Asystenci i referendarze narzekają nie tylko na niskie zarobki (zwłaszcza ci pierwsi), ale szczególnie na to, że praca na tych stanowiskach jest swego rodzaju ślepą uliczką. Żeby np. zostać asystentem sędziego trzeba mieć bardzo wysokie kwalifikacje. Wiele z osób zajmujących w sądach te stanowiska ma ukończoną dawną aplikację sądową, a niektórzy nawet zdany egzamin sędziowski. Natomiast obecnie warunkiem ubiegania się o pracę na stanowisku asystenta czy referendarza jest ukończenie aplikacji ogólnej. Prowadzący w minioną środę debatę na ten temat, zorganizowaną przez wydawnictwo Wolters Kluwer Polska i Helsińską Fundację Praw Człowieka sekretarz tej ostatniej dr Adam Bodnar żartował sobie, że on nie miałby szansy na zatrudnienie w charakterze asystenta. Uczestniczący w tej dyskusji asystenci i sędziowie to potwierdzili. Przy tak wyśrubowanych wymaganiach nie tylko że płace są stosunkowo niskie, to jeszcze w tym zwodzie nie ma perspektyw zawodowych. Jest jedna, dla której według dość zgodnej opinii wszystkich związanych z wymiarem sprawiedliwości młodzi prawnicy podejmują tę pracę, czyli możliwość ubiegania się o urząd sędziego.

Z asystenta na sędziego
I rzeczywiście, przedstawiciele Krajowej Rady Sądownictwa, która opiniuje wszystkich kandydatów starających się o mianowanie przez prezydenta, potwierdzają, że 90 procent aplikacji pochodzi od asystentów i referendarzy. - Na niektóre wolne stanowiska w sądach jest ich nawet po kilkadziesiąt - mówi Jarema Sawiński, sędzia Sądu Okręgowego w Poznaniu i członek KRS. - Większość obecnych referendarzy i asystentów ma ukończoną dawną aplikacje sądowa i zdany egzamin sędziowski. Są oni naturalnymi kandydatami na wolne stanowiska sędziowskie. Wyrok Trybunału Konstytucyjnego w sprawie asesorów zamknął im drogę do tego awansu, ale ich aspiracje zostały - mówi Katarzyna Gonera, sędzia Sądu Najwyższego i członek KRS. Ta motywacja będzie jednak działać coraz słabiej. Po pierwsze dlatego, że liczba wolnych stanowisk sędziowskich jest ograniczona. Właśnie skończył się boom nominacyjny, który trwał przez parę lat po wyroku TK, którego skutkiem była likwidacja i instytucji asesora. Teraz zostaje tylko zapełnianie naturalnych ubytków i raczej nielicznych nowych etatów tworzonych w niektórych sądach.

Większe szanse absolwentów KSSP
O te jednak stanowiska spełniający ustawowe warunki asystenci i referendarze będą konkurować nie tylko z przedstawicielami innych zawodów prawniczych, których pewna liczba staje do konkursów, ale przede wszystkim z absolwentami Krajowej Szkoły Sądownictwa i Prokuratury. To ta instytucja została specjalnie powołana do kształcenia przyszłych sędziów i prokuratorów i, jak podkreśla jej kierownictwo, liczba szkolonych tam adeptów jest dostosowana do przewidywanych potrzeb kadrowych sądów. Do tego - jak twierdzi sędzia Ewa Stryczyńska w warszawskiego Sądu Okręgowego i także członek Krajowej Rady Sądownictwa - asystenci sędziów i referendarze będą mieli niewielkie szanse na pokonywanie w konkursach absolwentów KSAP. Przede wszystkim dlatego, że osoby kończące tę szkołę będą miały za sobą nie tylko pełen cykl przewidzianego tam szkolenia, ale też odbędą praktyki na stanowiskach asystentów i referendarzy w sądach, i to w różnych wydziałach. - To da im wyraźną przewagę nad asystentami i referendarzami, którzy z reguły pracują w jednym wydziale sądu i zajmują się wąską dziedziną prawa - mówi sędzia Stryczyńska.

Zawody bez ścieżki rozwoju
Także środowisko asystentów i referendarzy nie widzi szans na jakąś masową skalę awansów osób wykonujących te prace na stanowiska sędziowskie. Dlatego też organizacje ich zrzeszające, a jest zarówno stowarzyszenie referendarzy jak i asystentów sędziów, bardziej chcą rozmawiać o tworzeniu perspektyw rozwoju zawodowego w ramach tych zawodów.  - Potencjał referendarzy nie jest w polskich sądach dostatecznie wykorzystywany - twierdzi Michał Pałka, referendarz sądowy w Sądzie Rejonowym w Pruszkowie, odpowiadający w Ogólnopolskim Stowarzyszeniu Referendarzy Sądowych za kontakty z mediami.
Zdaniem tej organizacji, referendarze i asystenci sędziów odgrywają żywotną rolę w prawidłowym funkcjonowaniu wymiaru sprawiedliwości. Jednakże nadal istnieje problem właściwego określenia podziału kompetencji procesowych pomiędzy sędziów, asystentów i referendarzy, przez co status przedstawicieli tych grup pozostaje niejasny.  - Dla referendarzy sądowych najważniejszym problemem jest poszerzenie katalogu ich kompetencji procesowych - mówi Michał Pałka. I podkreśla, że jest to istotne nie tylko z punktu widzenia tej grupy, ale jest to ważny problem całego wymiaru sprawiedliwości. - To problem efektywnego wykorzystania kapitału ludzkiego. Na sędziach ciąży zbyt wiele obowiązków, które zamiast nich mogliby spełniać referendarze, asystenci i sekretarze sądowi, odpowiednio do statusu każdej z tych grup - mówi. Jak podkreśla Michał Pałka, referendarz to prawnik i orzecznik, który zgodnie z ustrojem sadów powszechnych jest niezależny w wydawaniu orzeczeń.

Więcej kompetencji i zadań
Jakie sprawy, poza dotychczasowymi obowiązkami, mogliby załatwiać referendarze? Według Michała Pałki mogłyby to być m.in. decyzje związane z wykonywaniem orzeczeń. Przede wszystkim w sądowym postępowaniu egzekucyjnym, z pewnymi wyjątkami, oraz w postępowaniu karnym wykonawczym - też z pewnymi wyjątkami, jak np. warunkowe przedterminowe zwolnienie. - Sądzę jednak, że większość spraw karnych wykonawczych to nie jest wymiar sprawiedliwości, tylko zapewnienie praworządności i porządku publicznego przez wykonanie orzeczonej kary lub innego środka karnego. Takie sprawy mogliby załatwiać referendarze sądowi - twierdzi Michał Pałka i wskazuje też na inne przykłady: postępowanie nakazowe, pojednawcze, klauzulowe, depozytowe.
W odniesieniu do postępowania cywilnego, Stowarzyszenie zabiega o dalsze rozszerzenie kompetencji referendarza sądowego, uregulowanie w sposób racjonalny i ujednolicenie w skali kraju praktyki wykładni norm kompetencyjnych, zdjęcie z sędziów i referendarzy obowiązków pozaorzeczniczych. - Z uwagi na rozbieżności interpretacyjne, w pierwszej kolejności proponujemy doprecyzowanie art. 471 k.p.c., w drodze bądź to zmiany praktyki jego stosowania, bądź to - w razie konieczności - nowelizacji. Na przykład: referendarz może nadać klauzulę wykonalności, lub orzec nakazem zapłaty ale nie może przekazać sprawy według właściwości, odrzucić pozwu, umorzyć postępowania w przypadku skutecznego cofnięcia pozwu, zawiesić postępowania, nawet jeśli zachodzą przesłanki zawieszenia z urzędu. W niedalekiej przeszłości kwestionowano nawet możliwość wydania postanowienia odmownego w przedmiocie klauzuli wykonalności. Zdarzają się nadal przypadki sądów, w których przyjmuje się, że referendarz nie może sprostować błędu lub omyłki we własnym orzeczeniu - czytamy w publikacji na ten temat wydanej przez Stowarzyszenie. Zdaniem jej autorów, takie podejście do zagadnienia nie tylko stanowi barierę dla nowelizacji rozszerzających katalog spraw powierzonych referendarzowi, ale nawet wyraźnie ogranicza wykorzystanie potencjału tej grupy orzeczników w sprawach już im przekazanych.
Dlatego np. zespół problemowy obradującego w maju ubiegłego roku Kongresu Prawników Wielkopolskich postulował „aby ustawodawca w poszczególnych przepisach nie powierzał referendarzom sądowym kompetencji poprzez wskazywanie konkretnych czynności procesowych, lecz stosował technikę, która nie będzie pozostawiała wątpliwości, że kompetencje przysługują referendarzom sądowym w całym postępowaniu, w którym dana czynność jest dokonywana”.

Referendarz także w procesie karnym
W odniesieniu do prawa karnego, podstawowym polem działania dla urzędu referendarza w postępowaniu karnym powinno być postępowanie wykonawcze, ale częściowo też  postępowanie główne - tylko w ściśle określonym zakresie nieingerującym w wymiar sprawiedliwości. Referendarze przypominają, że w lutym 2011 r. Komisja Kodyfikacyjna Prawa Karnego przedstawiła projekt  nowelizacji k.p.k. i innych ustaw, będący śmiałą próbą przemodelowania polskiego procesu karnego. Jednym z wielu wątków tego projektu jest właśnie wyposażenie referendarza sądowego w niektóre kompetencje w postępowaniu głównym. Komisja proponuje powierzenie referendarzowi m.in. wydawanie postanowień o charakterze obligatoryjnym, wydawanie postanowień i zarządzeń w kwestiach dotyczących udziału obrońcy i pełnomocnika w postępowaniu karnym, nie zastrzeżonych do wyłącznej kompetencji sądu, zwalnianie od wyłożenia kosztów oraz dodatkowe ustalenie wysokości kosztów procesu, nadawanie klauzuli wykonalności, wydawanie zarządzeń dotyczących biegu sprawy, nie ingerujących w jej końcowe rozstrzygnięcie, wykonywanie czynności i podejmowanie decyzji procesowych w sprawach z oskarżenia prywatnego. Zdaniem środowiska referendarzy godnym szczególnej uwagi jest propozycja powierzenia referendarzowi posiedzenia pojednawczego w sprawach prywatnoskargowych.

Sędziowie raczej niechętni zmianom
Czy te postulaty referendarzy mają szansę na realizację. Poparcie ze strony Komisji Kodyfikacyjnej rokuje tu dość dobrze, ale z drugiej strony środowisko sędziowskie jest takim zmianom co najwyżej umiarkowanie przychylne. Po pierwsze dlatego, że jak każda uprzywilejowana grupa, niechętnie patrzy na poszerzanie uprawnień grupy usytuowanej szczebel niżej. Stąd np. dość charakterystyczne oburzenie jednego z uczestniczących we wspomnianej debacie sędziów, że w pracach nad nową ustawą o ustroju sądów powszechnych przewidywano taką możliwość, że w niektórych wydziałach sądów, np. rejestrowych, przewodniczącymi mogliby być referendarze, a na skutek tego także szefami sędziów.- Dobrze, że wycofano się z tego pomysłu, bo to przecież nie do pomyślenia, by referendarz był przełożonym sędziego - komentował sędzia, dość młody zresztą. Wychodzące ze środowiska referendarzy pomysły, by poszerzyć zakres ich kompetencji, nie mogą także liczyć na poważniejsze wsparcie ze strony sędziów także dlatego, że mogłyby doprowadzić do ... zmniejszenia liczby sędziów. - Gdyby większą część spraw trafiających do sądów załatwiali referendarze, to mogłoby się okazać, że nie potrzebujemy aż tylu sędziów - mówi Michał Pałka. I dodaje, że byłoby to korzystne dla budżetu państwa, ponieważ referendarze są tańsi.
Wtóruje mu Waldemar Urbanowicz z Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Asystentów Sędziów, która to organizacja także zabiega o poszerzenie kompetencji osób pracujących na tych stanowiskach. Według obecnych zasad asystent to pomocnik sędziego, który ma go wspierać w przygotowaniu rozprawy, w analizie dokumentów, przygotowaniu projektu wyroku. Zdaniem asystentów, ich zadania można poszerzyć także o wydawanie zarządzeń porządkowych, postanowień o wynagrodzeniach dla biegłych i wiele innych spraw. - Moglibyśmy to robić i bylibyśmy w stanie. W istotny sposób odciążyłoby to sędziów - mówi Urbanowicz.

Ministerstwo widzi pewne zmiany
Pewne nadzieje na poszerzenie kompetencji referendarzy daje stanowisko prezentowane w imieniu Ministerstwa Sprawiedliwości przez sędziego Grażynę Kołodziejską, dyrektora departamentu sądów powszechnych. Jest ona za tym, ale podkreśla że jest to związane z poważnym problemem doktrynalnym. Powołuje się przy tym na orzecznictwo Trybunału Konstytucyjnego, w którym dominuje pogląd, że tylko sędzia może sprawować wymiar sprawiedliwości. - Jest oczywiście pytanie, jak to interpretować? - zastanawia się pani sędzia-dyrektor. - Jeśli zastosować węższą interpretację, że wymiar sprawiedliwości to tylko rozpatrywanie sporu, to jest tu pewna przestrzeń na zmiany - mówi. I dodaje, że ustawodawca powoli poszerza granice w tej dziedzinie. Zapowiada także kolejne nowelizacje ustaw, które wydłużać będą listę zadań wykonywanych przez referendarzy sądowych.
Przed referendarzami są więc pewne perspektywy rozwojowe. Nawet jeśli nie będą mieli większych szans na zostanie sędziami, a przygotowywana obecnie nowelizacja ustawy nie stworzy im drogi awansu na stanowiska kierownicze w sądach, to przynajmniej ich pozycja zawodowa i satysfakcja z pracy może rosnąć z powodu zajmowania się coraz poważniejszymi sprawami. Niestety, podobnie optymistycznych wiadomości nie ma dla asystentów sędziów. Oni także coraz rzadziej będą awansować na urząd sędziego, ale w zamian nie czeka ich żadna perspektywa rozwoju zawodowego w obecnej pracy.

Zawód bez awansu
Asystent sędziego to obecnie jeden szczebel w hierarchii - pierwszy i ostatni. Do tego wieczny pomocnik, pracujący dla kogoś i na kogoś. Ten problem widzą członkowie Krajowej Rady Sądownictwa, którzy czytają dokumenty kandydatów na sędziów. - W przypadku asystentów ich "dorobkiem" są przeważnie informacje o rozpatrywanych zażaleniach, no i o projektach wyroków. Do tego ewentualnie opinia sędziego, że były to dobre projekty - mówi sędzia Katarzyna Gonera.
Opinię tę potwierdza Waldemar Urbanowicz i dodaje, że rzeczywiście szanse asystentów na uzyskanie statusu sędziego są coraz mniejsze. W tej sytuacji, zdaniem stowarzyszenia asystentów, pożądane byłoby tworzenie warunków do rozwoju zawodowego i awansu w ramach tego zawodu. Konkretny postulat mówi np. o stworzeniu stanowiska starszego asystenta. Takiej możliwości nie przewidziano jednak w procedowanym obecnie w Sejmie projekcie ustawy Prawo o ustroju sądów powszechnych, który przewiduje bardzo długą listę zmian w zasadach funkcjonowania wymiaru sprawiedliwości. Pewne zmiany dotyczące asystentów i referendarzy zaproponowane zostały w zgłoszonym równolegle projekcie poselskim, ale resort sprawiedliwości jest im przeciwny, a rząd przyjął nawet oficjalnie takie stanowisko. Wiec na uchwalenie te akurat zmiany raczej szans nie mają.

Zawód "przejściowy"
Dyrektor Kołodziejska jest przeciwna wprowadzeniu stanowiska starszego asystenta i generalnie jakiemuś szerszemu reformowaniu tego zawodu, ponieważ nie jest to, jak twierdzi, docelowy korpus zawodowy, a ludzie wykonujący tę pracę nie wiążą z nią swoich aspiracji. Na pytanie, jakie więc propozycje ma resort sprawiedliwości dla tych trzech tysięcy ludzi, by masowo nie odchodzili (obecnie jest ok. 250 wakatów), a także by chcieli pracować efektywnie i z zapałem, pani dyrektor nie umiała odpowiedzieć.
Pewien pomysł na rozwiązanie problemu widzi natomiast sędzia Jarema Sawiński. Jego zdaniem należałoby połączyć zawody referendarza i asystenta w jeden i powierzyć tej grupie sumę ich dotychczasowych obowiązków oraz ewentualnie nowe, gdyby któreś ze wspomnianych wcześniej projektów zostały przekształcone w prawo. Jego zdaniem, gdyby asystenci dostali uprawnienia procesowe referendarzy, znacznie podniosłoby to ich status. Z kolei dla referendarzy wykonywanie zadań asystenckich, czyli np. przygotowywanie projektów wyroków, oznaczałoby oderwanie ich od rutyny wykonywania jednorodnych czynności i wyciągnięcie z getta "prostych spraw". - Tak ukształtowane kompetencje i zadania asystento-referendarzy dawałyby im również większe szanse w staraniach o urząd sędziego. Nam w KRS najbardziej podobają się kandydaci "obrotowi", którzy mają za sobą praktykę w różnych strukturach sądów i różnorodne doświadczenia - mówi sędzia Sawiński.

Połączenie dobre tylko dla asystentów
Idea połączenia zawodów podoba się środowisku asystentów. - To rzeczywiście dałoby nam szersze kompetencje i większe możliwości rozwoju zawodowego - mówi Waldemar Urbanowicz. Przeciwnego zdania jest Michał Pałka z Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Referendarzy Sądowych. Twierdzi on, że w sądach potrzebni są jedni i drudzy, z takim właśnie podziałem zadań: pomoc sędziemu i niezależne orzekanie. Do osobnych rozważań postaje kwestia, na ile ta niechęć ze strony referendarzy wobec ewentualnego podniesienia statusu asystenta wynika z tego, że ci pierwsi są wyżej w hierarchii i może woleliby, by tak zostało.
W swoich zabiegach o wyższy status i szersze kompetencje asystenci mogą natomiast liczyć na wsparcie ze strony przynajmniej części środowiska sędziowskiego. Sędzia Łukasz Piebiak, wiceprezes Stowarzyszenia Sędziów Polskich Iustitia uważa, że w wielu miejscach sądów tacy pomocnicy sędziów o poszerzonych kompetencjach byliby bardzo przydatni. W swoim myśleniu o tym problemie idzie nawet dalej i sugeruje, że może zasadne byłoby przywrócenie, albo stworzenie w nowym kształcie instytucji asesora sądowego.

Dla MS nie do przyjęcia
Wiele jednak wskazuje, że także idea połączenia zawodów asystenta sędziego i referendarza nie znajdzie uznania w Ministerstwie Sprawiedliwości. - Dla mnie jest to nie do przyjęcia. To są dwa różne zawody, które mają służyć różnym celom - mówi dyrektor Grażyna Kołodziejska. I dodaje, że byłaby to bardzo duża zmiana ustrojowa.

Zorganizowana przez Wydawnictwo Wolters Kluwer Polska i Helsińską Fundację Praw Człowieka debata miała dać odpowiedź na pytanie: "Jeśli nie sędzia to kto? czyli o statusie referendarza i asystenta w strukturze polskiego wymiaru sprawiedliwości". Jej uczestnicy, w tym także ci oglądający dyskusję przez internet, nie wyszli raczej z niej z przekonaniem, że w resorcie sprawiedliwości jest jakiś sensowny pomysł na zagospodarowanie tej grupy pracowników. Chyba nawet wręcz przeciwnie, paręset wakatów na tych stanowiskach, przy 13 procentowym bezrobociu w Polsce i ponad 10 tys. corocznych absolwentów wydziałów prawa, też o czymś świadczy.
Uczestnicy dyskusji nie usłyszeli też, czy ktoś sobie wyobraża, że jakiś asystent dopracuje na tym stanowisku do emerytury. Najlepiej z satysfakcją zawodową i materialną.