Jak pokazują badania – rodzice chętnie i raczej bezrefleksyjnie dzielą się treściami na temat dzieci, nawet gdy czerpanie z tego korzyści majątkowych nie przyjdzie im nawet do głowy. Z raportu „Sharenting po polsku, czyli ile dzieci wpadło do sieci?” 40 proc. polskich rodziców udostępnia online zdjęcia i filmy z życia ich dzieci. 21 proc. rodziców zamieszcza w sieci takie materiały raz w tygodniu lub częściej, zaś 61 proc. robi to raz w miesiącu lub częściej. Roczna liczba publikacji wynosi średnio 72 zdjęcia i 24 filmy. 57 proc. rodziców deklaruje, że o prywatności dziecka decydują oni sami, a jedynie 25 proc. rodziców zapytało własne dziecko o zgodę na udostępnienie jego zdjęć w sieci.

 


Komercjalizacja wizerunku dzieci

W przypadku osób zarabiających na treściach w internecie, dzielenie się materiałami, w których bierze udział dziecko, jest opłacalne – przyciąga większą widownię, ale oprócz pieniędzy z odsłon, daje możliwość reklamowania zabawek, ubranek, wózków i innych produktów przeznaczonych dla dzieci. Budzi to pewne wątpliwości etyczne – bo choć osobie, która zarabia na pokazywaniu swojego życia, trudno na ogół pominąć tak istotną jego zmianę, jak narodziny dziecka, to zarabia, wkraczając w prywatność osoby, która nie może wyrazić na to świadomej zgody. Nie ma też regulacji, które określałyby, jak rodzic ma się podzielić z dzieckiem pieniędzmi za tego typu działalność, co również świadczy o przedmiotowym traktowaniu dzieci w tym kontekście. 

 

W innych krajach powoli się to zmienia - Wiele stanów USA wymaga, aby rodzice odkładali zarobki dla dziecięcych artystów występujących w bardziej tradycyjnych mediach: takich jak filmy i telewizja. Pojawiły się pomysły regulacji dotyczących stricte treści z udziałem dzieci udostępnianych w social mediach. W Polsce wciąż trzeba posiłkować się przepisami kodeksu cywilnego oraz rodzinnego i opiekuńczego, które nie do końca nadążają za postępem technicznym. 

 

Ośmieszanie i robienie z dziecka "słupa reklamowego"

Podczas ogólnopolskiej konferencji naukowej „Udostępnione dzieciństwo – małoletni w przestrzeni cyfrowej”, zorganizowanej 12 grudnia 2025 r. w Warszawie, problem sharentingu – czyli udostępniania wizerunku i informacji o dzieciach w internecie – omówiła dr Anna Sobczak z Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Jak wskazywała prelegentka, cyfrowy ślad dziecka często powstaje jeszcze przed jego narodzinami, a publikowane przez rodziców treści mogą na trwałe wpłynąć na przyszłe funkcjonowanie dziecka w przestrzeni publicznej. Prelegentka podkreślała, że sharenting przybiera różne formy – od tzw. troll parentingu, polegającego na publikowaniu treści ośmieszających lub kompromitujących dzieci w pogoni za popularnością w mediach społecznościowych, po commercial sharenting, w którym wizerunek dziecka wykorzystywany jest do celów reklamowych i osiągania korzyści finansowych. Zdaniem dr Sobczak w obu przypadkach kluczowym problemem jest pomijanie perspektywy i dobra dziecka na rzecz interesów dorosłych.

 

Przedsprzedaż
Kodeks rodzinny i opiekuńczy. Komentarz [PRZEDSPRZEDAŻ]
-15%

Cena promocyjna: 245.65 zł

|

Cena regularna: 289 zł

|

Najniższa cena w ostatnich 30 dniach: 202.3 zł


Brak definicji prawnej

Dr Małgorzata Eysymontt, adwokat Izby Adwokackiej w Warszawie i wykładowczyni Uniwersytetu SWPS, omówiła prawne aspekty zjawiska sharentingu, koncentrując się na tym, jakie instrumenty ma sąd w sytuacji, gdy publikowanie wizerunku dziecka w internecie prowadzi do zagrożenia jego dobra. Jak podkreślała, zjawisko, które przez lata postrzegane było głównie jako problem społeczny lub wychowawczy, w ostatnich latach ewoluowało w realny problem prawny, ingerujący w sferę dóbr osobistych małoletnich.

- Nie ma definicji legalnej, czyli ustawowej, a my – jako prawnicy – naturalnie lubimy sięgać do źródeł normatywnych. Co jednak zrobić w sytuacji, gdy dane pojęcie nie zostało dotąd uregulowane prawnie? Wówczas należy posiłkować się definicjami słownikowymi oraz tymi wypracowanymi w doktrynie. Mówimy tu o share, czyli dzieleniu się prywatnymi informacjami, w połączeniu z parentingiem, a także o pojęciach takich jak family sharing. Istotą tego zjawiska nie jest wyłącznie częstotliwość publikacji, lecz przede wszystkim skutki wynikające z ujawniania prywatnych informacji dotyczących życia dzieci - mówiła prelegentka. 

 

Możliwe przekroczenie władzy rodzicielskiej

Obecnie sąd i inne organy zajmujące się ochroną dóbr dziecka muszą posłużyć się ogólnymi konstrukcjami prawa rodzinnego i cywilnego - w szczególności przepisami dotyczącymi ochrony dóbr osobistych dziecka oraz granic władzy rodzicielskiej. Za każdym razem sąd analizuje skutki publikacji, analizując nie tyle sam fakt udostępniania treści, ile jego konsekwencje dla dziecka – naruszenie prywatności, godności, prawa do anonimowości i autonomii, a także wpływ na kształtowanie tożsamości dziecka w przyszłości. W tym kontekście sharenting oceniany jest przez pryzmat przepisów Konstytucji RP, Konwencji o prawach dziecka oraz kodeksu rodzinnego i opiekuńczego.

 

Prelegentka podkreślała, że kluczowe znaczenie ma ustalenie stanu zagrożenia dobra dziecka, który – mimo że jest przesłanką nieostro zdefiniowaną – może uzasadniać ingerencję sądu, w tym zastosowanie środków przewidzianych w prawie rodzinnym, jeżeli publikowanie treści w sieci prowadzi do realnych lub potencjalnych szkód po stronie małoletniego.

- Zagrożenie dobra dziecka jest przesłanką nieostrą, co oznacza, że nie da się jednoznacznie wskazać, jak intensywne musi być publikowanie wizerunku, aby sąd mógł skutecznie zareagować. Samo uruchamianie różnych postępowań – karnych czy rodzinnych – często kończy umorzeniem, oddaleniem powództwa lub wniosku. Tymczasem w przypadku sharentingu zagrożenie jest realne: dziecko traci anonimowość i autonomię, stając się w pewnym sensie cyfrowym zakładnikiem swoich rodziców. Dochodzi do naruszenia jego tożsamości cyfrowej i odebrania mu ‘czystej karty’, od której powinno rozpoczynać swój rozwój. To właśnie na rodzicach, w ramach odpowiedzialności rodzicielskiej, spoczywa obowiązek zapewnienia dziecku bezpiecznych warunków wychowania i ochrony jego dobra - podkreśliła dr Małgorzata Eysymontt.