Poprawienie sytuacji klienta na rynku ubezpieczeń to jeden z głównych celów nowej ustawy o działalności ubezpieczeniowej i reasekuracyjnej, nad którą pracuje rząd. Jacek Łęski, prezes Stowarzyszenia "Przywiązani do polisy", uważa, że choć zmiany w prawie są konieczne, to projekt nie spełnia oczekiwań.
"Sprowadza się on, mówiąc wprost, do postulatu, by firmy ubezpieczeniowe łupiły klientów nieco oględniej niż do tej pory. Państwo daje obywatelom jednoznaczny sygnał: dbamy o interesy ubezpieczycieli, konsumenci muszą sobie radzić sami. Problem setek tysięcy ludzi, którzy są bezprawnie pozbawiani oszczędności przez firmy ubezpieczeniowe, w ogóle w tej nowelizacji nie jest dotknięty" - zarzucił Łęski.
Czytaj: Umowę polisolokaty będzie można zerwać, ale nie wstecznie>>>
Propozycje zmian "prokonsumenckich" w projektowanej ustawie przewidują m.in.: wzmocnienie praw osób ubezpieczonych w ubezpieczeniach na cudzy rachunek, w szczególności w ubezpieczeniach grupowych, np. poprzez udostępnienie ubezpieczonemu informacji o warunkach umowy oraz wprowadzenie zakazu pobierania przez ubezpieczającego wynagrodzenia.
Nowa ustawa wprowadziłaby także nowe obowiązki informacyjne przed zawarciem umowy ubezpieczenia na życie z ubezpieczeniowym funduszem kapitałowym, zwiększyła zakres postanowień, które powinna zawierać umowa ubezpieczenia na życie o charakterze inwestycyjnym, a także wprowadziła regulację, zgodnie z którą przy ustalaniu wynagrodzenia pośrednika ubezpieczeniowego zakład ubezpieczeń powinien kierować się zasadą równomiernego rozłożenia w czasie wydatków z tytułu prowizji pośrednika ubezpieczeniowego.
To jednak, zdaniem Łęskiego, o wiele za mało.
"Z punktu widzenia ogromnej grupy ludzi wkręconych w te oszukańcze polisy, ustawa proponowana przez rząd absolutnie niczego nie zmienia. Konsument stoi sam naprzeciw zorganizowanej machiny zasilanej gigantycznymi pieniędzmi pochodzącymi z oszustwa. Jedyną jego szansą są sądy, które na razie stają po jego stronie. Problem w tym, że odzyskanie pieniędzy w procesie sądowym jest kosztowne, długotrwałe i wymaga wyjątkowego zaangażowania. Państwo daje obywatelom jednoznaczny sygnał: dbamy o interesy ubezpieczycieli, konsumenci muszą sobie radzić sami" - ocenił Łęski.
"Bez wątpienia najsłabszą stroną tego systemu z punktu widzenia klientów jest brak ochrony praw konsumenckich. Konstytucja zakłada, że państwo zapewnia obywatelom ochronę przed nieuczciwymi praktykami rynkowymi. W odniesieniu do sektora ubezpieczeń jest to zapis w znacznej mierze martwy" - podkreślił.
ID produktu: 40278357 Rok wydania: 2013
Autor: Zbigniew Ofiarski
Tytuł: Prawo bankowe. Komentarz>>>
Zdaniem Łęskiego największy problem dotyczy właśnie polis z kapitałowym funduszem ubezpieczeniowym (ufk) czyli tzw. polisolokat.
"To produkty ubezpieczeniowe udające polisy, a w istocie będące ryzykownymi inwestycjami w różnego rodzaju fundusze. Mamy tu dwa problemy: pierwszy problem to tzw. opłaty likwidacyjne, czyli haracz, jaki musi zapłacić klient, który chce się wycofać z tego rodzaju inwestycji. Haracz ten sięga 100 proc. oszczędności, jakie klient zgromadził na swoim koncie. To rodzaj kary za to, że nie spodobała mu się cała ta +polisa+" - opisywał.
Jak dodał, branża finansowa na świecie nie zna drugiego przypadku, w którym karą za wycofanie się z niekorzystnej inwestycji jest konfiskata oszczędności.
"To jawne nadużycie i sądy w Polsce na szczęście stają dość konsekwentnie po stronie klientów, uznając tego rodzaju zapisy w umowach za bezprawne" - zauważył prezes Stowarzyszenia "Przywiązani do polisy".
Drugi problem z polisokolatami wiąże się - zdaniem Łęskiego - ze sposobem sprzedaży tych produktów.
"Chodzi o sposób +wciskania+ tego rodzaju +polis+. Zazwyczaj nabywcy byli oszukiwani przy sprzedaży. Obiecywano im solidne zyski, ukrywano potencjalne ryzyko, zatajano wysokość opłat. Ubezpieczyciel wiedział, że to trefny produkt i za wciskanie tego śmiecia ludziom, płacił agentom kosmiczne pieniądze. To pozwalało przełamać opory przed jawnym oszukiwaniem klientów" - mówił Łęski.
Zdaniem Stowarzyszenia poprawę sytuacji przyniosłoby natomiast np. wprowadzenie ograniczenia wysokości kosztów pośrednika, którymi ubezpieczyciel może obciążyć konsumenta.
"Jeżeli ubezpieczyciel chce płacić pośrednikom więcej, to nie może +przenosić+ tychże kosztów na konsumenta. Takie rozwiązanie przyjęto w Niemczech. Naszym zdaniem sensowny byłby również zakaz pobierania prowizji przez ubezpieczających w przypadku ubezpieczeń grupowych, czyli banki, pośredników ubezpieczeniowych, inne podmioty" - wyjaśniał Łęski.
Jego zdaniem proponowane zmiany ze względu na ich ograniczony charakter mogą więc tylko, jak się wyraził, "nieco ucywilizować sprzedaż najbardziej szkodliwych produktów ubezpieczeniowych, nie powstrzymają jednak firm przed dalszymi masowymi nadużyciami".
"Sektor ubezpieczeniowy dostaje wyraźny sygnał: możecie dalej oszukiwać i grabić klientów, ale róbcie to nieco ostrożniej, w białych rękawiczkach, a włos wam z głowy nie spadnie. KNF tego dopilnuje" - zarzucił Łęski, dodając, że na dłuższą metę taka sytuacja obróci się przeciw branży ubezpieczeniowej, która - jak ocenił - ma coraz gorszą opinię.
Prezes "Przywiązanych do polisy" nie ocenił także dobrze propozycji przepisów, które przewidują większe uprawnienia Komisji Nadzoru Finansowego. Według niego w pierwszym rzędzie należałoby zadbać o to, by KNF stosowała obowiązujące prawo.
"KNF nie korzysta dziś ze swoich uprawnień. Po prostu nie chce interweniować w interesie ubezpieczonych. To prawdziwy skandal. Komisja chroni ubezpieczycieli przed uzasadnionymi roszczeniami klientów. Nadzór jest iluzoryczny" - stwierdził Łęski.
"Klienci, którzy podpisali oszukańcze umowy o polisy z ubezpieczeniowym funduszem kapitałowym (ufk), mają prawo iść do sądu i z reguły odzyskują tam oszczędności. KNF tymczasem na swojej stronie internetowej przekonuje, że skoro klient podpisał umowę o taką +polisę+, to ma płacić i nie narzekać, bo sam sobie winien. Dlaczego KNF wprowadza w błąd ubezpieczonych?" - pytał.
Jak zauważył, duża część polisolokat to tzw. ubezpieczenia grupowe.
"To prawie połowa tego rynku. KNF tymczasem twierdzi, że nie ma prawa kontrolować tych ubezpieczeń. Skoro tak jest – dlaczego KNF nic z tym nie zrobi? Tak wygląda spełnianie przez KNF ustawowych obowiązków ochrony ubezpieczonych. Czy przyznanie takiej instytucji nowych uprawnień cokolwiek zmieni? Moim zdaniem nie. KNF po prostu broni interesów firm ubezpieczeniowych, klientów kompletnie lekceważy. Taką ma politykę" - zarzucał Łęski.
KNF nie zgadza się jednak z tymi zarzutami.
"Komisja Nadzoru Finansowego nie jest autorem założeń do projektu ustawy o działalności ubezpieczeniowej i nie posiada inicjatywy ustawodawczej, stara się natomiast wyrażać swoje opinie do projektów. Dlatego łatwiej nam komentować akty przygotowywane w UKNF, a w szczególności rekomendacje i wytyczne dla podmiotów nadzorowanych, w tym te dotykające szeroko rozumianych polisolokat, pod którym to potocznym pojęciem zwykle kryją się ubezpieczenia z ubezpieczeniowym funduszem kapitałowym (ufk)" - napisał rzecznik Komisji w komunikacie przesłanym PAP.
Zdaniem Komisji "źródłem nieprawidłowości na rynku UFK jest sposób wypłacania prowizji od sprzedaży tego typu ubezpieczeń, czyli prowizja płacona +z góry+", gdyż "zakłady wprowadzają opłaty likwidacyjne po to, żeby nie stracić prowizji, którą wypłaciły już pośrednikowi".
"Dlatego zaproponowaliśmy rozłożenie tych prowizji w czasie, które to rozwiązanie zostało powtórzone w projekcie ustawy. Z kolei administracyjne uregulowanie wysokości prowizji wydaje nam się rozwiązaniem daleko idącym i rzadko spotykanym na rozwiniętych rynkach finansowych" - wskazała Komisja.
Napisała, że podejmuje także działania odnoszące się do tzw. misselingu, czyli oferowania klientom produktów niedostosowanych do ich potrzeb, np. wieloletnich umów osobom w zaawansowanym wieku.
"Należy jednak pamiętać, że organ nadzoru nie może zmienić treści konkretnych umów, to może zrobić tylko sąd" - podkreśliła KNF w informacji. (PAP)