Pomimo tych zmian nadal zachowała w sobie ducha rodem z poprzedniej epoki. Ustawodawca w swojej „twórczej” gorliwości posunął się nawet do „wyprodukowania” ustawy (z dnia 11 grudnia 2003 r., Dz. U. z 2003 r. Nr 228, poz. 2258) uchylającej dwie ustawy o zmianie ustawy – Karta Nauczyciela, to jest nowele z dnia 24 sierpnia 2001 r. i z dnia 17 grudnia 2001 r.).

Permanentne nowelizowanie ustawy – Karta Nauczyciela niestety nie służy, w tym konkretnie przypadku, jakości wprowadzanych zmian. Dobitnym tego przykładem jest opublikowana w Dzienniku Ustaw z 2009 r. (Nr 1, poz. 1) ustawa z dnia 21 listopada 2008 r. o zmianie ustawy – Karta Nauczyciela. Opracowana ewidentnie we współpracy ze związkami, zobowiązuje samorządy terytorialne prowadzące szkoły do dokonywania analiz poniesionych wydatków na wynagrodzenia nauczycieli wg poszczególnych stopni awansu, odniesienie ich do wysokości średnich wynagrodzeń ustalonych tą nowelizacją, a następnie do ustalenia kwoty różnicy między wydatkami faktycznie poniesionymi przez samorządy na wynagrodzenia nauczycieli w danym roku a iloczynem średniorocznej liczby nauczycieli na poszczególnych stopniach awansu zawodowego oraz średnich wynagrodzeń nauczycieli. Tak wyliczoną kwotę różnicy samorządy muszą podzielić pomiędzy nauczycieli zatrudnionych w szkołach i wypłacić w terminie do końca danego roku (sic!) w formie jednorazowego dodatku uzupełniającego, ustalanego proporcjonalnie do osobistej stawki wynagrodzenia zasadniczego nauczyciela, zapewniając tym samym osiągnięcie średnich wynagrodzeń na poszczególnych stopniach awansu zawodowego.

Przypomnijmy więc. Średnie wynagrodzenie dla nauczyciela stażysty odtąd stanowi 100% kwoty bazowej (określanej dla nauczycieli corocznie w ustawie budżetowej). Do tej pory średnie wynagrodzenie nauczyciela stażysty wynosiło 82% kwoty bazowej określanej dla pracowników państwowej sfery budżetowej corocznie w ustawie budżetowej). Zmieniły się również średnie wynagrodzenia nauczycieli na pozostałych stopniach awansu zawodowego. Nie rzecz jednak w nowej regulacji wynagrodzeń dla nauczycieli, chociaż i tu można mieć wątpliwości, czy rzeczywiście kwoty zabezpieczone na wynagrodzenia w przydzielanej samorządom subwencji oświatowej są wystarczające.

Problemem jest zobowiązanie, w tak zaproponowanej formie, samorządów do corocznej wypłaty, jak mniemam, niebagatelnych kwot różnic dla nauczycieli, którzy nie osiągnęli średnich wynagrodzeń. Wady przyjętych przez ustawodawcę rozwiązań, to przede wszystkim:
   1. Niewykonalny, w niektórych przypadkach, termin (do końca danego roku!) dokonania wypłacenia wyliczonych kwot dodatków uzupełniających dla nauczycieli, którzy nie osiągnęli średnich wynagrodzeń. W jaki bowiem sposób ma zdążyć pracodawca wyliczyć wynagrodzenie nauczycielom zatrudnionym np. w placówkach opiekuńczo-wychowawczych, których wysokość części składników miesięcznego wynagrodzenia ustala się z dołu, na podstawie już wykonanych prac, np. wynagrodzenia za godziny ponadwymiarowe, w tym doraźne zastępstwa (art. 35 Karty Nauczyciela)?
   2. Demotywacyjny charakter wypłacanych dodatków w trybie art. 30a Karty Nauczyciela. Pytanie – czy nauczyciel o określonym stopniu awansu zawodowego, z wykształceniem licencjackim, będzie posiadał wystarczającą motywację do podnoszenia wykształcenia do poziomu magisterskiego, skoro różnicę do średniej będzie mógł uzyskać w formie jednorazowego „bonusu” wypłacanego na koniec roku?
   3. Niefortunny zapis w art. 30a ust. 3 Karty Nauczyciela w brzmieniu, w moim odczuciu, pozwalającym na dochodzenie roszczeń wobec pracodawcy, jakim jest dyrektor szkoły. Zgodnie bowiem z tą regulacją jednorazowy dodatek uzupełniający jest ustalany proporcjonalnie do osobistej stawki wynagrodzenia zasadniczego nauczyciela. Ten zwrot wprost zachęca do pozywania przed oblicze Temidy tych pracodawców, którzy np. przyznając wyliczony dodatek uzupełniający, mimo to nie zapewnili nauczycielowi osiągnięcia przez niego przeciętnego wynagrodzenia.
   4. Brak jednolitej dla wszystkich samorządów, ustawowej formuły obliczania średniego wynagrodzenia, w rozbiciu na poszczególne poziomy wykształcenia (wyższe magisterskie, wyższe licencjackie, z przygotowaniem pedagogicznym i bez niego). Wymuszenie przez to na pracodawcach, czyli dyrektorach szkół, podejmowania działań ograniczających zatrudnienie nauczycieli – absolwentów rozpoczynających dopiero działalność zawodową (staż). Powód: nauczyciel stażysta staje się poprzez wymóg zapewnienia przeciętnego wynagrodzenia (w tym roku jest to kwota od września 2009 r. 2.286,75 zł) kosztownym pracownikiem. Nie można mu bowiem przyznać, jako nauczycielowi dopiero rozpoczynającemu staż, a więc nieposiadającemu jeszcze oceny pracy, dodatku motywacyjnego, trudno też powierzyć takiemu początkującemu nauczycielowi bez doświadczenia wychowawstwa, np. w gimnazjum. Nie ma on też dodatku za lata pracy. Nie doliczy mu się również tzw. 13 pensji, której jeszcze przecież nie otrzymał. To wszystko powoduje, że pracodawca, zatrudniając stażystę, będzie zmuszony wypłacać na koniec roku kwotę stanowiącą różnicę między, de facto, pensją zasadniczą a średnim wynagrodzeniem. Natomiast nauczycielom o wyższych stopniach awansu do średniej będą się wliczać wszystkie ww. dodatki. Odpowiedź nasuwa się sama: łatwiej jest więc nie zatrudniać kosztownego stażysty, lepiej przydzielić dodatkowe nadgodziny tzw. wieloprzedmiotowcom.

Czy o to właśnie chodziło ustawodawcy? Wątpię. Obawiam się, czy przypadkiem, przyjmując argumentację związków zawodowych, nie wylano dziecka z kąpielą, czyli w tym przypadku nie zatrzaśnięto szkolnych bram przed nauczycielami będącymi u progu kariery zawodowej.