W wywiadzie dla „Dziennika Gazeta Prawna” sędzia Trybunału Konstytucyjnego w stanie spoczynku i była rzecznik praw obywatelskich komentuje: Nie dość blamażu z chemiczną kastracją pedofilów, spraw dopalaczowych, gdzie ewidentnie naruszono prawo, operując aktem o charakterze generalnym, do czego nie było podstawy prawnej, i gdzie trzeba było się po cichutku wycofać? Czy nie wystarczy pohukiwania w sprawie gier hazardowych?
Proponuję najpierw sporządzić rzetelną analizę i dowiedzieć się, gdzie prawo, które jest, zawiodło. I dlaczego. Bo może to nie przepisy są złe, ale np. program komputerowy używany przez sądy rejestrowe? Albo może pojawił się błąd człowieka – konkretnego prokuratora lub sądu? A jak już się zrobi tę analizę, to dopiero wtedy można zacząć mówić o zmianach prawa i nowych ustawach. Nie wcześniej. Nie powinno się zapowiadać, że jutro, pojutrze będzie nowelizacja. To niepoważne. Sejm nie może w kółko kręcić się na jałowym biegu wokół naiwnych pomysłów legislacyjnych. Ani posłowie, ani obywatele na taki despekt nie zasługują.

Z kolei w opublikowanej niedawno książce pt. "Rzeźbienie państwa prawa. 20 lat później" prof. Ewa Łętowska stwierdza:  Problem polega na tym, że wciąż nie umiemy porządnie zorganizować procesu legislacyjnego. A do tego to nasze zamiłowanie do procedur parawanów. Kochamy mieć wszystko zapisane w niby precyzyjnych przepisach, procedurach i schematach. Wtedy czujemy się bezpiecznie. To jednak są pozory. Często jest to działanie tylko w jednym celu – by udać, że coś się ma, a w rzeczywistości wcale tego nie ma. Stosowana dawniej zbanalizowana książka życzeń i zażaleń w sklepie, która służyła do upustu emocji i frustracji społecznej, niczym się nie różni od zwoływanych obecnie publicznych wysłuchań na lipę w sprawie projektów legislacyjnych. Media puszczą z tego kilka głosów wariatów, którzy zawsze się znajdą, i taki jest cały przekaz z tej skądinąd pożytecznej inicjatywy. Wszystko jest takie zbanalizowane, puste, powierzchowne i nie na serio. W efekcie ludzie też nie traktują poważnie takiego legislacyjnego bicia piany. A to już poważna sprawa, gdyż bicie piany w procesie legislacyjnym, jeżeli zostanie ujawnione i udowodnione, traktowane jest jako naruszenie praw człowieka. Są już nawet judykaty z tej dziedziny. Dotyczyły Wielkiej Brytanii, która podała fikcyjny powód legislacyjnego wkroczenia w prawo własności, podczas gdy naprawdę chodziło o coś innego. I Trybunał w Strasburgu to zakwestionował. Obłuda legislacyjna może więc być naruszeniem praw człowieka! 
Niestety do społecznej świadomości nie przebija się myśl, że tekst ustawy i to co jest w Dzienniku Ustaw, to czubeczek góry lodowej. Wymaga to jeszcze dużej pracy organizatorskiej, także propagandowej – w dobrym znaczeniu – albo dydaktyczno-społecznej, która doprowadzi do dobrania adekwatnych narzędzi do założonego celu. Można sobie przecież wyobrazić załatwienie tego samego problemu społecznego przy użyciu różnych narzędzi prawnych. Trzeba więc zapytać, czy wybrano najlepsze narzędzie. W Trybunale była kiedyś sprawa , w której byłam sprawozdawcą, dotycząca stworzenia systemu wyłapywania i punktacji kierowców przekraczających dozwoloną prędkość. System powinien być opatrzony odpowiednią procedurą, w jaki sposób do tego się dochodzi, jak udowadnia się winę, czy są jakieś stany wyższej konieczności. Tego wszystkiego nie było. Dokonano więc zabiegu legislacyjnego z elementarnymi błędami, w związku z czym regulacja ta nie mogła działać – coś, co było pomyślane jako mechanizm, nie miało części trybików.
Robimy jakieś założenie legislacyjne nieświadomi tego, jakie są uwarunkowania i ograniczenia. A potem, gdy już to wiemy, nastawiamy się – jak to się działo przy okazji refundacji leków – na szybkie poprawianie błędów. Z tego, jakie błędy popełniono przy tworzeniu i wprowadzaniu w życie ustawy, nie wyciągamy jednak nauki na przyszłość. Przepowiadam, że tak samo będzie z kolejnymi ustawami na przykład z zakresu reformy zdrowotnej, a także innymi. Wielu ludziom – także decydentom – wydaje się, że gdy ukaże się Dziennik Ustaw, wówczas sprawa jest załatwiona.


Opinia pochodzi z książki Ewy Łętowskiej i Krzysztofa Sobczaka pt. "Rzeźbienie państwa prawa. 20 lat później", która właśnie ukazała się nakładem wydawnictwa Wolters Kluwer Polska.