Pewien mężczyzna, skarżący się na bóle brzucha,  poddał się USG jamy brzusznej. Skorzystał z pomocy radiologa, który współpracował z przychodnią lekarza rodzinnego. Badania były odpłatne. Badanie ultrasonograficzne nic nie wykazało. Pacjent następnego dnia poczuł się już jednak na tyle źle, że trafił na szpitalny oddział ratunkowy. Tam personel medyczny zrobił mężczyźnie ponowne USG. Z tym, że wykazało ono już guza trzustki z przerzutami do wątroby.

Potwierdziły to kolejne badania. Sam pacjent i rodzina byli zszokowani tym, że dwa badania robione dzień po dniu, dały tak różne wyniki. Bliscy chorego doszli do wniosku, że lekarz radiolog, który robił badanie jako pierwszy błędnie opisał wynik. Zgłosili skargę do samorządu lekarskiego. Rzecznik odpowiedzialności zawodowej wytoczył więc radiologowi postępowanie dyscyplinarne. 

Czytaj: Więcej spraw dotyczących błędów medycznych w prokuraturach>>
 

Badania robione hurtem

Okazało się bowiem, że radiolog wykonuje badania aparatem USG, który liczy 25 lat. Co więcej lekarz na gotowych szablonach opisywał nawet 30 badań w ciągu 2 godzin. Okręgowy sąd lekarski nałożył na radiologa karę nagany i obciążył kosztami procesu. Obwiniony lekarz odwołał się do Naczelnego Sądu Lekarskiego. W odwołaniu argumentował, że opóźnienie jednego dnia w diagnozie nowotworu nie miało dla chorego żadnego znaczenia..

Naczelny Sąd Lekarski utrzymał wyrok w mocy. Zapytał jednak radiologa dlaczego posługuje się tak starym aparatem i nie zakupił nowego sprzętu. Ten odparł, że owszem planował taki zakup, ale dopiero po wykończeniu domu, na który wydatki pochłaniały wszelkie jego zarobki.

Sąd lekarski wydając wyrok oparł się m.in. na art. 8 Kodeksu Etyki Lekarskiej, zgodnie z którym  lekarz powinien przeprowadzać wszelkie postępowanie diagnostyczne, lecznicze i zapobiegawcze z należytą starannością, poświęcając im niezbędny czas. Całą sprawę zrelacjonował na łamach Gazety Lekarskiej Jacek Miarka, przewodniczący Naczelnego Sądu Lekarskiego.  


Musi być pogorszenie zdrowia

Na razie nic nie wiadomo aby rodzina złożyła pozew o odszkodowanie do sądu powszechnego. Gdy doszło do błędu radiologa w opisie badania obrazowego, to z pewnością mamy do czynienia z naruszeniem praw pacjenta.  - Samo to jednak nie uprawnia do wysokiego zadośćuczynienia za błąd radiologa. Dopiero, jeśli ten błędny opis doprowadził do pogorszenia stanu zdrowia pacjenta, to można myśleć o sądowym dochodzeniu odszkodowania - tłumaczy Jolanta Budzowska, radca prawny specjalizująca się w procesach o błędy medyczne. Podkreśla, że taka sytuacja będzie także, gdy np. źle opisane badanie  RTG złamanej kończyny doprowadzi do tego, że pacjent cierpi, poprawy nie ma, a na koniec okazuje się, że musi przejść skomplikowaną operację, bo złamanie jest zastarzałe. 

Czytaj: Pacjent i lekarz drogo płacą za błąd medyczny>>

Za niezauważony błąd medyczny odszkodowanie w kwocie 455 tys. zł i rentę przyznał niedawno Sąd Apelacyjny w Warszawie pewnemu chłopcu od szpitala wojewódzkiego, w którym to młody człowiek został poddany tomografii komputerowej. Tam radiolog nie zauważył guza w głowie. Jako, że jej ból chłopcu nie ustępował, rodzice po kilku miesiącach zgłosili się z dzieckiem na rezonans. Dopiero tu lekarze wykryli guza, który im wcześniej leczony, tym mniejsze spustoszenie mógł spowodować. A tymczasem opóźnienie w jego wykryciu spowodowało m.in. to, że chłopiec tracił wzrok. 

  
 


Martwe przepisy

W sprawie z radiologiem, jaka toczyła się niedawno przed sądem lekarskim, zastanawiające jest jednak dlaczego dwudziestopięcioletni aparat do USG radiologa był w ogóle dopuszczony do użytku. – Faktem jest, że na takim aparacie obraz jest już bardzo źle widoczny, nie da się postawić rzetelnej diagnozy - mówi dr Wojciech Łącki, wiceprzewodniczący Naczelnego Sądu Lekarskiego.

Zasady używania aparatury szpitalnej określone zostały w art. 90 ustawy o wyrobach medycznych. Przepis ten wskazuje, że świadczeniodawca musi zapewnić fachową instalację, konserwację aparatury oraz dokumentować okresowe przeglądy. Te zaś powinny przeprowadzać tylko autoryzowane firmy.
- Każde urządzenie musi mieć paszport techniczny, gdzie m.in. wpisywane są naprawy i przeglądy serwisowe. W razie incydentu medycznego i szkody na zdrowiu pacjenta podczas udzielanych świadczeń,  brak paszportu albo ważnego dopuszczenia urządzenia do użytku, jest okolicznością obciążającą podmiot leczniczy- tłumaczy Jolanta Budzowska. A Wojciech Łącki przyznaje, że obowiązek serwisowania aparatów  jest znany, ale praktyka pokazuje, że lekarze się nie zawsze do tego stosują, a i szpitale leczą na przestarzałym sprzęcie. Czyli przepis jest martwy.


Błąd organizacyjny

Dla prawników jest to jednak bulwersujące. – Dlaczego nikt w przychodni rodzinnej nie zainteresował się stanem ultrasonografu i jego jakością? Przecież wartość merytoryczna badania zależy nie tylko od kwalifikacji lekarza. Ważna jest przede wszystkim jakość  aparatu do USG. Czy aparat jest nowy czy stary, sprawny, serwisowany, wyposażony w odpowiednie głowice? Zlecenie w ramach POZ wykonywania badań przez lekarza o nieodpowiednich kwalifikacjach i na przestarzałym  sprzęcie może być potraktowane jak błąd organizacyjny – ocenia Jolanta Budzowska.

Co innego gdy jakaś jednostka leczy pacjentów w ramach ubezpieczenia z NFZ bo wówczas Fundusz w czasie kontroli ma prawo sprawdzić książki serwisowe aparatury. W przypadku prywatnych praktyk lekarskich, takiego nadzoru brakuje.