Rafał Bujalski: Kupując produkty żywnościowe niejednokrotnie możemy natknąć się na produkty wegańskie lub wegetariańskie nawiązujące swoją nazwą do nazw produktów zwierzęcych. Każdy już chyba słyszał chociażby o mleku sojowym czy maśle orzechowym. Ostatnio właśnie tego rodzaju produktami zainteresował się również Trybunał Sprawiedliwości UE. O co chodziło w sprawie, która trafiła do unijnego sądu?

Dr Agnieszka Szymecka-Wesołowska: Sprawa "mleka sojowego" wywołała spore zamieszanie na rynku spożywczym. Trybunał bowiem przyjął w niej, że, nawet jeśli producent informuje w opisie produktu o jego roślinnym pochodzeniu produktu (np. masło z tofu czy śmietana z ryżu), to i tak użycie nazwy zarezerwowanej w przepisach dla przetworu mlecznego (tutaj: masła i śmietany) jest niedozwolone i może wprowadzać konsumenta w błąd. W mojej ocenie konkluzja ta jest słuszna z prawnego punktu widzenia, przynajmniej w zakresie, w jakiej odnosi się do niezgodności z przepisami, bo skoro przepisy jasno określają, czym jest mleko, masło czy śmietana, to nie widzę pola do używania takich nazwy w odniesieniu do produktów, które nie spełniają tych warunków.

Moje wątpliwości budzi natomiast uznanie, że taka nazwa może wprowadzać konsumenta w błąd, a przynajmniej przyjęcie z góry takiego założenia. Czy rzeczywiście nazwa "mleko sojowe" lub "mleko kokosowe" może wprowadzać konsumentów w błąd co do tego, czy taki produkt powstał z mleka krowiego, koziego lub owczego? Raczej nie. Choć już pewnie w przypadku np. "masła orzechowego" nie miałabym takiej pewności. Ktoś mógłby bowiem pomyśleć, że chodzi tutaj o masło z dodatkiem orzechów, tworzące łącznie, uwielbianą szczególnie przez dzieci, jedwabistą masę orzechową. Na pewno więc każdy przypadek powinien być rozpatrywany osobno, z uwzględnieniem przyzwyczajeń i świadomości konsumentów na danym rynku.

Czy zakaz nadawania nazw przetworów mlecznych produktom pochodzenia roślinnego jest absolutny?

Nie, nie jest to zakaz bezwzględny. Komisja Europejska stworzyła bowiem spis nazw wyrobów pochodzenia roślinnego, które mogą nosić nazwy zarezerwowane zasadniczo dla wyrobów pochodzenia zwierzęcego. W spisie tym pojawiają się właśnie takie nazwy jak "mleko kokosowe" czy "mleko migdałowe".

W opublikowanym w programie LEX Prawo Europejskie komentarzu praktycznym Pani autorstwa wspomina Pani o kontrowersjach dotyczących tłumaczenia nazw konkretnych produktów, które jako wyjątek od zakaz nadawania nazw przetworów mlecznych produktom pochodzenia roślinnego zostały zgłoszone przez poszczególne kraje UE. Czy mogłaby Pani wyjaśnić ten problem?

Z orzeczenia Trybunału w sprawie TofuTown wynikałoby, że nawet jeśli dana nazwa została przewidziana w specjalnej decyzji Komisji zawierającej wykaz przedmiotowych produktów w danym języku, to nie znaczy, że może być ona dowolnie tłumaczona i stosowana w każdym innym języku. Gdyby więc przyjmować tutaj ścisłą interpretację, można by dojść do wniosku, że na rynku danego Państwa członkowskiego dozwolone jest stosowanie tylko takich nazw, które zostały wyraźnie przewidziane w danym języku. I tu pojawia się fundamentalny problem dla przedsiębiorstw działających na rynku polskim: jedynym produktem wpisanym na listę w języku polskim jest nazwa „ser jabłeczny”. Szczerze wątpię, że przeciętny polski konsument wie, jaki produkt kryje się pod tą nazwą (a kryje się bardzo ciekawy wyrób wpisany na listę produktów tradycyjnych prowadzoną przez ministra rolnictwa). I tutaj konsumenci mogą sobie zadawać pytanie, dlaczego oznaczenie „mleko sojowe” budzi zastrzeżenia prawne (warto dodać, że producenci odchodzą już aktualnie od takiego nazewnictwa na rzecz nazwy „napój sojowy”), podczas gdy oznaczenie „ser jabłeczny” może być stosowane bez żadnych przeszkód prawnych.

Jak w takim razie powinny zachować się przedsiębiorstwa działające na polskim rynku żywnościowym, których produkty pochodzenia roślinnego nawiązują swoją nazwą do nazw produktów zwierzęcych, ale nie posiadają przewidzianych w unijnych przepisach polskich nazw?

Niestety nie mam tutaj jednoznacznej odpowiedzi. Każdy produkt i jego nazwę należy rozpatrywać indywidualnie. Na pewno, kluczową kwestią jest to, czy dana nazwa znajduje się na liście wyjątków i na ile dana nazwa jest już dobrze ugruntowana w świadomości polskich konsumentów. Bez spełnienia tego warunku trudno będzie niewątpliwie skorzystać z wyjątku od zakazu nadawania nazw produktów pochodzenia zwierzęcego produktom pochodzenia roślinnego bez narażenia się na zarzut wprowadzenia w błąd polskiego konsumenta.

Dziękuję za rozmowę. 

-----------------------------

* Linki w tekście artykułu mogą odsyłać bezpośrednio do odpowiednich dokumentów w programie LEX. Aby móc przeglądać te dokumenty, konieczne jest zalogowanie się do programu.