Krakowska Okręgowa Rada Adwokacka ma ocenić, czy mecenas Arkadiusz Mularczyk naruszył zasady etyki adwokackiej. To trudne zadanie, bo nie o zwykłego adwokata tu chodzi, a o posła rządzącej partii, który zarzucanego mu czynu dokonał w ferworze jednej z największych ostatnio potyczek politycznych.

Poseł - adwokat tak się zaangażował w realizację powierzonego mu przez sejmową większość zadania, że informując Trybunał Konstytucyjny o znajdujących się w IPN teczkach dwóch sędziów TK zapomniał dodać, że w jednej z nich nic nie ma, a drugiej jest informacja, że nachodzony przez SB obecny sędzia odmówił współpracy. To, że wielu komentatorów uznało to za skandaliczną manipulację, można by potraktować jako element zwykłych w takich sytuacjach politycznych sporów. Gdy jednak Stanisław Rymar, prezes Naczelnej Rady Adwokackiej zażądał od rzecznika dyscyplinarnego okręgowej rady w Krakowie, do której należy adwokat Mularczyk, zbadania sprawy, żarty się skończyły.

Krakowscy adwokaci są w trudnej sytuacji, niezależnie od tego, jak do tego dzieła się zabiorą. Jeśli przystąpią do wyjaśniania sprawy energicznie i do tego, nie daj Boże, wykażą winę swego kolegi polityka, posypią się na nich gromy ze strony partii, w której tenże aktywnie działa. Do postawionego już temu środowisku wcześniej zarzutu przynależności do „frontu obrony przestępców”, dojdzie teraz oskarżenie o szykanowanie ideowca zaangażowanego całym sercem w oczyszczanie naszej historii z wszelkiego zła. Gdyby ze strachu przed takimi zarzutami spowalniali lub rozmywali procedurę, narażą się opozycji i znacznej części opinii publicznej. I tak źle, i tak niedobrze.

Położenie adwokatów w kontekście tej sprawy jest niekorzystne także z innego powodu. Otóż są oni, podobnie ja pozostałe samorządy prawnicze, ale także lekarze i parę innych zawodów, oskarżani przez PiS o niechęć do oczyszczania swoich środowisk z różnego typu patologii. Krytyka ta doszła aż do takiego poziomu, że Przemysław Gosiewski, argumentując swego czasu potrzebę utworzenia Centralnego Biura Antykorupcyjnego, wymienił samorząd adwokacki jako jedno ze środowisk, którym ta instytucja mogłaby się zająć. Przekonanie, że korporacje prawnicze nie chcą energicznie walczyć z nieetycznymi zachowaniami swoich członków, zaskutkowało też przygotowaniem w Ministerstwie Sprawiedliwości projektu ustawy, która ma zabrać samorządom adwokatów, radców, notariuszy i komorników prawo do prowadzenia postępowań dyscyplinarnych i wymierzania przez własne sądy kar ich członkom, którzy sprzeniewierzą się zasadom etycznym. Według projektu zajmować mają się tym specjalni prokuratorzy i wydzielone wydziały w sądach apelacyjnych.

Korporacje prawnicze protestują przeciwko zabieraniu im tego tradycyjnego uprawnienia, przypominając, że to jedna z podstaw ich zawodowej samorządności. W tej sytuacji naturalna byłaby chęć pokazania, że minister sprawiedliwości myli się, zarzucając samorządom nadmierną pobłażliwość wobec swoich kolegów.

Parę pryncypialnych postępowań i surowych kar dyscyplinarnych mogłoby w tej dyskusji być niezłym argumentem. A tu taki przypadek. Surowa kara dla adwokata Mularczyka to kolejny polityczny konflikt. Pobłażliwe potraktowanie go dopisane może być do listy adwokackich zaniechań i uznane, np. przez następnego ministra sprawiedliwości, za jeszcze jeden dowód na niezdolność samorządu do rozwiązywania trudnych spraw środowiska.

I co teraz mają zrobić krakowscy adwokaci?