+, a my nie mamy planu racjonalnego restartu systemu opieki zdrowotnej po wymuszonym przez Ministerstwo Zdrowia i NFZ wstrzymaniem planowego, a tak naprawdę w wielu przypadkach jakiegokolwiek leczenia innego niż związanego z infekcjami SARS-CoV-2. Stare problemy funkcjonowania „sieci szpitali” pozostały nierozwiązane a pojawiają się kolejne. Powiem krótko, póki co brakuje optymizmu.

Czytaj: Nie będzie centralizacji szpitali, tylko przemyślana restrukturyzacja>>
 

Kto powinien pracować w Agencji Rozwoju Szpitali, która ma zająć się restrukturyzacją szczególnie tych placówek, które znajdują się w najgorszej sytuacji finansowej?

Za bardzo nie wiadomo, jakie mają być zadania i kompetencje Agencji. Pomysły co do planowanych zmian jak widać rodzą się żywiołowo w głowach rządzących. Nie wiadomo, czy ma to być instytucja kontrolno-nadzorująca czy finansowo-zarządcza. To zupełnie dwa różne bieguny. W tym widzę trudność w odpowiedzi na to pytanie. Problemy szpitali są różnorodne. Po pierwsze – brak kadry, po drugie - zdekapitalizowana i niedostosowana do współczesnych wymagań infrastruktura, po trzecie - pieniądze, czyli niedostateczny poziom finansowania świadczeń zdrowotnych niepozwalający na zapewnienie odpowiednich warunków pracy personelowi medycznemu i optymalnych warunków leczenia pacjentów. No więc, co i jak Agencja ma restrukturyzować? Cięcie kosztów nie wchodzi w grę. Poprawa struktury świadczeń może być niemożliwa ze względu na braki personelu i nieodpowiednią infrastrukturę. Ale może, czego bym sobie życzył, Agencja będzie w stanie przygotować odpowiednie rekomendacje dotyczące tych trzech obszarów funkcjonowania szpitali wiążące na tyle, że w ślad za nimi nastąpią odpowiednie zmiany i inwestycje.

 


Według jakich kryteriów powinna być przeprowadzona tzw. kategoryzacja szpitali (A, B, C, D), z których te zaliczone do kategorii C byłyby restrukturyzowane przy pomocy doradcy delegowanego przez ARS, a znajdujące się w najgorszej sytuacji finansowej (D) przez komisarza?

Tego nie wiem. Natomiast opierając się na wypowiedziach przedstawicieli Ministerstwa Zdrowia rodzą się pewne obawy co do słuszności tych założeń. Wynika z nich, że placówki niezadłużone będą mieć więcej pieniędzy, a te które są zadłużone będą restrukturyzowane „do upadłego”. Mam jeszcze pytanie o to, co stanie się z wysoko zadłużonymi instytutami medycznymi i szpitalami klinicznymi? A co z dostępem do świadczeń opieki zdrowotnej? Mam oczywiście świadomość, że zła kondycja podmiotu medycznego może być również efektem błędów zarządczych, ale bez przesady.  Tak nie jest w większości publicznych podmiotów medycznych. Większość problemów, choć podkreślę, że nie wszystkie, to efekt źle skonfigurowanego systemu opieki zdrowotnej. Nawet już nie tylko w zakresie lecznictwa szpitalnego, ale wręcz całego systemu ochrony zdrowia.

Czy można poprawić dostępność pacjentów do świadczeń opieki zdrowotnych reformując tylko szpitale? Co z podstawową opieką zdrowotną i ambulatoryjną opieką specjalistyczną?

No właśnie nie. Tu chodzi o funkcjonowanie systemu ochrony zdrowia, który jest pojęciem szerszym, niż opieka zdrowotna związana z medycyną naprawczą. Ale powiem więcej. System ochrony zdrowia powinien być również ściśle powiązany z systemem opieki socjalnej zwłaszcza obecnie i na przyszłość, co wynika ze zmian demograficznych, ale i zmian społeczno-gospodarczych wywołanych pandemią.

W jaki sposób powinno się przeprowadzić certyfikację kadry zarządzającej szpitalami?

Nie odpowiem wprost na to pytanie. Ale certyfikat nie zadecyduje o rzeczywistych umiejętnościach menedżera. Liczy się jeszcze jego doświadczenie, opinia o nim, cechy osobiste. Gdyby certyfikaty rozwiązywały sprawę to firmy head hunterskie nie miałyby co robić w biznesie. A jednak w biznesie do zarządzania nie zatrudnia się na podstawie posiadanych certyfikatów. Nie twierdzę, że wszystkie z nich są bez wartości. Ale choćby w przypadku popularnych studiów MBA, mamy bardzo różny poziom kształcenia. Tak więc podchodzę do tej idei z dużą rezerwą.

Według szacunków reforma ma objąć 550 szpitali – 78 z nich generuje aż 80 proc. długów wynoszących prawie 16 mld zł. Całkowite oddłużenie tych placówek byłoby sprzeczne ze zdrowym rozsądkiem...

No właśnie nie! Długi szpitali publicznych są w istocie długami publicznymi gwarantowanymi przez państwo. A więc są to długi, za które zapłacą podatnicy. Tak więc w interesie podatników, a zwłaszcza pacjentów jest, aby zahamować zadłużenie i długi uregulować. Wiele osób nie uświadamia sobie, że koszty finansowe zadłużenia, zwłaszcza w przypadku zobowiązań przeterminowanych zmniejszają fundusze, które można przeznaczyć na leczenie. Jeżeli mowa o tzw. dziurawym systemie, to jest to ta największa wyrwa w systemie opieki zdrowotnej przez którą „uciekają pieniądze”. Im większe długi, tym więcej pieniędzy wyprowadzane jest poza system ochrony zdrowia, tym większą stratę ponosimy my wszyscy.

Jak ocenia pan próbę zniesienia ryczałtów na niektóre świadczenia zdrowotne, np. na oddziałach intensywnej opieki medycznej?

Limity na świadczenia zdrowotne, czy mówiąc wprost ich reglamentowanie, są wynikiem braku pieniędzy na leczenie w wystarczającej wysokości. Limitowanie wynagrodzenia za leczenie jest też jedną z przyczyn zadłużania się podmiotów medycznych, zwłaszcza tych wysokospecjalistycznych. Zniesienie limitów na leczenie w oddziałach anestezjologii i intensywnej terapii, ale również poprawienie wyceny świadczeń ma kolosalne znaczenie, również strategiczne. Może być bowiem impulsem do ich rozwoju, a o deficytach w zakresie zarówno kadr medycznych jak i stanowisk intensywnej terapii, po traumatycznych doświadczeniach pandemicznych chyba nie muszę nikogo przekonywać. Zmiana finansowania jest potężnym bodźcem do rozwoju deficytowego obszaru opieki zdrowotnej. Doskonale przekonaliśmy się o tym na przykładzie kardiologii inwazyjnej. Ale diabeł tkwi w szczegółach. Aby rozwijać zasoby stabilnie i równomiernie trzeba, być może raz jeszcze  przemyśleć standardy i  niektóre z nich zmienić. Być może nieco złagodzić wymagania, aby móc zwiększyć efektywnie liczbę miejsc intensywnej terapii i miejsc pracy dla deficytowych kadr. Ale oczywiście musi to odbywać się z zachowaniem bezpieczeństwa pracy dla personelu i optymalnych zasad terapii pacjentów.