1. Wstęp
Zdaniem Paula Roscha, przewodniczącego Amerykańskiego Instytutu Badań nad Stresem, napięcie życia zawodowego stanowi największy problem zdrowotny pracujących ludzi dorosłych. Koszty ekonomiczne zaś, podobnie jak ludzkie, są przerażające. W 1994 r. stres pochłonął przeszło 300 miliardów dolarów. W Kalifornii koszty chorób spowodowanych stresem wzrosły w ostatnim dziesięcioleciu o ponad 800%. A jednak, mimo tak oczywistych faktów, większość organizacji nie zaczęła jeszcze zajmować się tym problemem w sposób szerszy i bardziej systematyczny.
Tymczasem ostatnie zmiany związane z charakterem pracy podwyższyły jeszcze poziom stresu wielu pracowników. Sporo rodzących się obecnie napięć wynika stąd, że nie jesteśmy wystarczająco przygotowani, by sprostać złożonym sytuacjom przekształcających się firm, rodzin pracujących, jak również posunięciom zmierzającym do redukcji kosztów oraz spowodowanemu globalizacją i automatyzacją zmniejszeniu liczby miejsc pracy.
W niniejszym tekście proponuję zastanowić się nad tym, co w miejscu pracy wywołuje stres i na które elementy związane z pełnieniem roli zawodowej mamy wpływ, tak by zminimalizować ryzyko stresu.

Przyczyny stresu w pracy można zaliczyć do kilku kategorii. Pierwsze z nich to przyczyny globalne – związane ze zmianami sytuacji przedsiębiorstw. W tej kategorii kryją się redukcje, niedotrzymane umowy, złe zarządzanie. W General Electric, jednym z czołowych przedsiębiorstw amerykańskich, zlikwidowano 2 spośród 3 szczebli kierownictwa, siłę roboczą zaś zmniejszono niemal o połowę. Z początkiem 1994 r. każdego dnia w całym kraju i we wszystkich gałęziach przemysłu zwalniano z pracy przeszło 3100 osób. Pomiędzy 1987 a 1994 rokiem aż 85% firm Fortune 1000 wręczyło swoim pracownikom wypowiedzenia, a firmy Fortune 500 zmniejszyły zatrudnienie o 1/4. Obecnie co roku zwolnienia obejmują 2 mln osób. W konsekwencji na pozostałych spada coraz więcej pracy i to za stale kurczące się wynagrodzenie. Przestało też istnieć ponad 20% miejsc pracy w zawodach wytwórczych, które dla osób bez wyższego wykształcenia tradycyjnie stanowiły najpewniejszą drogę do dobrych zarobków.

Naturalną reakcją większości pracowników jest lęk o swoją przyszłość. Może przejawiać się on w apatii, zniechęceniu, niepodejmowaniu działań lub przeciwnie – w pracy ponad miarę. W początkach lat 80. w Japonii zaczęto dostrzegać zjawisko zwane karoshi: nagłą śmierć z przepracowania. Odnoszący sukcesy pracownicy zarobkowi (tak w Japonii nazywa się specjalistów i menedżerów) padali martwi na swe biurka, zwykle tuż po zakończeniu szczególnie napiętego lub wymagającego zadania. Każdego roku ten syndrom braku umiaru pochłaniał przeszło 10 tys. ofiar. Gdy japońskie autorytety medyczne dostrzegły związek między przepracowaniem a epidemią nagłych zgonów, rząd – by przeciwdziałać zjawisku – uruchomił telefon zaufania, który odbierał tysiące zgłoszeń od żyjących w napięciu pracowników z całego kraju, jak również od japońskich biznesmenów z zagranicy. Jeszcze śmielszym posunięciem było ogłoszenie 22 listopada „narodowym Dniem Par", by zachęcić ludzi do bardziej skutecznego zrównoważenia życia zawodowego i prywatnego.

Małgorzata Kossowska