Sprawa dotyczyła artykułu pt. "Konspiracja Cimoszewiczów" z 2005 r., w którym oskarżono córkę Włodzimierza Cimoszewicza i jej rodzinę o rzekome nadużycia finansowe w związku z zakupem za pośrednictwem ojca akcji PKN Orlen. "Wprost". pisał m.in., że państwo Cimoszewicz-Harlan pożyczyli byłemu premierowi RP ponad 100 tys. dol., za które kupił on akcje PKN Orlen. Następnie papiery te miał sprzedać, przekazując zyski córce i zięciowi. Tygodnik wskazywał, że ze względu na niedopełnienie obowiązków związanych z przekazywaniem pieniędzy z USA za granicę oraz ich zwrotem, takich jak zawiadomienie o tym amerykańskiego urzędu skarbowego i organów imigracyjnych, władze USA mogą państwu Cimoszewicz-Harlan zarzucić udział w "konspiracji w celu dokonania przestępstwa".

Małgorzata Cimoszewicz i jej mąż Russell Harlan zaskarżyli redakcję najpierw do sądu w Karolinie Południowej, gdzie mieszkają, a następnie do sądu w Chicago. Pod koniec lipca 2009 r. sad w Chicago orzekł, że informacje podane przez tygodnik są nieprawdziwe i naruszyły one dobra osobiste państwa Harlan. Sąd wyznaczył im odszkodowanie w wysokości pięciu milionów dolarów.

Tak wysokiego odszkodowania jeszcze żadna polska redakcja nie musiała zapłacić. Oczywiście, można powiedzieć, że to tylko wyrok amerykańskiego sądu, a do jego wyegzekwowania w Polsce droga jeszcze daleka. Być może, podobnie jak możliwe jest, że wydawca „Wprost” całkowicie uniknie odpowiedzialności za to naruszenie dóbr osobistych. Polska praktyka jest w tej dziedzinie taka, że z odpowiedzialności za takie publikacje ich autorzy i wydawcy zwykle jakoś się wykręcają. Jeśli już dojdzie do niekorzystnego dla redakcji wyroku, to sankcje zwykle nie są bardzo uciążliwe. Przeprosiny na łamach, jakaś nawiązka dla sierocińca, a jeśli zadośćuczynienie dla poszkodowanego, to niezbyt wysokie. W każdym razie wydawcy i redaktorzy polskich gazet i czasopism nie za bardzo się boją procesów. Reakcja na obawy w redakcji, że może piszemy za ostro, że nie mamy dowodów, jest zwykle taka: ty się nie bój, najwyżej zapłacimy 10 tys. na Caritas. O milionowych odszkodowaniach słyszało się z Ameryki, ale żeby w Polsce.

Rzeczywiście polskie sądy jeszcze takich wyroków nie wydają. Jedni twierdzą, chyba niesłusznie, że polskie prawo na to nie pozwala. Inni, że sądy jeszcze do tego nie dojrzały, ale że to tylko kwestia czasu. Ten amerykański wyrok może stać się pewnym przełomem, gdy do Polski dotrze próba jego wykonania. Prawnicy będą zapewne spierać się, czy i jak można go egzekwować, ale przykład Romana Polańskiego pokazuje, że amerykański wymiar sprawiedliwości ma długie ręce.