Pisze o tym "Gazeta Wyborcza" która kopię umowy dostała z anonimowego źródła. Zawarta jest na czas od 1 lutego do 31 grudnia 2016 r. Jest podpis ministra, nie ma jeszcze podpisu adwokata.

W ramach umowy Lew-Mirski ma "wykonać czynności wymagające szczególnej wiedzy i doświadczenia prawniczego". To m.in. analiza roszczeń w zakresie ich zasadności i wysokości; ustalenie kręgu poszkodowanych; negocjacje z nimi; rekomendacja w odniesieniu do poszczególnych poszkodowanych; sporządzenie planu zaspokojenia pozytywnie zweryfikowanych roszczeń. Adwokat ma też "świadczyć usługi zastępstwa skarbu państwa w postępowaniach odszkodowawczych", za odrębne wynagrodzenie.
Umowa określa, że adwokat dostanie 10 tys. zł na rękę miesięcznie, powiększone o 23 proc. podatku PTU. Pieniądze mają być wypłacane na fakturę wystawioną przez jego kancelarię, a łączna kwota to 120 tys. zł netto.
Jak pisze gazeta, sprawa ma jeszcze wymiar etyczny. Andrzej Lew-Mirski jest od lat adwokatem Macierewicza. Reprezentował go w procesach z osobami pomówionymi w raporcie z likwidacji WSI. Z powodzeniem. Jak napisała "Polityka", prawnik stworzył linię obrony opartą na twierdzeniu, że było to dzieło zbiorowe komisji weryfikacyjnej, która podlegała MON. Można więc pozywać tylko MON. Każdy, kto w ostatnich latach pozywał Macierewicza, przegrywał. Odszkodowania wypłacało tylko MON.