To spadek po PRL. W latach głównie 70. i 80. wiele spółdzielni stawiało budynki na terenach, do których nie miały żadnego tytułu prawnego. Działo się tak najczęściej w dużych miastach. Teraz z powodu zaniedbań sprzed lat miasta albo nie chcą ustanawiać na ich rzecz użytkowania wieczystego, albo też nie mogą, bo grunty (na których stoją domy) są obciążone roszczeniami dawnych właścicieli.

Sąd Rejonowy dla Warszawy Mokotowa XVI Wydział Cywilny uważa, że art. 35 ust 41 ustawy o spółdzielniach mieszkaniowych narusza konstytucję. Przepis mówi, że spółdzielnia, która 5 grudnia 1990 r. była posiadaczem nieruchomości gruntowej, nabywa jej własność poprzez zasiedzenie. Chodzi o grunty, które są własnością Skarbu Państwa, gminy, lub te, których właściciel nieruchomości pozostaje nieznany mimo starań o jego ustalenie. Według warszawskiego sądu wprowadzony 31 lipca 2007 r. przepis nie służy zabezpieczeniu ogólnie pojętego interesu publicznego, nie wymuszały go też przemiany ustrojowe w Polsce. Jego konsekwencją jest w ocenie sądu przyznanie prawa własności na preferencyjnych warunkach określonej grupie podmiotów, co spowoduje naruszenie prawa własności gmin.

Przepis jest niejasny, ale nie sprzeczny z konstytucją - twierdzi Krzysztof Pietrzykowski,wykładowca Uniwersytetu Warszawskiego. Jego zdaniem, sąd, który zadał pytanie prawne do TK, kładzie nacisk na to, że ingeruje on w prawo własności gminy. Nie zgadzam się z tym, dotyczy on przecież zasiedzenia gruntów, w których posiadanie spółdzielnia weszła przed 5 grudnia 1990 r. Tymczasem gminy zaledwie kilka miesięcy wcześniej dostały je od państwa. Wiedziały więc, że są na nich osiedla.
Źródło: Rzeczpospolita