Minister sprawiedliwości powinien, według konstytucji  wspierać władzę sądowniczą. Podobną fikcję zawiera art. 10 Konstytucji, który mówi o równowadze władz  i nakłada obowiązek harmonijnej współpracy. Tymczasem prawda jest taka, że w organach władzy wykonawczej drzemią ciągoty, aby nadzorować w jak największym zakresie sądy – uważa Irena Kamińska, sędzia NSA, która uczestniczyła 21 lutego br. w konferencji KRS na temat niezawisłości sędziów.

Od czasów transformacji ustrojowej po 1989 roku, było 20 ministrów sprawiedliwości i prawie każdy próbował reformować ustrój sądów powszechnych. Mamy nieustającą reformę. Ostatnia reforma wprowadzająca dyrektorów sądów spotkała się z powszechnymi protestami. Niestety uznano, że te rozwiązania przyspieszą i usprawnią działalność sądów. Nadal wnioski o przyznanie środków budżetowych będą składali dyrektorzy sądów do KRS, ale to są inni dyrektorzy. Nie podlegli prezesowi sądu, ale podlegli ministrowi sprawiedliwości i przez niego nominowani i zwalniani. Inaczej będzie konstruowany budżet po wejściu w życie ustawy o ustroju sądów powszechnych.

Sposób, w jaki władza wykonawcza i premier przedstawia nasze prawa, nie przywileje jest niewłaściwy.

W protestach sędziowskich nie chodzi wyłącznie o pieniądze. Sędzia Kamińska powołała się na słowa prof. Andrzeja Rzepińskiego, który mówił o pamięci instytucjonalnej. Pewne grupy zawodowe i instytucje mają pamięć instytucjonalną, która sięga dziesięcioleci. My pamiętamy, że podobne zmiany już były – stwierdza sędzia Kamińska. Po 1989 r, był moment, gdy wynagrodzenia sędziowskie nie zależały od manipulowania przez władze wykonawczą. Przy pierwszym pretekście skasowano to rozwiązanie. Dzisiaj mamy dokładnie to samo. W kryzysie nasze wynagrodzenia nie rosną, ale nasze państwo nie zostało dotknięte takim kryzysem, aby umowę społeczną  łamać po półtora roku obowiązywania. Sędziwie nie mają zatem poczucia bezpieczeństwa i poczucia partnerstwa. Służą państwu, które od dawna nie traktuje ich poważnie – dodała sędzia Kamińska..