Młyny sprawiedliwości mielą powoli, ale za tym stoją przecież ludzie. Są ofiary niesłusznych oskarżeń i niesprawiedliwych wyroków, ale też ludzie stojący za tymi działaniami. O tych pierwszych jest często głośno, gdy są oskarżani media transmitują to na żywo. Ci drudzy pozostają zwykle w cieniu - mówił prof. Wyrzykowski, otwierając we wtorek konferencję "Licencja na nieodpowiedzialność". Podczas konferencji ofiary nieuzasadnionych oskarżeń przedstawiały swoje historie, ale do udziału w konferencji zaproszono też prokuratorów i sędziów prowadzących te sprawy. Ci nie przybyli i nie zabrali głosu, nie wyjaśniali motywów swojego działania.
- Mogłoby się wydawać, że to zjawisko osiągnęło swoje apogeum już jakiś czas temu, ale nadal niemal codziennie media informują nas o kolejnych tego typu przypadkach - dodał prof. Wyrzykowski, uzasadniając podjecie tej problematyki na kolejnej dorocznej konferencji kierowanego przez niego Zakładu Praw Człowieka Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego.
Swoje historie, znane zresztą z mediów, barwnie opowiadali: były minister Emil Wąsacz, adwokat Jacek Dubois,  adwokat i były wiceminister prof. Jan Widacki, Grzegorz Ślak, były prezes Rafinerii Trzebinia, a także adwokaci kilku innych osób przez wiele lat oskarżanych o groźne przestępstwa, a potem całkowicie uniewinnionych.

Prawo do błędu?
Oskarżający ich prokuratorzy, nawet jeśli byli na sali, głosu nie zabrali. W ich imieniu wystąpił Jacek Radoniewicz, rzecznik dyscyplinarny Prokuratura Generalnego, który bronił prawa prokuratorów do błędu. - Pracujemy w niezwykle trudnych warunkach, prokuratorzy są bardzo obciążeni pracą, to wiąże się z ogromnymi napięciami - mówił. I dodał, że tylko niepełna 2 procent aktów oskarżenia kierowanych do sądów kończy się uniewinnieniem. - Ale to jest, oczywiście o tyle za dużo - konkludował prokurator Radoniewicz.
Jednak zdaniem Ireny Kamińskiej, sędziego NSA, problemem nie jest tylko przepracowanie prokuratorów. - Pamiętamy przecież, że wiele z tych głośnych spraw miało podłoże polityczne, a prokuratorzy nie umieli się przed takimi naciskami bronić. A może nie chcieli - mówiła. Ale przyznała też, że również sądy nie zawsze stają w takich sytuacjach na wysokości zdania. - No bo dlaczego panowie Wąsacz, czy Ślak byli zatrzymani, trafili do aresztu? Dlaczego sędziowie to akceptowali? - pytała retorycznie.

Krzywdy do naprawienia?
Tematem konferencji była też próba odpowiedzi na pytanie, czy obywatel pokrzywdzony takimi działaniami prokuratorów lub sędziów, może skutecznie dochodzić naprawienia swoich krzywd, a także czy sprawca takich działań poniesie za to konsekwencje. Uczestnicy poświeconego temu panelu nie dali jednak w tej dziedzinie pozytywnej odpowiedzi. Zdaniem doc. Hanny Grajewskiej-Kraczkowskiej z Uniwersytetu Warszawskiego, polskie prawo nie daje dużych możliwości dochodzenia odpowiedzialności prokuratora czy sędziego za błędne lub bezprawne decyzje. Jest wprawdzie w kodeksie karnym artykuł 231, który mówi, że .”Funkcjonariusz publiczny, który, przekraczając swoje uprawnienia lub nie dopełniając obowiązków, działa na szkodę interesu publicznego lub prywatnego, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3”. - Jednak ten przepis jest na tyle ogólny i odnosi się do wszystkich funkcjonariuszy państwa, że w odniesieniu do sędziów i prokuratorów trudno go zastosować – mówi doc. Gajewska-Kraczkowska. I dodaje, że jeśli na ponad 6 tys. prokuratorów rocznie jest niespełna 200 postępowań dyscyplinarnych, to dominują wśród nich sprawy alimentacyjne, wypadki drogowe, jazda po pijanemu, a art. 231 jest na końcu tego rankingu.
Niewielkie szanse  – zdaniem uczestników konferencji - ma także pokrzywdzony próbujący dochodzić swoich krzywd w procesie cywilnym. Jak mówi ekspert w tej dziedzinie, adwokat i docent z UW Zbigniew Banaszczyk, bardzo trudno wygrać taki proces.

Dyscyplinarki raczej nie za błędy
Pozostaje więc odpowiedzialność dyscyplinarna. Ale tutaj też nie ma pozytywnych wiadomości, bo jak twierdzi dr Adam Bodnar, wiceprezes Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka, z doświadczeń tej organizacji wynika, że praktycznie niemożliwe jest doprowadzenie do odpowiedzialności dyscyplinarnej prokuratora za nieuzasadnione oskarżenie obywatela. Potwierdza to dr Karolina Kremens z Uniwersytetu Wrocławskiego, która przez kilka lat była asesorem w prokuraturze. Jej zdaniem nie działa to prawidłowo, a byłoby lepiej, gdyby takie postępowania prowadziły niezależne organy, np. sąd powszechny.
Adwokat Mikołaj Pietrzak dodaje do tego, że bardzo ważne jest, by takie zawodowe postępowania dyscyplinarne były jawne. We wszystkich innych zawodach są one już jawne, poza prokuraturą. – W adwokaturze wprowadziliśmy to kilka lat temu, z możliwością udziału pokrzywdzonego w takim postępowaniu, i jest to z korzyścią dla naszego zawodu, bardzo oczyściło atmosferę wokół niego – mówi. I dodaje, że prokuratorom też by to dobrze zrobiło. Jego zdaniem konieczne jest też zreformowanie zasad awansu zawodowego w prokuraturze. – Nie może być tak, że decydującym kryterium jest statystyka zamykanych spraw, bez sprawdzania efektów tych działań. Obecnie nie ma żadnego miecza nad prokuratorem w związku z nietrafnością jego oskarżeń. Prokurator nie ma żadnej systemowej motywacji, by zastanawiać się nad skutkami swoich oskarżeń – mówi mec. Pietrzak.

Sędzia niezawisły

Zdaniem organizatorów konferencji zdarza się, że także sędziowie popełniają błędy lub wydają niesprawiedliwe wyroki. Poszkodowany w ten sposób obywatel może domagać się za to odszkodowania od państwa, ale na jakieś restrykcje wobec takiego sędziego raczej liczyć nie może. Wprawdzie uczestnicząca w jednym z paneli Katarzyna Gonera, sędzia Sądu Najwyższego i członek Krajowej Rady Sądownictwa mówiła, że sędziowskie sądy dyscyplinarne nie pobłażają sędziom obwinianym o błędy i naruszenie prawa, ale z jej wypowiedzi wynikało, że chodzi w takich sprawach raczej o niedociągnięcia proceduralne, niż o szkody wyrządzone obywatelom. Nie ma postępowań dyscyplinarnych dotyczących błędnych wyroków w sprawach karnych, bo to się mieści w kategorii niezawisłości sędziowskiej. – Uznaje się, że sędzia nie może działać pod presją zagrożenia ewentualną karą za błąd popełniony przy wydawaniu wyroku – mówiła. I dodała, że z tego samego powodu nie ocenia się też postanowień sądów o tymczasowym aresztowaniu.
Czy jednak w świetle tych opinii prokuratorzy i sędziowie nie muszą się obawiać żadnych dolegliwości w związku z popełnianymi przez siebie błędami, a tym bardziej świadomym działaniem? Teoretycznie mogą. Bo jak zauważa sędzia Sądu Najwyższego Wiesław Kozielewicz, Skarb Państwa ma wobec nich, na podstawie kodeksu pracy, jak wobec wszystkich urzędników, roszczenie zwrotne, gdy działania któregoś z nich doprowadzą do konieczności wypłaty odszkodowania. W przypadku błędu takie roszczenie może dotyczyć maksymalnie trzech pensji, ale w razie celowego działania nawet pełnego pokrycia strat. Jednak sędzia Kozielewicz nie zna przypadku zastosowania tego przepisu wobec sędziego lub prokuratora.
Czy więc prokuratorzy i sędziowie mają "Licencję na nieodpowiedzialność", jak sugerował tytuł wtorkowej konferencji? Aż tak źle nie jest, bo udało się przez ostatnie 20 lat wprowadzić pewne rozwiązania ograniczające ich władzę, pozwalające obywatelom na skuteczne w pewnym zakresie dochodzenie swoich praw. Jednak dyskusja zorganizowana przez Zakład Praw Człowieka WPiA UW wykazała po raz kolejny, że nie jest to jeszcze proces zakończony.