System emerytalny – jedno z najważniejszych wyzwań społeczno-ekonomicznych w najbliższych dekadach - jest traktowany jak portfel na bieżące wydatki.

Proces, który już trwa

Paradoksem jest to, że zmiany w systemie emerytalnym, jakie nastąpiły w ostatnich 4 latach, pogarszają sytuację zagrożonej ubóstwem generacji przyszłych emerytów, co w perspektywie realnych zagrożeń, jakie z systemem emerytalnym wiążą się dla przyszłego pokolenia, nie wystawia najlepszego świadectwa deklaracjom „wspólnotowego” myślenia. Obniżenie wieku emerytalnego sprzed 4 lat było działaniem wbrew oczywistym nakazom rzeczywistości i przyspieszyło degenerację systemu emerytalnego, który w dużym zakresie jest narażony na konsekwencje starzenia się społeczeństwa. Tak samo jak rezygnacja z pomysłu budowy kapitałowej „odnogi” powszechnego systemu emerytalnego. Przyspieszyło to proces, w którym przyszłe emerytury dobiją do progu minimalnej egzystencji. Jakby tego było mało, zapowiadane dalsze zmiany sprowadzają się do opodatkowania niewielkiego, jak na potrzeby kapitału emerytalnego, OFE. Wreszcie też – szermując hasłem „solidarności” – proponuje się likwidację 30-krotności rocznego limitu składek emerytalnych, z którego ostatecznie większość parlamentarna zdaje się rezygnować.

Szukanie pieniędzy

Nikt nawet nie ukrywa, że zniesienie limitu 30-krotności miałoby jakikolwiek związek z wyzwaniami systemu emerytalnego, jakie stawia perspektywa ubóstwa przyszłego pokolenia emerytów i brak możliwości sfinansowania aspiracji przyszłych emerytów przez system „zusowski”. To dość oczywiste, gdyż zniesienie limitu nie oznacza podwyższenia tak obecnych, jak i przyszłych emerytur dla większości społeczeństwa. System emerytalny nie działa bowiem tak, że większe wpływy ze składek oznaczają większe emerytury, które są z nich finansowane. Chyba, że dotyczyć to miałoby w przyszłości tych, których ów limit dzisiaj dotyczy.

Jeżeli zaś szukać punktów stycznych między wycofaną propozycją zniesienia limitu 30-krotności a pomysłem opodatkowania kapitału OFE, to jest nim doraźna potrzeba budżetu państwa. Świadczy o tym także fakt, że z pomysłu wycofano się, gdy stało się jasne, że w aktualnym kształcie nie zostanie on poparty przez Lewicę. Ta zaś nie tyle była przeciw, co domagała się spożytkowania zebranych w ten sposób środków na podwyższenie świadczeń emerytalnych oraz wprowadzenie ograniczenia maksymalnego.

 


Prawnie gwarantowany zapis emerytury minimalnej nic nie da

O ile projekt Prawa i Sprawiedliwości był cyniczny, o tyle projekt Lewicy jest w swoich założeniach naiwny. I nie chodzi tutaj o ewentualną zapaść całego systemu. Ten bowiem nie upadnie do czasu, aż wypłacalne będzie samo państwo. Chodzi jednak o możliwość otrzymywania świadczeń na przyzwoitym poziomie w przyszłości. Prawny zapis minimalnego progu emerytury nie spowoduje, że będzie to możliwe w przyszłości, gdy malejąca grupa pracujących będzie musiała takie minimalne świadczenie sfinansować dla rosnącej grupy emerytów. Wprowadzenie zaś maksymalnego poziomu emerytury zwiastuje to, że w przyszłości obecny system emerytalny stanie się źródłem rywalizacji, a nie solidarności między pokoleniami. Prawnie gwarantowany zapis emerytury minimalnej nic nie da, jeżeli w przyszłości nie da się tego minimum sfinansować.

Czas obrać inny kurs

Wyzwania systemu emerytalnego są zgoła odmienne i niezwiązane z reformami, które są nam kolejno proponowane. By wyobrazić sobie skalę problemu, warto przeprowadzić eksperyment. Wyobraźmy sobie, że dostajemy informację od szefa o ścięciu naszego wynagrodzenia o 75% i brak jest jakiejkolwiek perspektywy na zmianę tego stanu w przyszłości. Wizja  takiej „propozycji” to realny scenariusz dla pokolenia 30-latków, w czasie gdy dobije ono do wieku emerytalnego. Proces starzenia się społeczeństwa spowoduje, że nawet niski poziom świadczeń będzie zapewniany większym kosztem następnego pracującego pokolenia. Mniejsza populacja pracujących będzie musiała finansować emerytury liczniejszej rzeszy emerytów. Trudno to sobie wyobrazić? Wyobraźmy sobie, że już teraz z jednej pensji będziemy musieli utrzymać nie tylko dzieci, ale także naszego rodzica. Ten zaś będzie domagał się nie tylko jałmużny, ale przyzwoitego poziomu życia. Taki dylemat stanie przed naszymi dziećmi, gdy na jednego emeryta przypadnie jeden pracujący.

To wyzwanie rozpatrywane w kategoriach społecznych i ekonomicznych, które niczym góra lodowa przed Titanikiem już majaczy na horyzoncie.

Bo czy można sobie wyobrazić demokratyczne państwo, w którym całe pokolenie wychowane w dekadach gospodarczego prosperity i wzrostu zamożności, zostanie na starość zmuszone żyć na granicy ubóstwa? Lub też, czy jesteśmy sobie w stanie wyobrazić młodszą generację pracujących, która zgodzi się zrezygnować z własnego dobrobytu, byleby tylko zapewnić lepszy byt emerytom. Jakie konsekwencje polityczne może mieć taka sytuacja? W starzejącym się społeczeństwie całe pokolenie emerytów będzie jednocześnie skazane na emerytalne ubóstwo i stanie się najpoważniejszą grupą wyborców zogniskowaną wobec konkretnego celu – potrzeby zwielokrotnienia transferów socjalnych na swoje utrzymanie. Wtedy okaże się, że interes ekonomiczny pracujących jest nie do pogodzenia z interesem emerytów. System emerytalny, dziś oparty na solidarności między pokoleniem pracujących i emerytów, może szybko zmienić się w system międzypokoleniowej rywalizacji ekonomicznej Polaków. Oczekiwany poziom życia pokolenia przyszłych generacji będzie możliwy jedynie kosztem zubożenia następnej generacji pracujących. To, jak państwo poradzi sobie z takim międzypokoleniowym konfliktem, jest dzisiaj wielką niewiadomą.

Chociaż rosnącej „góry lodowej” nie sposób nie dostrzegać, państwo kolizyjnego kursu nie tylko nie próbuje zmienić, a jedynie zwiększa prędkość i ordynuje orkiestrze milszą dla ucha muzykę. Debata nad systemem emerytalnym dotyczy wyłącznie kwestii bieżących, a kolejne pomysły nawet nie udają, że starają się znaleźć odpowiedź na zagrożenia czające się w przyszłości. Czas na zbudowanie dla przyszłego pokolenia systemu pozwalającego na coś więcej niż ubóstwo, jest właśnie teraz. Nie powinno być wątpliwości, że nie może być on zbudowany na obietnicy sfinansowania godziwej emerytury przez mniej liczne następne pokolenie pracujących.

Adrian Prusik, radca prawny, wspólnik i lider działu produktów emerytalny w Kancelarii Prawa Pracy Wojewódka i Wspólnicy, ekspert Instytutu Emerytalnego