Otwierając różne publikacje – papierowe i na ekranie monitora, trudno nie oprzeć się wrażeniu, że temat egzaminów w systemie edukacyjnym stał się nagle, ale na ogół tylko w ujęciu negatywnym (zlikwidować!), przedmiotem wielu wypowiedzi, stanowisk, apeli itp. Z jednej strony chylę kapelusza przed nagłym zainteresowaniem problemami uczniów, z drugiej przeraża nieprofesjonalizm, ba, ignorancja w sprawach tak ważnych dla systemu szkolnego i polskiej gospodarki.

 

 

RPO: Terminy egzaminów są nierealne>>

 

Wątpliwości prawne

Poważne wątpliwości prawne (i nie tylko) budzi postulat Komitetu Nauk Pedagogicznych PAN, WZZ „Solidarność Oświata” i dziesiątków innych organizacji i podmiotów, które nagle wykazują swoją kompetencję w sprawach organizacji edukacji w Polsce. Rzecz dotyczy postulowanego odwołania w tym roku szkolnym egzaminów zewnętrznych dla uczniów w planowanych lub przesuniętych nieco terminach. Taki dezyderat jest poważną ingerencją w system prawny edukacji w Polsce (no tak, nauczyliśmy się, że prawo można zmienić w jedną noc). W szczególności chodzi o art. 19 ust. 2 pkt. 1 i 2 ustawy – Prawo oświatowe, ale też o ustawę o systemie oświaty, która aż 146 razy zawiera w swej treści termin „egzamin ósmoklasisty”. Aby uczeń ukończył szkołę podstawową, w myśl art. 44q ust. 1 ustawy o systemie oświaty powinien:

  1. w wyniku klasyfikacji końcowej otrzymał ze wszystkich obowiązkowych zajęć edukacyjnych oraz zajęć z języka mniejszości narodowej, mniejszości etnicznej lub języka regionalnego pozytywne końcowe oceny klasyfikacyjne, o których mowa w przepisach wydanych na podstawie art. 44zb,
  2. w przypadku szkoły podstawowej – przystąpił ponadto do egzaminu ósmoklasisty, z za strzeżeniem art. 44zw, art. 44zx i art. 44zz ust. 2.

 

Tak więc w pkt. 1 i tak musi wypowiedzieć się rada pedagogiczna, natomiast nikt nie może wyręczyć OKE (CKE) z przeprowadzenia egzaminu. A samo nieprzystąpienie skutkuje tym, że uczeń szkoły podstawowej nie może szkoły ukończyć. I powtarza klasę.

 

 

 

Kolejne ustępy raczej nie budzą wątpliwości:

  • Uczeń szkoły podstawowej, który nie spełnił warunków, o których mowa w ust. 1, powtarza ostatnią klasę szkoły podstawowej i przystępuje w roku szkolnym, w którym powtarza tę klasę, do egzaminu ósmoklasisty.
  • Uczeń szkoły ponadpodstawowej, który nie spełnił warunku, o którym mowa w ust. 1 pkt 1, powtarza ostatnią klasę szkoły ponadpodstawowej, a w szkole policealnej – ostatni semestr.

 

Konkurs świadectw to marne rozwiązanie

Niektórzy uczestnicy publicznego dyskursu proponują w to miejsce konkurs świadectw do szkół średnich. To bardzo ułomne i subiektywne rozwiązanie. Męczyliśmy się tym przez lata w PRL i odetchnęliśmy z ulgą, gdy do systemu szkolnego wpisane zostały egzaminy zewnętrzne, jako trwały jego element (nawet pani Zalewskiej nie udało się ich wyrugować, choć narzędzie pomiaru typu EWD utrąciła). Często odnoszę wrażanie, że nie tylko dziś sprawy uczniów traktowane są marginalnie, niefrasobliwie i dość lekceważąco.

 

Jeśli chodzi o egzamin maturalny, to art. 44zzc stanowi, że jest on przeprowadzany jeden raz w ciągu roku, w okresie od maja do września, w terminie głównym, dodatkowym i poprawkowym, zgodnie z komunikatem [Dyrektora CKE], o którym mowa w art. 9a ust. 2 pkt 10 lit. a tiret pierwsze. Warto też przypomnieć, że egzamin maturalny to egzamin przeprowadzany dla absolwentów posiadających wykształcenie średnie lub wykształcenie średnie branżowe, umożliwiający uzyskanie świadectwa dojrzałości (art. 3 pkt 21c ustawy o systemie oświaty), czyli można go przeprowadzić dopiero po zakończonej klasyfikacji rocznej w ostatniej klasie liceum lub technikum. Uzyskanie tego certyfikatu jest de facto otrzymaniem pierwszej przepustki na studia. A jest jeszcze sporo czasu na zorganizowanie i przeprowadzenie tegorocznego egzaminu maturalnego. Wymagana jest tylko zmiana kalendarza egzaminów. Skoro mamy sytuację wyjątkową, to matury w lipcu są przecież możliwe.

Dodajmy jeszcze, że obowiązuje przecież art. 69 ust. 2 pkt 3 (ustawy – Prawo o szkolnictwie wyższym i nauce), który stanowi, iż „na studia pierwszego stopnia lub jednolite studia magisterskie może być przyjęta osoba, która posiada […] świadectwo dojrzałości i zaświadczenie o wynikach egzaminu maturalnego z poszczególnych przedmiotów oraz dyplom potwierdzający kwalifikacje zawodowe w zawodzie nauczanym na poziomie technika, o których mowa w przepisach o systemie oświaty”.

Pozostaje na ogół przemilczana sprawa egzaminów z przygotowania zawodowego po szkołach branżowych i technikach. Trudno zgadnąć – mają się odbyć, czy może też do kosza? A jeśli do kosza, to będzie znaczyć, że po tym roczniku uprawnienia zawodowe ma każdy, kto zgłosi się do zakładu pracy bez ich wcześniejszej weryfikacji, bo państwo z tego obowiązku tym razem rezygnuje? Zaczyna to wyglądać na jakąś totalną kpinę i świadome rozwalanie ułomnego, ale jakoś tam spójnego systemu edukacyjnego w Polsce.

 

Zmiana zasad w trakcie gry

Budzą się także poważne wątpliwości pedagogiczne. Zmiana zasad postępowania, z którymi zapoznani byli tegoroczni ósmoklasiści i maturzyści na wiele lat przez terminem egzaminu, z punktu widzenia pedagogicznego jest postępowaniem, delikatnie rzecz nazywając, niewłaściwym. Państwo, tworząc system i szkoły z programami nauczania, wzięło na siebie odpowiedzialność za realizację tego zagadnienia, a uczeń (jego rodzice) zapisując dziecko do szkoły zawarli z państwem umowę na pełne zrealizowanie tego publicznego zadania. Obowiązujące prawo nie przewidziało okoliczności, w których państwo nie będzie mogło wywiązać się z przyjętych na siebie zobowiązań, co zapewne jest jego sporym niedomaganiem. Ale nie usprawiedliwia to działania zmierzającego do zmiany zasad postępowania w trakcie procesu tylko po to, by państwo mogło się wykazać, że umowy dotrzymało. A nie dotrzymało, co jest ewidentne. To oczywiste, że przyczyny leżą poza państwem, ale to nie oznacza, że wolno postępować wbrew zasadom pedagogicznym, pozostawiając uczniów nie douczonymi.

 

 

 

Problem z rekrutacją

A co z rekrutacją na studia? Jeśli zmienione zostanie prawo tak, że uczelnie w tym roku przyjmą wyjątkowo tegorocznych absolwentów na studia na podstawie świadectw ukończenia szkoły a nie świadectwa maturalnego, to czy ci sami absolwenci będą mogli ubiegać się w przyszłości o przyjęcie na te same lub inne kierunki studiów bez wymaganego dziś (i w przyszłości) świadectwa? Przecież ich o rok i więcej młodsi (i starsi przecież też) koleżanki i koledzy takie świadectwo będą musieli mieć w swoim portfolio? Stwierdzenie „nie matura lecz chęć szczera” przywołuje niefajne czasy i przynajmniej część z nas miała nadzieję, że już nie wrócą. No i co w końcu z tymi abiturientami, którzy zamierzają podjąć studia na uczelniach zagranicznych. Czy wyposażeni zostaną w „list żelazny” kogokolwiek, że ręczy za daną osobę, a przede wszystkim za jej wiedzę? Kto, gdzie i na jakich zasadach będzie to ho normował?

 

Wydaje się, że w tej sytuacji o wiele większym wyczuciem pedagogicznym wykazują się ci rodzice, którzy już za pośrednictwem mediów informują, że rozważają ze swoimi latoroślami zrezygnowanie w nauki w tej końcówce roku, powtórzenie go w kolejnym roku szkolnym i w efekcie niejako z marszu zdanie matury. Nauczyciel i pedagog winni myśleć nie tylko o bieżących oczekiwaniach uczniów i ich rodziców, ale muszą rozważyć wszelkie działania edukacyjne, które mogą mieć w przyszłości konsekwencje i wpływ na życie i postawy młodych dziś Polaków, także postawy wobec państwa. Schlebianie najniższym i populistycznym pobudkom nie jest postawą godną pedagoga.

 

Konsekwencje społeczne

Poważne wątpliwości budzą także kwestie społeczne. Czy w interesie społeczeństwa jest wydanie jak największej liczbie młodych Polaków różnych świadectw i certyfikatów, czy tych Polaków rzetelne wykształcenie? Rozumiem, że okoliczności nie sprzyjają dziś wywiązaniu się z tej (i innych) umowy społecznej. Rozumiem, że w interesie rzeszy rodziców i abiturientów jest dziś uzyskanie owych świadectw. Rodzi się tylko pytanie, czy w interesie społeczeństwa leży uwolnienie na rynek pracy absolwentów z różnymi brakami w zakresie oczekiwanych kwalifikacji? A będą oni w przyszłości pełnić różne role zawodowe: od kierowcy i ekspedientki, poprzez lekarza i pielęgniarkę, aż po sędziego, nauczyciela, uczonego czy parlamentarzystę? Stoję na stanowisku, że to właśnie w interesie społecznym leży rzetelne i zgodne z umową społeczną takie wyedukowanie każdego Polaka, by temu społeczeństwu kiedyś służył swoją pracą podbudowaną sumiennym wykształceniem.

 

 

 

Rozumiem, że korzystając z konstytucyjnych uprawnień, każdy może publicznie wyrażać swoje stanowisko, poglądy i oczekiwania. Nawet tylko te, które nie uwzględniają okoliczności, zasobów prawa, stanowiska ludzi rozsądnych i wielu innych. Ale, na litość boską, tak jak staramy się myśleć ekologicznie, by dać przyszłym pokoleniom bazę materialną, tak pomyślmy też czasem o rozważnym uzupełnieniu i uporządkowaniu wiedzy dzieci i młodzieży. Bo to też jest myślenie o ich przyszłość.