- Niestety, medycyna pracy w obecnym kształcie to fikcja. Często sprowadza się do przystawienia pieczątki w zakładzie opieki zdrowotnej wykonującym zadania służby medycyny pracy – mówi prof. Danuta Koradecka, dyrektor Centralnego Instytutu Ochrony Pracy.
Za jej utrzymanie płacimy wszyscy. W ciągu ostatnich pięciu lat ponad 470 tys. osób uległo wypadkom przy pracy. Tylko w ubiegłym roku świadczenia dla poszkodowanych (renty, odszkodowania, zasiłki chorobowe) kosztowały ZUS 4,95 mld zł. Według CIOP, jeżeli do tej kwoty doliczony zostanie koszt udzielonych poszkodowanym świadczeń zdrowotnych, rehabilitacji czy opieki przez innego członka rodziny, wzrasta ona do 35 – 48 mld zł.
Obecne przepisy nie przewidują obowiązku wizytowania przez lekarzy miejsc pracy osób, które dopuszczają oni do pracy. Wizytacje są fakultatywne, ale bez ich przeprowadzenia służby medycyny pracy w praktyce nie wypełniają swoich zadań. Bo jak bez wizyty w miejscu pracy mogą np. ocenić możliwość pracy na danym stanowisku, wymieniać z pracodawcą informacje o występujących zagrożeniach lub współpracować z Państwową Inspekcją Pracy (PIP). Do tego zobowiązuje ich ustawa z 27 czerwca 1997 r. o służbie medycyny pracy. Przepisy zalecają też, aby lekarz uzupełnił informacje uzyskane od pracodawcy dotyczące zagrożeń występujących w firmie o spostrzeżenia z przeprowadzonych wizytacji stanowisk pracy.
Źródło: Gazeta Prawna