Beata Igielska: Po roku nauki zdalnej, czas zadać pytanie o jej umocowania prawne. Co gwarantuje ustawa o informatyzacji, co przepisy odnośnie RODO?

Jarosław Feliński: - Może zacznijmy od tego, że dyrektor szkoły jest funkcjonariuszem publicznym. To czyni z niego ustawowego gwaranta wykonywania zadań zgodnie z przepisami prawa: od oświatowego, przez zakres, który wiąże się z jego pozycją jako funkcjonariusza, czyli kodeks karny, ustawę o informatyzacji podmiotów publicznych i jej przepisy wykonawcze. W trybie prawa oświatowego jest organizatorem całej pracy: bieżącej na terenie szkoły, zdalnej i zdalnej nauki.

Jak zatem dyrektor powinien rozumieć pojęcie zdalnej nauki?

Ani ja, ani żaden z dyrektorów nie dostrzegł jednoznacznego i czytelnego przepisu prawa, który by określał, jak zorganizować tzw. naukę zdalną. A jeżeli ma zorganizować, to czy ma się ona odbywać wyłącznie w oparciu o frekwencję? Obecnie narzędzia technologiczne pozwalają odwzorować frekwencję uczniów. Ma to wiele minusów. Po pierwsze ustawodawca powinien jednoznacznie określić, co rozumie pod pojęciem, może nie tyle nauki zdalnej, lecz nauki audio-wideo. Jeśli ustawodawca określiłby w przepisie, że mamy prawo korzystać z dorobku nauki i technologii, jeśli wprowadziłby do przepisów prawa jednoznaczny artykuł bądź ustęp, przyjmując, że znajdujemy się w nietypowej, skrajnie trudnej sytuacji pandemii, żeby ta audionauka przynajmniej polegała na tym, że tworzymy wirtualną klasę. Gdy nie ma takiego przepisu, zaczynamy stosować rozwiązania, które w żaden sposób nie dają możliwości wyliczenia się z tej zdalnej nauki uczestnikom, czyli uczniom.

 


 

Mówiąc krótko, nauczyciel nie wie, czy za ikonką odbywa się jakakolwiek praca.

To po pierwsze. Jeśli przepis prawa nie stanowi o tym, technologicznie posługujemy się protezą. Nauczyciel zaloguje się do wybranego przez szkołę narzędzia technologicznego: platformy np. Teams, Zoom, czy innych dostępnych. Zasady korzystania z nich są nieprecyzyjne: nauczyciel jest widoczny, uczniowie nie. To partyzanckie rozwiązanie zrobione domowym sposobem. Ma ono zgubne skutki społeczne, wyrabia niekorzystne zachowania lub nawyki. Bo jeśli byłby przepis, że skorzystanie z kamerki jest bezpieczne, w stosunku do tego, jakie treści będą przekazywane, dziecko naprawdę mogłoby być bezpieczne. A tak za chwilę może się okazać, że dzieci wrócą na salę lekcyjną, zakryją się wielką maską i powiedzą, że nie chcą, żeby nauczyciel widział, kto to jest i co robi w danej chwili i dojdziemy do stanu absolutnie nieakceptowalnego.

A co z artykułem 3. specustawy covidowej z marca 2020? Czy znajdziemy tam coś dla szkół, czy one pracują w całkowitej próżni prawnej?

Artykuł 3. mówi o pracy zdalnej. Szkoły zaś pracują w próżni prawnej. Ten przepis mówi o tym, że pracodawca może zlecić wykonywanie pracy zdalnej, z zapewnieniem wszystkich elementów koniecznych do tej pracy. Czyli po pierwsze BHP - my tego w kodeksie pracy od ponad roku nie mamy. To najgroźniejsza sytuacja, jaka może być dla pracodawcy. Sam nim jestem. Gdy zlecę komuś wykonywanie pracy w miejscu jego pobytu, nie gwarantuję mu podłączeń elektrycznych, ciągów komunikacyjnych, fizycznego bezpieczeństwa i ubezpieczenia z tego tytułu. W siedzibie firmy to wszystko gwarantuję. Obecnie w ogóle nie ma takich rozwiązań. Przed wieloma laty wprowadzono pojęcie telepracy, pod warunkiem, że pracownik zgodzi się na nią, może mieć wskazane miejsce wykonywania tej telepracy, ale ze wsparciem technicznym służb, które u pracodawcy wykonują zadania codzienne. Natomiast przy zdalnej pracy, pracy na odległość, takich rozwiązań prawnych nie mamy. Nikt nie może naruszyć mojego miru domowego.

No właśnie, pan jako pracodawca w siedzibie firmy zabezpiecza to i tamto. Nauczyciel pracuje przeważnie na swoim sprzęcie, swoich łączach internetowych, swoim prądzie.

No i tu jest sedno sprawy. Nawet jeśli pracodawca da mi laptop, poziom zabezpieczeń informatycznych, antywirusowych na moim laptopie i na laptopie pracodawcy użytkowanym w domu jest zupełnie inny niż w przypadku laptopa podłączonego do porządnej sieci firewall w serwerach pracodawcy. W sieci domowej mam o wiele niższy poziom zabezpieczeń. W dodatku, jeżeli jest to laptop prywatny, jako pracodawca mogę wątpić, że mój pracownik korzysta z wysokiej klasy zabezpieczeń, bo raczej posługuje się narzędziami antywirusowymi dostępnymi za darmo. Właściwie pominięto przepisy o ochronie szeroko pojętej informacji, o gwarancjach zapewnienia poufności tej informacji. 

Czyli mówiąc krótko, mogą harcować hakerzy, a całe cyberbezpieczeństwo nie bardzo obchodzi prawodawcę?

W tej chwili pojawiła się ogromna liczba cyberataków, ich nasilenie jest wręcz nieprawdopodobne. Robią je dla pieniędzy inteligentni ludzie, świetni informatycy, którzy są w stanie przełamać te mikre zabezpieczenia na smartfonie czy laptopie o wiele szybciej niż w szkole, gdzie jest do dyspozycji jeden czy dwóch informatyków. Mają serwerownię. I teraz proszę sobie wyobrazić rozbicie tego zabezpieczenia na pojedyncze stacje robocze. W przypadku sprzętu prywatnego pracodawca nie może ingerować. Połączenia VPN dają szansę wpisania się w strukturę jednostki organizacyjnej szkoły czy przedsiębiorstwa, ale nie zawsze tak się dzieje. Przepisów prawa dla nauki zdalnej w ogóle nie stworzono! Pytam sam siebie i dyrektorzy szkół mnie pytają, czy narzędzia np. Microsoft Teams, Zoom gwarantują, że treści przez nie przekazywane nie będą wykorzystane? Czy sesja jest nagrywana czy nie? To są globalni operatorzy, nie krajowi i nie unijni. Czy ktoś wziął to pod uwagę i pomyślał, że należałoby stworzyć wewnętrzną, resortową ogólnopolską platformę informatyczną? 

 


No przecież miała powstać...

Ale wciąż jej nie ma! Znam kilku bardzo dobrych informatyków. Powiedzieli, że przy odpowiednim finasowaniu, 5-7 milionów, potrzeba dwóch tygodni, żeby coś takiego pospinać.

Minął rok, pieniądze są i niczego nie pospinano.

Jeśli ktoś jest dobrym dyrygentem, może mieć trzech muzyków, którzy znają się świetnie na robocie, zagrają na szklankach i na tamburynie piękny utwór. Ale gdy jest kiepski dyrygent, to nawet i najlepsza wiedeńska orkiestra symfoniczna nic dobrego nie zagra. To kwestia pewnego spojrzenia globalnego, od czego należy zacząć, żeby skutki były takie, jak sobie zamierzymy. 

Czyli po roku zdalnej nauki resort edukacji nie zrobił nic?!

Nie dostrzegam żadnych rozwiązań porządkujących tę dziedzinę, usprawniających pracę. Co więcej, przepis prawa nie mówi, że gdy prowadzimy te audiowizulane lekcje, dziecko jest widoczne. Włączona kamerka byłaby gwarantem, że się ogarnie, przebierze się z piżamy, dokona pożytecznego wysiłku, uatrakcyjni swój dzień. Lekcje niech trwają pół godziny, niech będzie 20 minut przerwy, ale to już wyrobi charakter dziecka. Będzie wiedzieć, jak się zachować, bo widzi innych, nauczy się pewnej socjalizacji. Jeśli zaś widzi tylko nauczycielkę, prawie w ogóle nie przyjmuje przekazywanych treści. A kiedy przychodzi do zdawania egzaminu czy sprawdzianu, dziecko staje przed kamerą i zamiera. Ukryte za ekranem ma mnóstwo materiałów pomocniczych, a często za plecami rodziców z komórką w ręku gotowych do googlowania, co akcentuje kadra nauczycielska. To oszukiwanie nauczyciela i samego siebie, że wiem więcej niż faktycznie wiem. Uczymy nieuczciwego działania. Za kilka lat ci młodzi ludzie, którzy nauczyli się, że kombinowanie jest czymś naturalnym, wejdą na rynek pracy.

No ale czego możemy oczekiwać, jeśli w przedszkolu był konkurs na strój z recyklingu, miał wygrać ten, który był najpopularniejszy na Facebooku. Rodzice więc wykupili pakiety fałszywych lajków. Konkursu nie rozstrzygnięto, każde dziecko dostało dyplom. Ale zostawmy te kwestie wychowawcze. Kluczowa jest kwestia: RODO a nauka zdalna.

Nie widzę, by resort jakkolwiek odnosił się do tego problemu. Nowa technologia jak najbardziej podlega pod RODO. Musimy dokonać oceny skutków wprowadzenia jej na tak dużą skalę. Ustawodawca nam jednak nie zagwarantował, że dokonana została ocena skutków. To powinno się dokonać na gruncie ustawy, bo inaczej szkoła z wolnego rynku wybiera sobie dowolne narzędzia, niezdefiniowane platformy, nie dające żadnych gwarancji jak: my conference, luc, luc, click. Żaden dyrektor nie jest w stanie zapanować nad tą technologią, bo nie jest programistą ani informatykiem. Nie jest więc w stanie ocenić, wiarygodności platformy. W tym momencie przepis RODO dotyczący narzędzi zaawansowanych technologii jest martwy, bo żaden dyrektor, ani inspektor ochrony danych osobowych nie panuje nad tym.

Czy chce mi pan powiedzieć, że dane personalne z nauki zdalnej mogą hulać w internecie?

Nie muszę potwierdzać, bo pani to powiedziała.

Super...

Mamy takie coś jak „Radosne Centrum Beztroski”, czyli Rządowe Centrum Bezpieczeństwa. Dane 20 tysięcy najważniejszych polskich agentów, szpiegów, pracowników służb krążą w internecie. Nasz urząd sprawujący nadzór nad tymi danymi wydał po 7 dniach (27.04.2021 r.) . Ogólny komunikat w tej sprawie. Jednak oczekiwać należało wskazówek, co mają owi funkcjonariusze uczynić. Komenda Główna Policji zaleciła im zakupienie alertu BIK … za własne pieniądze. Cóż winien funkcjonariusz i dlaczego on ma angażować się w zabezpieczenia, czegoś co jest obowiązkiem określonego organu?

To przykre doświadczenie, bo samo RODO mówi, że każdy dyrektor, wójt, prezes ma obowiązek wyasygnować środki i wprowadzić zabezpieczenia przetwarzania danych osobowych z pełnym poszanowaniem prawa do prywatności, prawa do ochrony danych osobowych, możliwości ich umieszczenia w systemach informatycznych bądź też przesyłania. Proszę zwrócić uwagę, dziecko na lekcjach audio-wideo, jak wspominaliśmy, mogłoby być ze swoim wizerunkiem, ale gdyby przepis prawa był ustanowiony i wprowadzono by narzędzia zgodne z tym przepisem, gwarantujące, że są polskie, państwowe, publiczne i ograniczone emisją, rozpraszaniem, wtedy nie byłoby powodu do wątpienia, że wizerunek dziecka byłby gdzieś widoczny, a jedynie tylko na tym narzędziu. Natomiast Zoom czy Temas, mimo że mają swoje europejskie przedstawicielstwa, operator kieruje się przepisami prawa - w przypadku Microsoft - z Doliny Krzemowej, a w przypadku Zooma – możliwe, że z Chin. Czyli mogą rejestrować, co chcą, bo tak nakazuje im tamtejsze prawo. U nas prawo mówi, że operatorzy telefonii komórkowych przechowują przez jakiś czas nasze esemesy i rozmowy w celu bezpieczeństwa, przeciwdziałania terroryzmowi. Trzeba mieć świadomość, że jeśli doregulujemy coś przepisami prawa, a potem wprowadzimy narzędzia, będą one spełniały warunki ustanowionego prawa i każda treść obecna na danym narzędziu może być uznawana za bezpieczną pod kątem danych osobowych. Natomiast gdy mamy nadmierną swobodę, duży wybór rozmaitych narzędzi, skąd mogę wiedzieć, czy Microsoft nie wykorzysta zdjęcia mojego dziecka? Dyrektor szkoły ma obowiązek sprawować nadzór pedagogiczny, a więc powinien mieć prawo nagrać zdalną lekcję i skasować po ocenie pracy nauczyciela. Dziś dyrektorzy jedynie podglądają lekcje po kilka minut. A od oceny pracy nauczyciela zależy jego premia, nagrody, awans. Jeśli prawnie takie sprawy nie są pospinane, powstaje labilność. Dyrektor ma też zapewnić bezpieczeństwo uczniom i nauczycielom. Jaki ma jednak wpływ na bezpieczeństwo zajęć zorganizowanych w domu ucznia, kiedy on ma 12,13 lat, matka i ojciec wychodzą do pracy? 

Znam przypadek, że dziecko na lekcje łączyło się ze Szwecji i dyrektorka przekazała nauczycielce, że jest odpowiedzialna za bezpieczeństwo tego dziecka. Jakim cudem?

Na dyrektorze ciąży ogromne parcie na dopełnienie obowiązków lub lęk o przekroczenie uprawnień. Jeśli nie dopełni obowiązków, rodzice natychmiast reklamują jego postępowanie.