PAP: Z jakimi mitami dotyczącymi patentowania spotyka się pani pracując z naukowcami?
Dr Grażyna Padee, rzecznik patentowa Politechniki Warszawskiej:
Jeśli ktoś opracował nowatorski produkt, to powinien go chronić, bo dzięki temu uzyskuje przewagę nad konkurencją. Ale czasem spotykam się z przekonaniem, że nie warto patentować, bo to trudne, kosztowne, patent łatwo obejść i trudno wyegzekwować.

No to po kolei. Czy patentowanie jest trudne?
Tak, ale można sobie z tym łatwo poradzić - współpracując z rzecznikiem patentowym. Rzecznik przygotowuje dokumentację zgłoszenia patentowego zgodnie ze ścisłymi regułami określonymi w przepisach. Niewiele jest tu miejsca na dowolność. Nie bez powodu więc nasz zawód powstał. Rzecznik reprezentuje także patentującego przed urzędem patentowym i sądami.

A co pani powie na stwierdzenie, że patentowanie jest drogie?
To półprawda. Na początku trzeba zgłosić wynalazek w urzędzie patentowym we własnym kraju. W Polsce opłata wynosi 500 zł. A jeśli korzystamy z usług rzecznika patentowego - dochodzą opłaty za jego wynagrodzenie - kilka tysięcy złotych. Jeśli wynalazek opracowano na uczelni, zwykle to ona ponosi te koszty. Dużo wyższe wydatki zaczynają się jednak, kiedy chce się rozszerzyć ochronę na inne kraje. Na zgłoszenie w Europejskim Urzędzie Patentowym trzeba zarezerwować - razem z wynagrodzeniem rzecznika - ok. 20 tys. zł. Na rozszerzenie ochrony za granicę ma się 12 miesięcy od tego pierwszego, polskiego, zgłoszenia. Jest więc trochę czasu na zebranie tych środków.

No to teraz porozmawiajmy o skuteczności ochrony. Taka sytuacja: naukowcy nie chcą opatentować swojego rozwiązania, bo boją się, że ktoś zobaczy ich patent, odtworzy pomysł, trochę go zmieni i będzie na tym zarabiał. Co pani na to?
To jeden z mitów, który występuje częściej wśród naukowców niż wśród przedsiębiorców. Ochrona patentowa ma być czymś w rodzaju szerokiego parasola. Zgłoszenia patentowe można i należy więc formułować tak, by pomysł chroniony był dość szeroko. Na tyle szeroko, by trudno było patent obejść, zmieniając któryś element na jego ekwiwalent.

Czyli pewnie to rzecznik patentowy pomaga tak sformułować wniosek, żeby patentu nie dało się łatwo ominąć?
Tak. We współpracy rzecznika z grupą twórców powstaje zgłoszenie, które ma na celu uzyskanie jak najszerszej, ale racjonalnej ochrony patentowej dla rozwiązania. Bo ochrona nie może być ani zbyt wąska - żeby patentu nie można było zbyt łatwo obejść - ani zbyt szeroka, bo patent będzie można zbyt łatwo unieważnić - np. wykazując, że w którejś swojej części nie jest nowatorski.

Dobrze pozyskana ochrona patentowa jest niezwykle skuteczna. Wystarczy spojrzeć na wojny o patenty między gigantami przemysłu IT. Albo to, co się dzieje, kiedy kończy się ochrona patentowa np. na leki. W ciągu miesięcy albo nawet dni pojawiają się na rynku ekwiwalenty.

Ma pani jakąś radę dla naukowców, którzy chcą zabiegać o patent?
Korzystać z literatury patentowej. To jest widoczne, że naukowcy w zbyt małym stopniu z niej korzystają. Znają bardzo dobrze publikacje naukowe w swojej dziedzinie, natomiast z publikacjami patentowymi trochę zostają w tyle, a niesłusznie. Wielkie wynalazki bardzo często powstają w wielkich firmach, w działach badawczych korporacji. A takie firmy nie publikują w periodykach naukowych. One patentują. Publikacja zgłoszenia przez urząd patentowy jest więc często pierwszą informacją na temat danego rozwiązania. I zawiera cenną wiedzę przydatną w badaniach. Korzystanie z literatury patentowej sprawi, że badacze nie będą wyważać otwartych drzwi. Dostęp do baz danych jest np. na stronie Urzędu Patentowego RP (http://pubserv.uprp.pl/PublicationServer/) i Europejskiego Urzędu Patentowego (https://www.epo.org/searching-for-patents/technical/espacenet.html#tab-1). Tam są dostępne za darmo świetnie uporządkowane miliony zgłoszeń i patentów.

A często się pani spotyka w swojej pracy z sytuacją, że ktoś robi badania, które wcześniej już były opatentowane?
Niejednokrotnie. Zanim ja i inni rzecznicy zgłosimy wniosek patentowy, przeszukujemy bazy danych urzędów patentowych. I zdarza się, że znajdujemy rozwiązania podobne do tych, którymi się mamy zajmować. Wtedy próbujemy znaleźć w przedłożonym nam rozwiązaniu aspekt nowy, nieoczywisty w stosunku do obecnej wiedzy. I układamy zgłoszenie tak, żeby to wydobyć. Na pewno jednak większość rozwiązań, które otrzymujemy z uczelni, jest innowacyjna. I rzadko się zdarza, że patent, o który zabiegamy w urzędzie, nie zostanie udzielony.

Załóżmy, że mam wynalazek. Co najpierw: publikować w czasopiśmie naukowym czy patentować?
Bezwzględnie patentować. Nie ma innej opcji. Bo kiedy już dojdzie do upublicznienia rozwiązania w jakiejkolwiek formie - powrót na drogę patentowania nie istnieje. Utracona została bowiem nowość rozwiązania. A ochrona patentowa zaczyna się od daty zgłoszenia do urzędu patentowego. Czyli choćby dzień po dokonaniu zgłoszenia patentowego można rozwiązanie publikować.

Po co uczelni, naukowcowi patent?
Jeśli naukowcy pracują nad rozwiązaniami, z których chcą czerpać korzyść, warto, żeby mieli patent - a wcześniej i zgłoszenie patentowe - jako kartę przetargową do negocjacji z innymi podmiotami. Ich pozycja jest wtedy silniejsza. Są bezpieczniejsi w rozmowach i mogą ujawnić szczegóły pomysłu. A z kolei inwestor, kiedy widzi zgłoszenie patentowe, ma większą pewność, że negocjuje z właścicielem praw do tego rozwiązania.

Rozmawiała Ludwika Tomala (PAP)