Nadchodzi kontradyktoryjność w procesie karnym. Już wkrótce sędzia będzie tylko sądzić, prokurator będzie oskarżał, a obrońca jak nietrudno się domyśleć... to, co do tej pory, czyli wszystko, aby jego mocodawca został uniewinniony – pisze w dwumiesięczniku „In Gremio” Marcin Lorenc, prokurator Prokuratury Okręgowej w Szczecinie. Zmiany, które szykuje Ministerstwo Sprawiedliwości są naprawdę znaczące - nie ilościowo, ale jakościowo. Czy tego chcemy, czy nie, musimy zmienić nasze przyzwyczajenia i nasz sposób myślenia o procesie karnym. Przede wszystkim my - prokuratorzy. Ale również sędziowie i adwokaci.
Kontradyktoryjność nie jest tolerancyjna dla obojętności, bo to od aktywności stron zależeć będzie sposób zakończenia postępowania. Postępowania, które tak naprawdę rozpocznie się od skierowania aktu oskarżenia, a jego wynik będzie zależał głównie od prawidłowej oceny zgromadzonych dowodów po zakończeniu śledztwa lub dochodzenia. Postawienie kogoś w stan oskarżenia to duża odpowiedzialność.
Czyż nie należałoby się „oderwać” od zakończonego właśnie śledztwa? Zapomnieć na chwilę o przeprowadzonych czynnościach, ochłonąć? A sąd przecież osądzi. Bez emocji, a już niedługo również i bez kierowania inicjatywą dowodową.
Proponowane zmiany w postępowaniu karnym, których wejście w życie jest praktycznie przesądzone, nie są wolne od wad, a przede wszystkim ... nie oszukujmy się, nakładają na prokuratorów obowiązek bycia aktywnym. Aktywnym w sądzie. Uwolnią za to od zwrotów aktów oskarżenia w celu poszukiwania i przeprowadzenia dowodów, zwiększając jednocześnie prawdopodobieństwo zakończenia sprawy wyrokiem uniewinniającym. Sąd będzie odtąd przed merytorycznym rozpoznaniem sprawy oceniał, czy zebrane dowody są wystarczające do rozpoczęcia przewodu sądowego. No chyba, że nie wykonano czynności, które ustawa wykonać nakazuje. Akt oskarżenia w każdej sprawie będzie mógł być skierowany bez jego uzasadnienia. O tym, czy zarzuty są zasadne prokurator będzie za to musiał przekonać sąd osobiście. Przekonywanie stanie się natomiast obowiązkiem, bo tylko na prokuratorze ciążyć będzie obowiązek przeprowadzenia przed sądem dowodów pozwalających na uznanie oskarżonego za winnego popełnienia zarzucanego mu czynu. Jeżeli przypomnimy sobie po wydaniu wyroku, że należało przeprowadzić jeszcze jeden dowód, będzie już za późno.
Takiego zarzutu w apelacji już nie podniesiemy. Czy to sprawiedliwe? - pyta retorycznie prok. Lorenc. -  Nie mnie o tym sądzić. Każde postępowanie ma przecież swoje reguły. Jedna z nich bardzo bliska jest powiedzeniu: „nieobecni nie mają racji”. Może nie do końca, ale jednak warto pilnować własnych interesów. Oskarżony będzie miał odtąd prawo a nie obowiązek obecności na rozprawie głównej (art. 374 § 1 k.p.k.). Kontradyktoryjność to również większe możliwości konsensualnego zakończenia postępowania, nawet w sprawach poważnych. No cóż, póki co ciężko sobie wyobrazić prokuratora, który do krótkiego aktu oskarżenia o rozbój załącza wniosek w trybie art. 335 k.p.k., a sąd po jego odczytaniu, upewnieniu się, że oskarżony nie zmienił zdania i ujawnieniu przekazanych przez prokuratora dowodów wniosek ten uwzględnia, a po kilku chwilach ogłasza wyrok.
Bronię kontradyktoryjności, ponieważ wierzę, że proponowane zmiany będą pierwszym etapem prowadzącym do uwolnienia w przyszłości prokuratora od pracy, która powinna być domeną Policji, czy urzędnika - dodaje prokurator.
 

Źródło: www.ingremio.org