- Idea podniesienia progu bagatelności na pierwszy rzut oka wydaje się atrakcyjna. Jej celem jest odbiurokratyzowanie procedur w postępowaniach o najniższej wartości, przyspieszenie procedury i obniżenie kosztów jej prowadzenia. Ma też ułatwić dostęp do zamówień małym firmom, które często gubią się w zawiłościach prawa zamówień publicznych, co w konsekwencji ma wzmocnić rynek lokalny - podkreśla dr Maciej Lubiszewski z Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego.

- W rzeczywistości przyjęcie tej nowelizacji może przynieść skutek odwrotny. Zmiana obejmie postępowania o wartości przekraczającej nawet 150 tys. zł brutto. Gdy uwzględnimy projekt poselski, przewidujący podniesienie progu do 50 tys. euro, ta wartość zbliży się do kwoty 250 tys. zł. Takiego progu z pewnością nie będzie można dalej nazywać progiem bagatelności - dodaje Lubiszewski.

W takich postępowaniach będą obowiązywały regulacje wewnętrzne zamawiających, co może doprowadzić do chaosu. Wykonawca ubiegający się o kilka zamówień (co jest praktyką powszechną) do każdej procedury będzie musiał stosować różne reguły. Nie jest też powiedziane, że te reguły będą prostsze od rozwiązań ustawowych.

Lubiszewski podkreśla także, że wykonawcy będą pozbawieni ochrony prawnej, którą obecnie zapewnia – choć w stopniu niedostatecznym – prawo zamówień publicznych. Postępowania podprogowe nie będą objęte zasadą jawności, uczciwej konkurencji i równego traktowania wykonawców. Przy okazji wyłączone zostaną przepisy dotyczące ogłoszeń oraz zakazu zawierania umów na czas nieoznaczony i dokonywania istotnych zmian w umowie. To może skutkować arbitralnością rozstrzygnięć zamawiających, skąd już tylko krok do zachowań patologicznych.

Źródło: Dziennik Gazeta Prawna