Na skutek nowelizacji ustawy z dnia 29 stycznia 2004 r. - Prawo zamówień publicznych (Dz. U. z 2014 r. poz. 907), która weszła w życie z początkiem 2013 r., zamawiający zostali zobligowani do wskazania w rocznych sprawozdaniach z udzielonych zamówień, informacji o liczbie i łącznej wartości zamówień udzielonych poza procedurami p.z.p. Niestety z tych sprawozdań za 2013 r. przesyłanych przez zamawiających do UZP płyną niepokojące informacje - ponad 50 proc. środków wydano poza p.z.p. To pokazuje, że system jest dziurawy i zarazem niezdrowy - podkreślają Piotr Trębicki oraz Marek Sterniczuk.

Zawieranie umów o zamówienie poza p.z.p. jest zjawiskiem niebezpiecznym. Państwo nie koniecznie oszczędza, a utrwalają się przy tym lokalne układy i układziki. Obecnie przekazane do UZP informacje pokazują skalę tego zjawiska, którego nikt wcześniej nie weryfikował, bo nie było do tego prawnych instrumentów.

Z punktu widzenia zamawiającego niestosowanie przepisów p.z.p. jest sytuacją idealną, bo nie musi ogłaszać skomplikowanej procedury, żądać dużej liczby dokumentów, a potem jeszcze walczyć przed Krajową Izbą Odwoławczą z wykonawcami, którzy nie mogą się pogodzić z przegraną. Ponadto, zdarza się, że zamawiający celowo dzielą zamówienie, by tylko nie stosować p.z.p. Teraz, kiedy dodatkowo podniesiono próg bataleności do 30.000 euro, opcja nie stosowania ustawy wydaje się jeszcze bardziej dostępna.

Zamawiający, wydatkując środki poza procedurami robią to często w sposób mało przejrzysty i niedający równego dostępu wszystkim zainteresowanym wykonawcom do udziału w postępowaniu. Zapominają przy tym o wyroku Sądu Okręgowego w Warszawie z 23 listopada 2012 r. (V Ca 2497/2012), w którymwprost wskazano, że zamówienie udzielone bez stosowania p.z.p. nie przestaje być zamówieniem publicznym w rozumieniu definicji ustawowej. W konsekwencji zamawiający, nawet prowadząc postępowanie poza procedurami, powinien pamiętać o podstawowych zasadach udzielania zamówień publicznych.

Powyższy artykuł zawiera fragmenty publikacji autorstwa Piotra Trębickiego, radcy prawnego oraz Marka Sterniczuka, aplikanta radcowskiego z Kancelarii CZUBLUN TRĘBICKI.

Źródło: Rzeczpospolita