Wyrok dotyczy instruktora karate, który przez prawie dwa lata prowadził w klubie zajęcia karate na podstawie umów zleceń. Nagle, w pewnym miesiącu, zamiast kolejnej umowy zlecenia, instruktor zawarł z klubem umowę o dzieło. Na jej podstawie miał "samodzielnie opracowywać autorskie plany i programy oraz przygotować w ramach szkolenia młodzież do egzaminu na stopnie uczniowskie".

Od umowy o dzieło klub nie odprowadził składek do ZUS, bo - w przeciwieństwie do umowy zlecenia - umowa o dzieło nie jest ozusowana. Jednocześnie klub skorygował wszystkie wcześniejsze umowy zlecenia i również zamienił je na umowy o dzieło, oczekując zwrotu zapłaconych wcześniej składek.

ZUS to zakwestionował i w efekcie klub i instruktor odwołali się do Sądu Okręgowego w Gdańsku. Twierdzili, że scenariusze zajęć, zestawy ćwiczeń, zabaw, kombinacji technicznych, które wdrażał instruktor w ramach zajęć karate były "autorskim i niepowtarzalnym dziełem wynikającym z jego wiedzy, umiejętności i doświadczenia". Argumentowali, że na zakończenie każdego programu autorskiego "następował odbiór dzieła w postaci przeprowadzonego egzaminu na stopnie uczniowskie karate - co stanowiło swoisty odbiór dzieła" przez klub.

Gdański sąd nie dał wiary tym wyjaśnieniom; uznał je za niewiarygodne (sygn. VII U 679/13). Przypomniał, że kodeks cywilny nakazuje badać w umowach raczej to, jaki był zgodny zamiar stron i cel umowy, niż opierać się na jej dosłownym brzmieniu. O tym więc, czy umowa jest umową zlecenia, czy o dzieło, nie może decydować sama jej nazwa.

Sąd wskazał, że w odróżnieniu od umowy zlecenia umowa o dzieło wymaga, "by starania przyjmującego zamówienia doprowadziły do konkretnego, w przyszłości, indywidualnie oznaczonego rezultatu". Tymczasem umowy z klubem zobowiązywały instruktora do starannego działania, właściwego dla umowy zlecenia, a nie do wytworzenia ściśle określonego rezultatu, czyli dzieła.

Poza tym - jak zauważył SO - instruktor dostawał wynagrodzenie co miesiąc, a nie po zakończeniu umowy, jak wynikałoby z jej treści. Jeśli rzekomym momentem odbioru dzieła miał być sam egzamin, to instruktor powinien był otrzymywać wynagrodzenie dopiero po zdaniu egzaminów przez kursantów, czyli po upływie około pół roku, a nie co miesiąc - stwierdził sąd.

Gdański sąd podważył też twierdzenia klubu, że od momentu zawarcia umowy o dzieło instruktor "samodzielnie opracowywał autorskie plany przygotowania do egzaminu na stopnie uczniowskie". Z akt sprawy wynikało, że takie plany opracowywał już wcześniej, gdy był zatrudniony na umowę zlecenia.