Służby prasowe urzędu miasta w Bytomiu podały we wtorek, że prace nad powołaniem nowej placówki już trwają. Opracowywany jest jej statut. O jej powołaniu mają zdecydować miejscy radni podczas najbliższej sesji.
„W nowej instytucji, która zacznie funkcjonować od przyszłego roku, znajdą coś dla siebie zarówno zwolennicy tańca nowoczesnego, jak i klasycznego. To będzie miejsce m.in. dla miłośników baletu, choreografów i tych, którzy na przykład preferują taniec rozrywkowy. Prowadzimy już rozmowy z nową kadrą” - powiedziała wiceprezydent Bytomia Aneta Latacz.
Nowa taneczna instytucja zastąpi Śląski Teatr Tańca, w którym trwa jeszcze kontrola finansowa biegłych rewidentów. Ma się ona zakończyć najpóźniej we wrześniu. Przedstawiciele bytomskiego urzędu podkreślają, że aby spłacić długi zaciągnięte przez poprzedniego dyrektora teatru Jacka Łumińskiego, trzeba zlikwidować tę placówkę. Uchwała w tej sprawie głosowana będzie na najbliższej sesji rady 26 sierpnia.
„Prawo nie daje nam innej możliwości. Miasto nie może spłacać długów placówki kulturalnej. Może przeznaczać pieniądze na jej bieżącą działalność” - przekonuje wiceprezydent Latacz.
Podkreśliła, że w miejsce teatru powstanie zupełnie nowa instytucja, w której będą mogli realizować swoje ambicje wszyscy tancerze, nie tylko miłośnicy tańca współczesnego. Nowa placówka będzie miała siedzibę w modernizowanych właśnie budynkach po byłej kopalni Rozbark.
W opinii bytomskich urzędników, powinna ona być współfinansowana przez samorząd Bytomia, a także z budżetu państwa i województwa. Wiele wskazuje jednak na to, że władze Bytomia same będą utrzymywać nową placówkę.
O kłopotach finansowych Śląskiego Teatru Tańca zrobiło się głośno pod koniec ubiegłego roku. Prezydent Bytomia Damian Bartyla skierował wtedy do prokuratury zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa w tej instytucji. To skutek kontroli przeprowadzonej przez Wydział Audytu i Kontroli Urzędu Miasta.
Kontrolę przeprowadzono po tym, jak norweska fundacja oraz ministerstwo kultury zażądali zwrotu dotacji na projekt „Taneczny Most”. Ich zdaniem teatr nieprawidłowo rozliczył się z dotacji. Zarzucili też teatrowi fałszowanie dokumentów. Norwegowie przekazali na ten cel prawie 586 tys. zł, a ministerstwo ponad 95 tys. zł. Teatr ma zwrócić całą tę kwotę wraz z odsetkami - w sumie ok. 900 tys. zł.
Według kontrolerów w teatrze dochodziło też do wydawania pieniędzy niezgodnie z Ustawą o zamówieniach publicznych, płacenia faktur, a nawet składek ZUS po terminie, czy wypłacanie wynagrodzenia za pracę jednemu z dyrektorów w kwocie niezgodnej z umową.
Na początku roku prezydent za zgodą resortu kultury powołał nowego dyrektora Śląskiego Teatru Tańca w trybie pozakonkursowym. Jest nim Adrian Lipiński. W lutym ruszyły prace zespołu do spraw wypracowania nowej formuły teatru.
Jak podaje dyrektor Lipiński, teatr nie ma pieniędzy na bieżącą działalność, zwłaszcza tę najważniejszą - artystyczną. Niedawno placówka spłaciła wszystkie wierzytelności i wymagalne zobowiązania, ale pozostał jeszcze największy dług, w wysokości 900 tys. zł z dotacji na projekt "Taneczny Most" i 300 tys. zł pożyczki, którą poprzedni dyrektor Łumiński zaciągnął od miasta.
Jak podaje magistrat, w latach 2009-2011 Śląski Teatr Tańca pozyskiwał wiele dotacji z zewnątrz. Niestety, wydatkował je nieprawidłowo - granty przeznaczane były na regulowanie zaległych płatności. Teatr nie realizował konkretnych programów artystycznych, na które pobierał pieniądze, dlatego musiał je zwrócić. Obowiązek zwrotu dotacji skumulował się w 2012 roku, który teatr zamknął stratą w wysokości prawie pół miliona złotych, tym samym zwiększając ujemną wartość kapitałów własnych do kwoty ok. 1,2 mln zł.
Lipiński próbował jeszcze ratować sytuację i skorzystał z możliwości odwołania od decyzji ministra kultury w sprawie zwrotu 900 tys. zł dotacji na "Taneczny Most". Pod koniec czerwca sąd podtrzymał decyzję resortu kultury, stwierdzając, że przy rozliczaniu tej dotacji w teatrze doszło do naruszenia prawa.