Można powiedzieć, iż mamy do czynienia z sytuacją nadzwyczajną, z uwagi na fakt, iż Prezes UZP rzadko korzysta z uprawnienia, które zezwala mu w sądach domagać się unieważnienia umów zawartych niezgodnie z prawem. Do tego po raz pierwszy podważa umowę opiewającą na tak dużą kwotę i dotyczącą ważnego rządowego zamówienia. W Warszawie w sądzie okręgowym, odbyła się już pierwsza rozprawa, ale na wniosek IBM toczy się ona bez udziału publiczności ze względu na "tajemnice przedsiębiorstwa".

Zastrzeżenia Prezesa UZP dotyczą czterech umów z lat 1998-99, które IBM podpisał z Centrum Projektów Informatycznych (CPI) przy ówczesnym MSWiA. CPI zajmowało się wówczas największymi przetargami na informatyzację administracji publicznej. Umowy dotyczyły programu i projektu PESEL2. Gigantowi z USA zlecono stworzenie aplikacji, która ma ułatwić elektroniczny dostęp do danych bazy PESEL i obsługę obywateli przez internet.

Jak czytamy na wyborcza.pl, UZP zainteresował się sprawą po wybuchu infoafery w 2011 r. Zatrzymano wtedy ówczesnego dyrektora CPI Andrzeja M., któremu zarzucono, że brał łapówki przy dużych zamówieniach na informatyzację administracji publicznej. Warszawska prokuratura prowadzi śledztwo, w którym sprawdza dziesiątki przetargów, w tym na obsługę polskiej prezydencji w UE.

Gdy o infoaferze zrobiło się głośno, prezes UZP zlecił kontrolę części przetargów i zakwestionował umowy CPI z IBM. Jego zdaniem podział kontraktu na cztery umowy pozwolił obejść p.z.p. W 1998 r. bez przetargu podpisano pierwszą umowę z IBM na 46 tys. zł. Potem z wolnej ręki, czyli także bez przetargu, podpisano trzy kolejne umowy, łącznie już na ok. 70 mln zł. CPI swoją decyzję uzasadnia tym, że nie miało wszystkich praw autorskich do systemu, który kupił w pierwszej umowie. By go rozbudować, musiał podpisać z IBM kolejne umowy, bo tylko ta jedna firma mogła to zrobić.

UZP stoi na stanowisku, że CPI powinno przewidzieć, co będzie potrzebne do rozbudowy PESEL2 jak i zadbać o przeniesienie praw autorskich już przy pierwszej umowie.

CPI z kolei podkreśla, że pierwsza umowa kończyła stary projekt, a kolejne trzy dotyczą nowego. Tłumaczy, że wysłało zaproszenia do trzech firm, ale zlecenia podjął się tylko IBM. Ponadto, podpisując pierwszą umowę, nie miało świadomości, że będzie konieczność zamówienia kolejnych usług. Informowano o tym też UZP, który wówczas nie zgłaszał zastrzeżeń. IBM twierdzi natomiast, że zgodnie ze swoją polityką biznesową nie przenosi na odbiorcę wszystkich praw autorskich.

Stawka procesu jest jednak o wiele wyższa, niż jedynie wykazanie, że do PESEL2 wybrano firmę z obejściem prawa. CPI musi bronić tych umów, bo zlecenie już wykonano. Jeśli sąd by je unieważnił, IBM musiałby zwrócić pieniądze, a CPI zapłacić mu odszkodowanie za korzystanie z programu.

Ponadto, państwo nie mogłoby korzystać z tego oprogramowania w przyszłości. Gdyby go używało, IBM mógłby zażądać nawet 210 mln zł za naruszenie praw autorskich. Konieczny byłby nowy przetarg na obsługę PESEL2.

Źródło: www.wyborcza.pl