Putin dymisję Sobianina przyjął. Zgodził się też, by stanął on do przyspieszonych wyborów mera. Prezydent powierzył mu pełnienie dotychczasowej funkcji do czasu wyłonienia nowego szefa moskiewskiej administracji.

 

Będą to pierwsze od 10 lat bezpośrednie wybory mera Moskwy. Zniesione w 2004 roku przez Putina powszechne wybory prezydentów republik, gubernatorów regionów i merów największych miast w 2012 roku przywrócił poprzedni prezydent FR Dmitrij Miedwiediew.

 

Decydując się na przedterminowe wybory, Sobianin, którego kadencja formalnie upływała w październiku 2015 roku, zaskoczył potencjalnych rywali, poważnie zmniejszając ich szanse na przeprowadzenie pełnowartościowej kampanii.

 

Sobianin, jeden z najbliższych współpracowników Putina, jest merem stolicy Rosji od października 2010 roku. Na stanowisko to został powołany przez Moskiewską Dumę Miejską z rekomendacji ówczesnego prezydenta FR Miedwiediewa.

 

Decydując się na taki krok, Sobianin chce wzmocnić swoją legitymację do sprawowania władzy. Mer wybrany w powszechnym głosowaniu ma bowiem zupełnie inną wagę polityczną, w tym na szczeblu federalnym, niż mer z nominacji.

 

Według źródeł w jego otoczeniu, na które powołuje się dziennik "Wiedomosti", Sobianin nosił się z zamiarem przyspieszenia wyborów już od pewnego czasu. Nie chce bowiem, aby wybory mera odbywały się po wyborach do Moskiewskiej Dumy Miejskiej, planowanych na 2014 rok. Liczy się on z tym, że stojąca za nim partia Jedna Rosja może w przyszłym roku stracić samodzielną większość w moskiewskim parlamencie, co mogłoby się odbić również na wynikach wyborów mera w 2015 roku.

 

Przyspieszając wybory, Sobianin próbuje wykorzystać swoją popularność w mieście i słabość potencjalnych rywali. Z sondażu Fundacji Opinia Publiczna (FOM), jednej z trzech największych pracowni socjologicznych w Rosji, wynika, że jeśli wybory mera Moskwy odbyłyby się na przełomie stycznia i lutego, to Sobianin wygrałby je już w pierwszej turze, zdobywając 61 proc. głosów. Z kolei niezależne Centrum Lewady ocenia, że dotychczasowy mer cieszy się poparciem 53-55 proc. moskiewskich wyborców.

 

Dziennik "Moskowskij Komsomolec" zauważył, że ordynując Moskwie z zaskoczenia przedterminowe wybory mera, Kreml chce "ograć opozycję na jej boisku". Wiadomo bowiem, że stolica jest jednym z bastionów przeciwników Putina.

 

Prezydent i jego Jedna Rosja uzyskują w wyborach w Moskwie gorsze wyniki niż w skali ogólnokrajowej. W zeszłorocznych wyborach prezydenckich Putin uzyskał w stolicy 47,22 proc. głosów, podczas gdy w całym kraju - 63,71 proc. Podobnie było w wyborach do Dumy Państwowej w 2011 roku, kiedy to Jedną Rosję w Moskwie poparło 46,6 proc. głosujących, a w skali całej FR - 49,32 proc.

 

W 2011 i 2012 roku w stolicy Rosji doszło do wielotysięcznych wystąpień przeciwko fałszerstwom przy urnach wyborczych i powrotowi Putina na Kreml. Nastroje protestacyjne w Moskwie są nadal silne, co przed miesiącem pokazała wielka manifestacja opozycji, na którą przyszło około 25 tys. ludzi.

 

Przyspieszenie wyborów mera Moskwa sprawia też, że odbędą się one równolegle z wyborami gubernatora obwodu moskiewskiego. Jeśli Sobianin i kandydat Jednej Rosji w regionie moskiewskim Andriej Worobiow odniosą przekonujące zwycięstwo, to Kreml uzyska stabilną kontrolę nad całą aglomeracją stołeczną, którą zamieszkuje 19 mln ludzi, która wytwarza ponad 25 proc. rosyjskiego PKB i w której skoncentrowane są największe zasoby finansowe.

 

W ocenie dziennika "Wiedomosti" wybranie Sobianina na mera będzie też oznaczać, że Miedwiediew na razie utrzyma stanowisko premiera i status drugiej osobistości w państwie. Mer stolicy był bowiem uważany przez ekspertów za najpoważniejszego kandydata na nowego szefa rządu. Przez niektórych analityków jest on też uważany za prawdopodobnego następcę Putina na kremlowskim tronie. Wrześniowe wybory będą więc dla niego rodzajem castingu.

 

Sobianin ma 54 lata, pochodzi z Syberii. W czasie pierwszej kadencji prezydenckiej Putina - w latach 2005-2008 - był szefem administracji (kancelarii) prezydenta. Natomiast od 2008 do 2010 roku - wicepremierem i szefem aparatu (kancelarii) rządu. W wyborach prezydenckich w 2008 roku kierował sztabem Miedwiediewa.

 

Wcześniej był m.in. gubernatorem obwodu tiumeńskiego i przewodniczącym Dumy Chanty-Mansyjskiego Okręgu Autonomicznego. Te dwa regiony na Syberii Zachodniej to ważne ośrodki wydobycia ropy naftowej i gazu ziemnego.

 

Na stanowisku szefa moskiewskiej administracji zastąpił wieloletniego mera Jurija Łużkowa, którego opozycja oskarżała o korupcję i lobbowanie interesów koncernu budowlanego należącego do jego żony Jeleny Baturinej.

 

Łużkow nie wyklucza, że też weźmie udział w nadchodzących wyborach. Za potencjalnie najpoważniejszego przeciwnika Sobianina uważany jest jednak oligarcha Michaił Prochorow, który w ubiegłorocznych wyborach prezydenta Rosji zdobył w Moskwie 20,21 proc. głosów. Nie wiadomo jednak, czy w tak krótkim czasie, jaki pozostał do wrześniowego głosowania, zdąży on przygotować swoją kampanię (jako kandydat na mera musiałby w ciągu miesiąca pozbyć się wszystkich zagranicznych aktywów).

 

Swój start w wyborach wstępnie zapowiedziało już kilku znanych liderów antykremlowskiej opozycji, w tym adwokat, bojownik z korupcją i bloger Aleksiej Nawalny, lider radykalnego Frontu Lewicy Siergiej Udalcow oraz przywódca demokratycznej partii Jabłoko Siergiej Mitrochin.

 

Zdaniem ekspertów szanse tych polityków na pokonanie Sobianina są niewielkie - może im zabraknąć nie tylko czasu, ale również pieniędzy na zrównoważenie administracyjnych i propagandowych zasobów urzędującego mera.

 

"Dymisję Siergieja Sobianina i czekające nas przedterminowe wybory mera Moskwy można porównać do sytuacji, w której kraj będący gospodarzem mistrzostw świata w piłce nożnej nagle przyspiesza turniej o rok-półtora, a także żąda, by przeciwko jego reprezentacji grały zespoły juniorów lub weteranów, a mecze zaczynały się o godzinie drugiej w nocy" - skomentowały najnowsze wydarzenia na moskiewskiej scenie politycznej "Wiedomosti".