Zespół ds. Informatyzacji Sądów Stowarzyszenia Sędziów Polskich „Iustitia” zwrócił się do dyrektora Centrum Zakupów dla Sądownictwa w Krakowie o rozważenie możliwości zakupienia dla jednostek sądownictwa, oprócz oprogramowania oferowanego przez Wolters Kluwer SA (wydawca Systemu Informacji Prawnej Lex), również oprogramowania z systemem informacji prawnej oferowanego przez C.H. Beck („Legalis”) i LexisNexis Polska („Lex Polonica”). – Chcielibyśmy mieć dostęp do więcej niż jednego systemu informacji prawnej, ponieważ z takich różnych źródeł korzystają autorzy dokumentów trafiających do sądów. A jak mamy ocenić prawidłowość ich argumentacji, jeśli nie mamy jak tego sprawdzić – mówi kierujący pracą zespołu sędzia Piotr Wangler ze Starogardu Gdańskiego.
Spytany o opinię na ten temat prezes Albin stwierdził, że nie traktuje tego wystąpienia jako ataku na swoją firmę. - Wręcz przeciwnie. Staramy się, żeby nowy przetarg umożliwił zakup wszystkich liczących się produktów. Inaczej wydawcy tych systemów tracą niepotrzebnie energię na walkę między sobą, a sędziowie tracą możliwości wzbogacania wiedzy, którą mogliby znaleźć w tych produktach – mówi.
Tę może nieco zaskakującą opinię wygłasza szef firmy, która dwa lata temu wygrała przetarg dla sądów i na pewien czas niemal zmonopolizowała ten fragment rynku. Jednak Włodzimierz Albin podkreśla, że nie widzi w tym tylko samych zalet i jest gotów wręcz zachęcać do stworzenia w przyszłości nowego modelu.

Ograniczony dostęp do wiedzy
Jak przypominają autorzy sędziowskiego apelu, w wyniku postępowania przetargowego z 2012 roku podpisano umowę ramową wyłącznie z jednym dostawcą takiego oprogramowania, czyli z Wolters Kluwer SA. - Pozbawiając tym samym sędziów i innych  pracowników sądownictwa istniejącej dotychczas w przeważającej części sądów możliwości dostępu do innych systemów informacji prawnej, a tym samym  do znacznej części dostępnej na rynku literatury prawniczej, tj. komentarzy do aktów prawnych, monografii i piśmiennictwa prawniczego, a także baz orzecznictwa sądowego – czytamy w opinii. Więcej>>> 
„Iustitia” proponuje więc rozważenie zakupu innych oprogramowań w trybie zamówienia z wolnej ręki, na podstawie art. 66 ust. 1 w zw. z art. 67 ust. 1 pkt 1 lit. b ustawy z dnia 29 stycznia 2004 r. Prawo zamówień publicznych. W swojej argumentacji działacze stowarzyszenia podkreślają, że system informacji prawnej nie daje dostępu wyłącznie do treści przepisów, ale przede wszystkim do literatury prawniczej, w tym komentarzy, monografii i piśmiennictwa wydawanego przez różne wydawnictwa. - Trzy produkty są więc wobec siebie komplementarne, a nie konkurencyjne i trudno wyobrazić sobie efektywną i sprawną pracę sądów i sędziów bez dostępu do wszystkich z nich. Wszystkie bazy wykorzystywane są przez strony postępowań i ich pełnomocników, tym bardziej więc sądy powinny mieć dostęp do wszystkich z nich. Wszyscy trzej wytwórcy oprogramowania współpracują z różnymi autorami, czego wynikiem jest możliwość skonfrontowania przez użytkownika różnych poglądów na dane zagadnienie, a w procesie stosowania prawa, zwłaszcza przez sędziego, nierzadko konieczne jest zapoznanie się z szerokim spektrum poglądów doktryny czy orzecznictwa, a zwłaszcza możliwość weryfikacji przywoływanych w pismach procesowych poglądów, czy wręcz cytatów z literatury wydawanej przez różnych wydawców. Ograniczenie dostępności tylko do jednego programu, czyli do poglądów jedynie niewielkiej grupy autorów, znacznie to utrudnia i negatywnie oddziaływuje  na możliwość sprawnej pracy sądów. (…) Nierzadko strony postępowań powołują się na orzeczenia określonego organu bądź też poglądy doktryny, zaś sąd nie ma możliwości zweryfikowania, czy dany pogląd został faktycznie zaprezentowany, czy przytoczony został kompleksowo czy też jedynie fragmentarycznie i czy może znaleźć zastosowanie w danym stanie faktycznym. Zwłaszcza orzeczenia, nawet Sądu Najwyższego, nie wszystkie są publikowane, nawet na oficjalnych stronach internetowych – czytamy w opinii. Przygotowujący ją zespół wskazał też, że w sądach realizowane są różne projekty z zakresu informatyzacji (e-protokół, portale orzeczeń) wymagające znacznych nakładów finansowych, tymczasem zapewnienie dostępu do pełnej informacji prawnej przy dużo niższych nakładach finansowych ma dużo większe znaczenie dla zagwarantowania sprawnego i rzetelnego orzekania niż nagrywanie rozpraw czy też tworzenie portali orzeczeń.

Można z wolnej ręki, lepiej systemowo
Specjaliści od prawa zamówień publicznych potwierdzają, że zarówno Centrum Zakupów dla Sądownictwa, jak i w ograniczonym zakresie poszczególne sądy mają możliwość przeprowadzenia takiego postulowanego przez sędziów zakupu z wolnej ręki. – To było robione w praktyce przez wiele sądów, które w ramach wspomnianej umowy ramowej nie otrzymały na przykład potrzebnej im liczby dostępów do wybranego systemu informacji prawnej. Więc dokupowały sobie jakiś produkt z rodziny Lex, albo coś od naszych konkurentów – mówi Radosław Łukasik, dyrektor Segmentu Administracja w Wolters Kluwer. Dodaje jednak, że takie działanie na szerszą skalę nie byłoby rozsądne w sytuacji, gdy z końcem tego roku traci ważność obecna umowa ramowa. – A wiec wcześniej musi być zorganizowany nowy przetarg, w którym zaprezentowane może być inne niż dotychczas zapotrzebowanie wobec potencjalnych dostawców systemu informacji prawnej dla sądów - mówi.
I sugeruje zastosowanie scenariusza przewidującego, że zamawiający ogłasza postępowanie w trybie otwartym (przetarg nieograniczony) i zgodnie z art. 83 ust. 2ustawy Prawo zamówień publicznych dopuszcza składanie ofert częściowych. Jednocześnie zgodnie z art. 83 ust. 3 ogranicza złożenie ofert przez każdego z wykonawców do jednej części. Oznacza to, że wybierze programy dwóch lub trzech wykonawców - każdy w pełnej wersji. W efekcie nastąpiłoby znaczące poszerzenie dostępu do informacji o komentarzy prawnych. Wielkość części powinna być taka, aby każdy z sądów mógł otrzymać te dwa lub trzy programy. Może też się okazać, że zamawiający dysponując niewystarczającą wielkością środków finansowych dokona podziału na części tak, by część z sądów (np. okręgowe i apelacyjne) otrzymały dwa programy, zaś pozostałe (rejonowe) jeden (zapewne niektóre jednego wydawnictwa, a niektóre innego). Autor tego scenariusza, Włodzimierz Dzierżanowski z Grupy Sienna twierdzi, że przeprowadzenie takiego postępowania jest możliwe i nie jest ono jakoś bardziej skomplikowane od typowych przetargów. – Kłopot jest tylko taki, że trzeba opisać zakres zamówienia na każdą część. Nie na jeden finalny wynik, który chce się osiągnąć, tylko na trzy finalne wyniki.  To wymaga trochę więcej pracy, ale prowadzi do pożądanego efektu. Oczywiście, każda z przystępujących do takiego przetargu firm występuje odrębnie. Ale ideą takiego postępowania jest to, że jest więcej niż jeden wygrywający. A każdy składa ofertę na tę część, w której widzi największe dla siebie szanse na wygraną. Ale może też składać ofertę na więcej części. No bo gdyby na przykład porównywać Wolters Kluwer i Becka, to ta pierwsza firma ma znacznie więcej piśmiennictwa, to pewnie złożyłby ofertę na właśnie tę część. Natomiast Beck, który ma więcej dużych komentarzy, mógłby swoją ofertę skoncentrować na tej części, w której wyżej punktowane byłyby właśnie komentarze. A pozostałe aspekty mogą się zazębiać – mówi ekspert.

Trudne wyzwanie dla zamawiającego
Takie rozwiązanie podoba się też dr. Grzegorzowi Wierczyńskiemu z Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Gdańskiego, który jednak zastanawia się, jak powinien wtedy wyglądać sposób negocjowania ceny. - Bo przecież, gdy kupowali tylko jeden program, to mieli argument, żeby zbić cenę, a teraz z góry będzie wiadomo, że chcą kupić wszystkie trzy – mówi. No i wskazuje jeszcze na kwestię ustalania liczby stanowisk z poszczególnych systemów. Ale to, jak podkreśla, są szczegóły techniczne.  – Najważniejszą sprawą jest, czy urzędnicy resortu sprawiedliwości zdecydują się na przeprowadzenie takiego nietypowego przetargu, i czy to ich nie przerośnie – stwierdza dr Wierczyński.
Zdaniem Alicji Pollesch, członka zarządu Wolters Kluwer, Centrum Zakupów dla Sądownictwa, które w imieniu resortu sprawiedliwości organizuje takie przetargi, powinno się na to zdecydować. – Sędziowie mieliby wtedy dostęp do wszystkich najważniejszych systemów informacji prawnej, a już wewnętrzną sprawą wymiaru sprawiedliwości byłoby ustalenie liczby dostępów do poszczególnych produktów i rozdzielenie ich pomiędzy poszczególne sądy - mówi. I dodaje, że wcześniej Centrum powinno zebrać z sądów opinie na ten temat i na tej podstawie rzetelnie ocenić zapotrzebowanie. – Solidne zebranie zapotrzebowania, czyli jakiej informacji i wiedzy oraz ile stanowisk do poszczególnych produktów potrzebują sędziowie i inni pracownicy sądów, a następnie opracowanie na tej podstawie warunków przetargu jest sprawą kluczową – potwierdza Włodzimierz Dzierżanowski.

Sędzia chce mieć dostęp do informacji
Ten kierunek myślenia podoba się też sędziom ze Stowarzyszenia „Iustitia”. Jak mówi sędzia Piotr Wangler – przewodniczący Zespołu ds. Informatyzacji „Iustitii”, jeden z autorów cytowanego apelu, dobre będzie każde rozwiązanie, które pozwoli sędziom i ich współpracownikom na korzystanie z większej niż dotychczas liczby źródeł informacji i komentarzy prawnych. - W praktyce często jest tak, że dla oceny jakiegoś problemu znajduję dobry komentarz w Lex-ie, a kiedy indziej więcej na dany temat jest w Legalisie lub Lex Polonica. Mamy w kraju systemy informacji prawnej, do których mają dostęp inne profesje prawnicze i naturalnym jest oczekiwanie, by sędzia miał także do nich dostęp. Obecnie zdarzają się sytuacje, kiedy strony cytują pogląd przedstawiciela doktryny lub orzeczenie, a sędzia nie ma do niego dostępu, bo autor akurat nie współpracuje z Lex-em. Nie jesteśmy specjalistami od zamówień publicznych, więc nie czujemy się na siłach doradzać Centrum Zakupów dla Sądownictwa, jak zorganizować przetarg w tej sprawie. Po prostu chcielibyśmy, by w każdym sądzie był dostęp do co najmniej dwóch systemów informacji prawnej – mówi.

Potrzebna zgoda na inny przetarg
Kluczową sprawą w rozwiązywaniu tego problemu jest decyzja Centrum Zakupów dla Sądownictwa co do ewentualnego przeprowadzenia takiego właśnie postępowania. Nie mniej ważna jest jednak także akceptacja takiego wariantu konkurencji rynkowej przez czołowych wydawców systemów informacji prawnej. Włodzimierz Albin, prezes wydawnictwa Wolters Kluwer deklaruje gotowość do uczestnictwa w takim postępowaniu. Pozytywne nastawienie do tego projektu zapowiada też Wojciech Bierwiczonek, dyrektor zarządzający Wydawnictwa C.H.Beck. Zastrzega, że „diabeł tkwi w szczegółach”, ale dodaje, że z punktu widzenia sędziów na pewno byłoby to dobre rozwiązanie. - Nie dziwię się sędziom, że oczekują orzecznictwa, komentarzy i innych treści autorskich Wydawnictwa C.H.Beck. Na rynku z systemu Legalis korzysta przecież kilkanaście tysięcy prawników. Po wielu latach i wielu przetargach zdominowanych przez jednego dostawcę dochodzimy do sytuacji, w której jakość treści autorskich zaczyna być postrzegana jako kluczowa. Stanowisko SSP „Iustitia”  mówiące o tym, że funkcjonujące na rynku systemy nie są wobec siebie konkurencyjne, to jasny sygnał dla nas, jak bardzo środowisko sędziowskie ceni wiarygodną wykładnię prawa – mówi.
– Powinniśmy zmierzać jednak do umożliwienia sądom równego i pełnego dostępu do dwóch lub trzech systemów, a nie do tworzenia kompilacji pochodzących z nich treści – i dodaje, że przy spełnieniu tego warunku jego firma byłaby gotowa stawać do takiego przetargu. – My w takim postępowaniu weźmiemy udział, problemem może być tylko znalezienie odpowiedniej formuły proceduralnej do dokonania wyboru. Wierzę, że tym razem nie sprowadzi się ona do pozornych oszczędności, a koegzystencja kilku systemów informacji prawnej wpłynie pozytywnie na sprawność i skuteczność funkcjonowania sądów – konkluduje.