Aleksander Łaszek, Rafał Trzeciakowski i Karolina Wąsowska w swojej analizie stwierdzają, że paradoks polega na tym, że główne cele „Strategii Odpowiedzialnego Rozwoju” takie jak rozwój polskich przedsiębiorstw czy podniesienie stopy inwestycji są słuszne. Natomiast proponowany sposób realizacji – fatalny. Strategia zakłada promocję i dotowanie modnych w tej chwili, arbitralnie dobranych firm i branż, na przykład sektora audiowizualnego i kosmicznego. - Ani politycy, ani urzędnicy nie są w stanie przewidzieć, które firmy w przyszłości odniosą sukces, więc dotacje uzyskają ci, którzy najsprawniej będą lobbować w ministerstwach i parlamencie. Urzędnicy i politycy, w przeciwieństwie do przedsiębiorców, nie będą ryzykować własnych pieniędzy, więc nawet jeśli źle wybiorą przyszłych championów, to zamiast przyznać się do błędu, dalej będą dotować nietrafione projekty na koszt podatnika – stwierdzają autorzy opracowania.

Wspieranie x 200
Jak zauważają, słowo-klucz „wspieranie” jest obecne w Strategii prawie 200 razy. Tyle tylko, że pieniądze na wspieranie wybranych przez rząd firm i sektorów będą pochodzić na przykład z obłożenia wyższymi podatkami sektorów niewspieranych. Co więcej, propozycjom wspierania nie towarzyszy nigdzie analiza kosztów i korzyści – ile będzie kosztowało wsparcie i jakie będą jego skutki? - To otwarte zaproszenie do intensywnego lobbingu poszczególnych sektorów, które będą walczyły o wsparcie rządu, kosztem reszty gospodarki – komentują autorzy analizy.

Z czego to sfinansować?
Według nich kolejne znaki zapytania dotyczą źródeł finansowania Strategii. - Mamy tutaj do czynienia z żonglowaniem pojęciami. W pierwszej prezentacji „Planu na Rzecz Odpowiedzialnego Rozwoju” była mowa o ponad bilionie złotych na inwestycje. W obecnej wersji Strategii mowa już nie o inwestycjach, lecz o wydatkach rozwojowych. Zostały do nich niespodziewanie zaliczone m.in. wydatki NFZ i znaczna część wydatków samorządów. Sumowanie tych kwot na przestrzeni 5 lat pozwala uzyskać imponująco wysokie liczby (1,7 biliona zł) i stworzyć całkowicie błędne wrażenie, jakoby na realizację Strategii udało się pozyskać całkiem nowe źródła pieniędzy – oceniają autorzy.

Rząd przygotowuje strategię i robi co innego
Ich zdaniem najbardziej istotne jest jednak to, że cele zawarte w Strategii często są sprzeczne z tym, co robi rząd. - W Strategii można na przykład przeczytać o „wzroście oszczędności i inwestycji”. Rząd robi coś zupełnie innego: zadłuża Polaków, żeby pobudzić konsumpcję. Strategia podkreśla „przewidywalność prawa”, a gabinet Beaty Szydło przemyca projekty nowych ustaw ścieżką poselską w ekspresowym tempie. „Zmniejszenie represyjności kontroli”, w praktyce objawia się tym, że rząd otwiera drogę prokuraturze do przejmowania firm. Strategia mówi o poszanowaniu praw akcjonariuszy mniejszościowych, a Ministerstwo Skarbu całkowicie ignoruje ich interesy, podejmując decyzje dotyczące notowanych na giełdzie spółek Skarbu Państwa. To wszystko wygląda tak, jakby Mateusz Morawiecki jednocześnie
należał do dwóch rządów z dwoma różnymi, sprzecznymi programami – oceniają eksperci FOR.

Zwracają też uwagę, że wielkim nieobecnym Strategii jest prywatyzacja. Polska ma najwyższy wśród krajów OECD udział własności państwowej w gospodarce. Ekonomiści już jakiś czas temu dowiedli, że tak duża rola państwa hamuje rozwój innowacyjności w Polsce, nie mówiąc już o tym, że ma wpływ na słabsze tempo wzrostu naszej gospodarki. - Autorzy Strategii doszli widać do wniosku, że samo państwo zmieni na lepsze państwową gospodarkę. A to jest eksperyment, który już przerabialiśmy – zakończył się zupełną porażką ponad ćwierć wieku temu – konkludują Aleksander Łaszek, Rafał Trzeciakowski i Karolina Wąsowska.  Więcej>>>