Beata Igielska: Tak więc mamy HiT, swoją drogą piękny skrót nazwy przedmiotu nauczania: historia i teraźniejszość, który od września 2022 r. ma wejść do szkół średnich. Czy pan wiąże z nim jakieś nadzieje? Czy wiedząc, w jakich warunkach powstaje, jacy są eksperci, raczej pozostaje bez nadziei?

Piotr Kroll: Wiadomo, że kompleksowe nauczanie w szkole historii XX wieku jest bardzo potrzebne, bowiem poznanie i zrozumienie historii współczesnej pomaga w funkcjonowaniu w dzisiejszym świecie. Cieszyć więc może położenie na to nacisku przez ministerstwo. Wiele jednak jest niewiadomych, a to co już wiemy budzi poważne obawy. Po pierwsze skład komisji eksperckiej powołanej do stworzenia i wdrożenia podstawy programowej przedmiotu HiT jest daleki od ideału. Nie oczekiwałbym, że na tym przedmiocie uczniowie będą poważnie dyskutować o wydarzeniach XX w. i kontrowersjach z nimi związanych. Nazwiska ekspertów sugerują raczej, że będzie to wykładnia jedynej słusznej historii w interpretacji autorów podstawy programowej, a tak naprawdę partii rządzącej.

Czytaj: Czarnek: Młodzież musi wiedzieć, jakie procesy historyczne doprowadziły nas do dzisiejszej sytuacji>> 

Przypomnijmy więc, że ekspertami wybranymi nie w drodze konkursu, lecz politycznie, jednoosobowo, decyzją ministra Przemysława Czarnka zostali fundamentalistyczni, silnie powiązani z PiS naukowcy. Związany z KUL historyk dr Robert Derewenda bada głównie zagadnienia z dziejów najnowszych Kościoła, jest też lubelskim radnym PiS. Związany z KUL jest także Mieczysław Ryba - wiceprzewodniczący sejmiku województwa lubelskiego, który zasiada w klubie radnych PiS. Historyk Grzegorz Kucharczyk był członkiem Honorowego Komitetu Poparcia Lecha Kaczyńskiego w wyborach prezydenckich. Wojciech Muszyński to pracownik naukowy IPN.

Od ludzi tak blisko związanych z partią rządzącą trudno będzie oczekiwać obiektywnego podejścia do zagadnień z historii powojennej Polski. Niepokoi też bardzo fakt, że w tym gronie są sami pracownicy naukowi KUL, brakuje ekspertów od nauczania, którzy mają kontakt z rzeczywistością szkolną i z dydaktyką. Trudno powiedzieć, jak będzie wyglądać podstawa pod tym kątem. Znając dotychczasową politykę historyczną władz oraz działania obecnego ministra edukacji można podejrzewać, że znajdą się w niej treści odpowiednio dobrane i odpowiednio interpretowane. Różne niewygodne postaci historyczne mogą zostać „wygumkowane”.

 


Czego oczekiwałby pan od takiego przedmiotu, skoro mówimy, że byłby potrzebny?

Wydarzenia po 1945 r. w Polsce mają dyskusyjny wydźwięk, są dobrym materiałem, aby dyskutować o nich z uczniami, uczyć szerokiego patrzenia na problemy. To dobry moment, żeby ćwiczyć umiejętność krytycznego myślenia, analizowania i interpretacji, formułowania własnych przemyśleń na podstawie oceny z różnych perspektyw zjawisk, wydarzeń, postaci związanych z naszą historią. Im bliżej końca XX w., tym więcej kontrowersji. To naprawdę doskonała okazja do zapoznania z różnymi perspektywami, do wdrożenia umiejętności patrzenia na wydarzenia przez pryzmat różnych opinii, to okazja do dyskusji, wyrażania własnego zdania, a nie ulegania jedynie słusznej interpretacji dziejów najnowszych.

Podajmy przykład wydarzenia, które można wielowątkowo naświetlić, a istnieje ryzyko, że eksperci Przemysława Czarnka naświetlą je jednokierunkowo.

Takich, mocno kontrowersyjnych wydarzeń, jest cała masa. Choćby pogrom kielecki, początki działania Komitetu Obrony Robotników czy też kontrowersje związane z postacią i rolą Lecha Wałęsy.

Czyli założycieli i działaczy KORu i Lecha Wałęsę będzie się „wygumkowywać”?

Już jakiś czas temu rozgorzała dyskusja, kto zakładał KOR i kto, według partii rządzącej, był postacią wiodącą tego ruchu. Tak samo w narracji władzy pewne postaci epoki Solidarności – jej powstawania i narodzin – były pomijane, a inne wywyższane i została im przypisana rola dominująca (wbrew prawdzie historycznej). 

No właśnie, wbrew prawdzie historycznej. Mam więc tym większy niepokój, bo HiT ma zastąpić wiedzę o społeczeństwie w zakresie podstawowym.

Tak, to bardzo niepokojące, bo wiedza o społeczeństwie to nie tylko historia, ale także zagadnienia z zakresu prawa, nauk społecznych, ekonomii, politologii. WOS to znacznie szerszy pod względem treści nauczania przedmiot niż to, co w założeniu ma oferować HiT. Minister mówi o likwidacji WOS-u, ale także o odchudzeniu podstawy programowej historii w klasie pierwszej szkoły średniej. W konsekwencji oznacza to znaczne okrojenie treści z zakresu historii starożytnej i średniowiecznej. 

 

Czy to dobry pomysł, żeby podstawę nauczania historii odchudzić ze starożytności i średniowiecza?

Generalnie podstawa programowa nauczania historii jest mocno przeładowana, zawiera za dużo treści, co powoduje, że nauczyciele i uczniowie dostają bardzo dużą liczbę informacji, jedni do przekazania, drudzy do nauczenia się. Nie ma czasu na ćwiczenie umiejętności, na dyskusję, na poznawanie i rozumienie historii. Przeładowanie treściami podstawy oznacza, że rzeczywiście nauczyciele mogą nie zdążyć z omówieniem XX wieku. Należałoby więc odchudzić całą podstawę, a nie tylko zakres nauczania jednej klasy.

Jakie powinny być podstawowe umiejętności wyniesione z lekcji historii?

W podstawie są zapisane trzy poważne umiejętności. Po pierwsze chronologia, czyli umiejscawianie wydarzeń w czasie, które w większości ogranicza się do odtwórczego recytowania dat z pamięci. Uczeń powinien potrafić łączyć fakty, samodzielnie i bez większych problemów łączyć wydarzenia historii powszechnej z wydarzeniami na terenie Polski, potrafić umiejscowić wydarzenia i procesy w konkretnym kontekście historycznym. Kolejną umiejętnością jest analiza i interpretacja, czyli krytyczne myślenie. Przejawem owego powinno być wpojone przez szkołę “niedowierzanie” tekstowi zastanemu, umiejętność wyszukania i odpowiedniej interpretacji najróżniejszych treści odnoszących się do danego tematu. W ten sposób rozwija się w uczniach ciekawość świata oraz umiejętność docierania do różnych źródeł, nie tylko tych “podanych na tacy”. Uczy się umiejętności tak bardzo potrzebnej we współczesnym świecie pełnym fakenewsów czy zalewu informacji. No i też, co bardzo istotne, tworzenie własnej, uporządkowanej wypowiedzi, czy to ustnej, czy pisemnej, czyli prezentowanie własnego zdania wyrobionego na podstawie analizy i interpretacji różnych perspektyw oceny zjawiska. 

Gdy tak pana słucham, obawiam się, że wolna dyskusja, krytyczne myślenie, własne zdanie za tej ekipy rządzącej to mrzonki.

To prawda, rząd PiS od początku mówił, że wracamy do dawnej podstawówki, do dawnego liceum - dawnego systemu kształcenia. W związku z tym odsuwamy się od nowoczesnego nauczania, cofamy się do czasów, gdy nauczyciel miał być przekaźnikiem jedynej słusznej interpretacji dziejów. Tak więc jeśli nauczyciele w obecnym przypadku ograniczaliby się do zapoznawania uczniów z treścią podręcznika, omawiania poszczególnych rozdziałów, nie byłoby ćwiczenia umiejętności. 

Powiedział pan też coś ważnego: nie uczyć dat na pamięć. Tymczasem wciąż odbywają się kartkówki z dat zamiast ćwiczenia umiejętności patrzenia na całość dziejów.

We współczesnym świecie niemal od ręki datę można sprawdzić. Powinniśmy zaś nauczać zestawiania wydarzeń w czasie. W latach 80. XX w. wykuwaliśmy na pamięć daty, co miało sprawić, że gdy staniemy się dorosłymi ludźmi, nadal będziemy te daty pamiętać. Tak też się stało. Wiemy, że Mieszko I przyjął chrzest w 966 roku. Ilu z nas potrafi jednak powiedzieć coś na temat przyczyn i skutków decyzji władcy Polan, docenić jego znaczenia dla państwa i narodu wtedy i teraz? Ten przykład doskonale obrazuje luki w dawnym nauczaniu, które współczesna dydaktyka stara się niwelować. O ile jej na to pozwolimy.

Teraźniejszość, to nie tylko XX w. Gdyby nowy przedmiot mógł być normalnie prowadzony, stwarzałby wielkie możliwości: zaprosić konstytucjonalistę na lekcje, historyka - socjologa, który wskaże mechanizmy rządzące współczesnym światem. Poczekajmy do końca listopada, co za podstawa programowa się urodzi. Tempo jej powstawania nie budzi jednak moich nadziei.

Tempo powstawania nie tylko podstawy, ale i wdrażania przedmiotu jest bardzo szybkie. Poza podstawą są potrzebne podręczniki, obudowa dydaktyczna. To też wpływa na jakość kształcenia i jego kierunek. Już kiedyś „wygumkowywano” różne postaci ze zdjęć ze Stalinem, by uprawiać propagandę stalinowską w Związku Radzieckim. Czy przedmiot historia i teraźniejszość jest potrzebny w klasie pierwszej, czy nie lepiej byłoby zgodnie z pierwotną sugestią Jarosława Kaczyńskiego realizować go w klasie trzeciej czy też w czwartej? Powiedzmy sobie szczerze, obecnie z XX wiekiem zapoznawać się będą piętnastolatkowie. Jednocześnie będą mieli historię, na której będą poznawać wydarzenia z czasów starożytności i średniowiecza. W głowach uczniów może pojawić się zamieszanie. W czwartej klasie, gdy jest matura, jest mało czasu, ale nauczanie HiTu w późniejszych latach byłoby dobrym rozwiązaniem. Bo uczniowie są dojrzalsi pod względem psychofizycznym, a więc i możliwość dyskusji, krytycznego myślenia jest większa. Pierwsza klasa jest dla uczniów i tak trudna, ze względu na nową szkolę, nowe otoczenie i presję matury, bo dzięki reformie Anny Zalewskiej przygotowują się do niej od samego początku nauki w liceum i technikum.

 

Ale łatwiej od pacholęcia kształtować na swoją modłę.

To też prawda. Poprzednia ekipa rządząca, wprowadzając podstawę programową z 2008 r., wiek XX realizowała w klasie pierwszej, czyli obecnie drugiej klasie liceum. Czyli uczniowie byli o rok starsi. Była ciągłość nauczania: trzy lata w gimnazjum, czwarty rok w liceum. Teraz piętnastolatkowie będą się uczyć o powojennej Polsce w nowej szkole, z nowymi nauczycielami. I jednocześnie będą poznawać historię starożytności i średniowiecza. Część z nich także w zakresie rozszerzonym. 

Właśnie mamy 11 listopada, kolejną rocznicę odzyskania niepodległości. To piękne, że tę niepodległość odzyskaliśmy, ale kontrowersje może budzić, jak do tego doszło.

To jedno z tych wydarzeń, o których powinniśmy pamiętać i o których powinniśmy uczyć w szkole. Ostatecznie na lekcjach skupiamy się wyłącznie nad prześledzeniem ciągu wydarzeń związanych z tym procesem, bez zastanowienia się i przedyskutowania wszystkich związanych z nim aspektów. Szkoda, bo nie chodzi o to, aby deprecjonować fakt odbudowy państwa, ale o to, aby nadać temu większy sens, a jednocześnie kształtować umiejętności historyczne i postawy pewnego zrozumienia dla dzieła naszych przodków, dzieła wszystkich Polaków, dokonanego ponad podziałami politycznymi, wyznaniowymi i społecznymi.