Mija prawie rok od śmierci ośmioletniego Kamila z Częstochowy, którego zakatował ojczym. Mimo że rodzina, w której dochodziło do przemocy, była pod opieką różnych służb, a dziecko chodziło do szkoły, procedury nie zadziałały i nie zdołano zapobiec tragedii. Aby nie dopuścić do kolejnych przyjęto nowelę kodeksu rodzinnego i opiekuńczego oraz innych ustaw, która ma wzmocnić procedury ochrony dzieci - w tym również w szkołach, które mają stworzyć standardy ochrony małoletnich. Od sierpnia za ich niewdrożenie będą płacić kary.

 

Szkoły nieprzygotowane do standardów ochrony dzieci, MS kończy prace>>

 

Potrzebne procedury, czy kolejny zakurzony segregator?

Do zmian wielu nauczycieli podchodzi niechętnie, bo uważają, że po pierwsze - sam pomysł częściowo sugeruje, że dopuszczają się wobec uczniów przemocowych zachowań. Po drugie - zdaniem wielu z nich to kolejne procedury, które będą kurzyć się na półkach, bo szkoły i tak na co dzień radzą sobie z kryzysowymi sytuacjami.

 

Okazuje się jednak, że nie do końca, tylko w tym tygodniu wyszły na jaw dwie sprawy, w których uczniowie zgłaszali nauczycielom i dyrekcji molestowanie seksualne. Sprawą czternastoletniego Alexa, który na spotkaniu z premierem Donaldem Tuskiem zgłosił, że padł ofiarą molestowania podczas zielonej szkoły, zajęło się obecnie Biuro Rzecznika Praw Dziecka. Chłopiec wskazał, że zgłosił, że doszło do przestępstwa i nie tylko mu nie uwierzono, ale to jego rodzice musieli tłumaczyć się w sądzie z tego, jak sprawują opiekę nad synem. W piątek Onet poinformował o tym, że w jednej ze szkół w woj. lubelskim mogło dochodzić do molestowania uczennic. Mimo że te zgłaszały zachowania nauczyciela, sprawa również nie trafiła do odpowiednich organów. Teraz sprawę bada kuratorium i prokuratura.

 

Co wprowadzą standardy?

Choć nie można generalizować na podstawie tylko tych kilku przypadków, wskazują one, że zmiany są potrzebne, bo system ma luki. Standardy ochrony małoletnich, które musi mieć każda szkoła muszą obejmować:

  • sposób dokumentowania wypełniania obowiązku kontroli pracowników przed dopuszczeniem do pracy z małoletnimi w zakresie spełniania przez nich warunków niekaralności za przestępstwa przeciwko wolności seksualnej i obyczajności;
  • zasady zapewniające bezpieczne relacje między małoletnim a personelem, a w szczególności zachowania niedozwolone wobec małoletnich;
  • zasady i procedurę podejmowania interwencji, w sytuacji podejrzenia krzywdzenia lub posiadania informacji o krzywdzeniu małoletniego;
  • procedury i osoby odpowiedzialne do składania zawiadomień o podejrzeniu popełnienia przestępstwa na szkodę małoletniego oraz zawiadamiania sądu opiekuńczego;
  • zasady i sposób udostępniania personelowi polityki.

 

-  To ważne dla uczniów i rodziców - bo będą wiedzieli, jak zgłaszać nieprawidłowości, jakiej reakcji się spodziewać i jak weryfikować to, czy była ona prawidłowa - mówi Patrycja Kasica, adwokatka prowadząca własną kancelarię. - Obecnie takie sprawy często załatwione są "na gębę" i bywa, że zgłoszenia gdzieś się w systemie gubią. A tak dziecko będzie zaopiekowane - powiedzmy, że zgłosi, że jest ofiarą przemocy. Dzięki procedurom wiadomo, jakich działań może oczekiwać - tłumaczy. Wskazuje, że obecnie również szkoła, a konkretnie jej dyrektor, ma - co do zasady - obowiązek zawiadamiania odpowiednich organów o popełnieniu czynu karalnego ściganego z urzędu, bo zobowiązuje go do tego ustawa z dnia 9 czerwca 2022 r. o wspieraniu i resocjalizacji nieletnich (Dz.U. poz. 1700), natomiast standardy pomogą doprecyzować, jak i kto będzie tego dokonywał i jakich formalności będzie musiał w tej materii dochować. - Nie będzie niedopowiedzeń - podkreśla mec. Kasica.

 

Za dużo improwizacji w obliczu kryzysu

A obecnie jest ich sporo. - Przykładowo na jednym z portali pedagogicznych pedagożka pisze, że zgłosiła się do niej dziewczynka z informacją, że rodzic stosuje wobec niej przemoc, podała szczegóły i pyta innych uczestników portalu, co powinna w tej sytuacji zrobić, oprócz wezwania krzywdzącego rodzica na rozmowę -  mówi Aleksandra Szewera-Nalewajek, trenerka, pedagożka. - Mamy do czynienia z przemocą wobec dziecka, pedagożka się zastanawia co ma zrobić, a jedynym jej pomysłem, i to w dodatku kompletnie złym i nieprofesjonalnym, jest wezwanie krzywdzącego rodzica na rozmowę. A przecież mamy standardy, mamy przepisy. Powinna powiadomić służby, założyć Niebieską Kartę, działać zgodnie ze standardami - a ona szuka pomocy na portalu. Kolejna kwestia. Mamy standardy również dotyczące ochrony wizerunku dzieci, a szkoły nadal "kombinują" jak zrobić zdjęcia dzieciom żeby je umieścić np. na szkolnym Facebooku. I tworzy się np. sztuczne grupy, bo teoretycznie można wtedy twarze dzieci pokazać, choć i zdarzają się szkoły, na których profilach widnieją zdjęcia pojedynczych dzieci - podkreśla.

Inny przykład - uczeń zgłasza, że jego kolega pali papierosy i tnie się żyletką. Szkolny psycholog doprowadza do ujawnienia, kto jest "sygnalistą", po czym doprowadza do konfrontacji obu uczniów, próbując dojść, czy nie ma pomiędzy nimi konfliktu.

- Taka konfrontacja nie powinna w żadnym razie mieć miejsca - mówi Prawo.pl dr Katarzyna Pankowska-Jurczyk,  interwent kryzysowy.  - Po pierwsze naraża to na nieprzyjemności ucznia, który w dobrej wierze zgłosił problem i całkowicie burzy zaufanie do psychologa. Wątpię, że po czymś takim, ktokolwiek zgłosi mu jeszcze jakiś problem, tymczasem ja zawsze podkreślam, że ważne jest, by uczyć dzieci, że takie zgłoszenie to opieka nad inną osobą i trzeba reagować na takie sytuacje - podkreśla. Dodaje, że kolejnymi krokami przy zgłoszeniu, że dziecko się samookalecza, powinna być rozmowa z tym dzieckiem w atmosferze zaufania i wsparcia. Następnym krokiem jest powiadomienie dyrekcji szkoły oraz rodziców ucznia. - Oczywiście, jeżeli mamy dowód, że to rodzice są sprawcami przemocy natychmiast powiadamiamy odpowiednie służby. W innym przypadku zobowiązujemy rodziców do objęcia dziecka opieką psychologiczną, a jeżeli nie chcą tego zrobić albo - monitorując sytuację - stwierdzamy, że z tym zwlekają, szkoła może wystąpić do sądu rodzinnego o wgląd w sytuację rodziny - podkreśla.

 

Natomiast jeżeli nie są, to należy z nimi ustalić, jak zaopiekować się dzieckiem, ewentualnie wystąpić do sądu rodzinnego o wgląd w sytuację rodziny, jeżeli uważamy, że dochodzi do jakichś nieprawidłowości. - Samokaleczenia mogą wynikać z m.in. z problemów z regulacją emocji, ale mogą towarzyszyć im myśli samobójcze, dlatego trzeba zawsze takie zgłoszenie potraktować poważnie i na nie reagować - podkreśla dr Pankowska-Jurczyk.

Wtóruje jej Aleksandra Szewera-Nalewajek. - Po pierwsze trzeba pochwalić dziecko, które zgłasza takie zachowania u rówieśnika. A z dzieckiem, które się samookalecza, trzeba porozmawiać, sprawdzić z czego to może wynikać, co się dzieje w domu, w szkole.  Jeżeli mamy do czynienia z sytuacją krzywdzenia dziecka, powinno się podjąć działania zgodne ze standardami. Być może trzeba będzie to zgłosić do sądu rodzinnego. Jeżeli w takiej sytuacji szkoła nie podejmuje działania to  w mojej ocenie powinno się to zgłosić do kuratorium, a być może i warto by było poinformować prokuraturę. Zbyt dużo dzieci pozostawiamy samych sobie. Należy także pamiętać, że zaniedbanie jest okrutną, trwającą stale, przemocą. Wiele osób ją lekceważy, bo nie ma siniaków i krwi - podkreśla

 

Przy tworzeniu procedur zdrowy rozsądek mile widziany

Fakt, że standardy same w sobie nie są złym pomysłem i pomogą wypełnić lukę w przepisach, nie oznacza oczywiście, że nie da się z nich stworzyć biurokratycznego potworka, który utrudni życie wszystkim członkom społeczności szkolnej.

- Niektóre szkoły - z tego co wiem - otrzymały "gotowy" dokument - standardy - liczący ponad 100 stron,To jest dokument "krążący" po całej Polsce. Jeśli coś ma ponad 100 stron to przecież nie da się tego stosować w praktyce i prawda jest taka, że gros z tych szkół tych standardów nie stosuje - mówi Aleksandra Szewera-Nalewajek.  W jej ocenie szkoły nie zrozumiały po co są standardy ochrony małoletnich ani też tego co powinno z nich wynikać. - Zresztą z tego dokumentu, który trafił do szkół wynikają rzeczy bezsensowne. Na przykład, że jeśli dziecko zgłasza przemoc to trzeba wezwać do szkoły rodzica, który krzywdzi. Nie wiem kto to wymyślił, to przecież jest niezgodne z przepisami i praktyką pracy - zauważa.

Dodaje, że wiele szkół z powodzeniem radzi sobie ze zgłaszaniem nieprawidłowości i to z ich doświadczeń należy skorzystać. – Są też szkoły, które nawet jeżeli dostały standardy, to i tak ich nie stosują, bo nie przeszkolono nauczycieli, pedagogów, psychologów – podkreśla. Nowych zasad nie wypracowano też z dziećmi. W efekcie, ci co dobrze radzili sobie z reagowaniem na przemoc, nadal będą to robić, a w szkołach, w których to zawodziło, bez zmiany podejścia i szkoleń, nadal tak może być.

 

Koniec z pułapka brakującego bohatera

Jednocześnie jednak jasny system zgłaszania przemocy, czy innych zagrożeń dla dzieci, może utrudnić „spychologię” oraz sytuacje, w których nauczyciel, czy pedagog nie reaguje, bo uważa, że zrobi to ktoś inny.

- Powinno istnieć jasne zobowiązanie, co robić, gdy ktoś zgłasza przemoc, samookaleczenia albo inne kryzysowe sytuacje lub jesteśmy ich świadkiem. Tym bardziej, że obecnie są szkoły, gdzie jeden psycholog i pedagog ma pod opieką zbyt wielu uczniów i w takich szkołach wyraźnie trzeba określić, że większą rolę w wyłapywaniu nieprawidłowości powinien mieć wychowawca, a tak naprawdę każdy nauczyciel, bo to oni mają częsty kontakt z uczniem i zakładanie, że to psycholog zawsze pierwszy odkryje problem i podejmie działania, jest fikcją – tłumaczy dr Pankowska-Jurczyk.

Mecenas Kasica zwraca natomiast uwagę, że od strony prawnej, takie procedury są korzystne również dla nauczycieli. - Sytuacja, w której nauczyciele i dyrektor znają swój zakres odpowiedzialności, zabezpiecza ich przed ewentualnymi roszczeniami, jeżeli należycie wypełnili swoje obowiązki, a mimo to, doszło do jakiejś niebezpiecznej sytuacji z udziałem dziecka. Jasne procedury działają na ich korzyść – podkreśla.