Prace nad przepisami to z jednej strony dobra wiadomość, bo bez nowelizacji ustawy o czasie pracy kierowcy firmy transportowe czekałby wzrost wydatków przeciętnie o 60 proc. Tyle, że koszty większe o ponad jedną trzecią, to bardzo dużo dla rodzimych przewoźników. Są też inne propozycje zmian polskich przepisów, które minimalizowałyby efekt pakietu mobilności – podkreśla Kamil Wolański, ekspert Ogólnopolskiego Centrum Rozliczania Kierowców, Grupa INELO.

Nowe przepisy unijne zakładają, że kierowca polskiego przewoźnika wykonujący międzynarodowy transport drogowy ma zarabiać co najmniej tyle samo, co kierowca w danym kraju, w którym wykonuje pracę. W określonych rodzajach przewozów, jeśli np. wiezie towar w Niemczech, ma dostać taką samą stawkę jak pracownik niemieckiej firmy transportowej. Dla polskich przewoźników takie zmiany spowodują ogromny wzrost kosztów. Eksperci Centrum przeprowadzili w tym celu symulację. Wynika z niej, że bez zmian w polskim prawodawstwie koszt pracodawcy wzrośnie średnio o 60 procent, a w zależności od rodzaju wykonywanego transportu i obowiązującej dokumentacji pracowniczej nawet się podwoi.

Czytaj również: Grupa ekspertów będzie doradzać KE w sprawie delegowania kierowców>>

Podróż służbowa opodatkowana

– Jedną z najważniejszych zmian dla polskich przewoźników wynikających z pakietu mobilności będzie brak możliwości zaliczenia należności z tytułu podróży służbowych (delegacji) składających się z diety i ryczałtu noclegowego na poczet wynagrodzenia za pracę za granicą. A to obecnie stanowi od 50 do nawet 75 proc. miesięcznej wypłaty netto kierowcy – podkreśla Kamil Wolański. Według niego, to oznacza, że po 2 lutego 2022 r. przewoźnicy będą musieli wypłacać kierowcom diety i ryczałty za nocleg, których nie będzie można zaliczyć do zagranicznego wynagrodzenia. Kolejnym wydatkiem będzie dodatek wyrównawczy, czyli różnica między płacą polską a należną zagraniczną.

Wzrost kosztów może być większy lub mniejszy, bo skala jego wielkości zależy od rodzaju wykonywanego transportu. Z przepisów pakietu mobilności w kontekście delegowania wyłączone są bowiem przewozy tranzytowe i przewozy bilateralne (z i do Polski). Nowym przepisom będą zaś podlegać przewozy cross–trade, czyli z jednego do drugiego państwa Unii Europejskiej, a także kabotażowe, czyli na terenie jednego kraju wspólnoty.

Branża transportowa domagała się reakcji rządu i zmian w polski przepisach, by wzrost kosztów nie był tak drastyczny. Pojawiły się trzy propozycje, które pozwoliłyby je zmniejszyć. Ministerstwo Infrastruktury zajęło się tą sprawą i zapowiada zmiany. To dla polskich przewoźników dobra wiadomość.

 

Sprawdź również książkę: Kodeks pracy. Komentarz >>


Koszty firm transportowych wyższe o 35 proc.

Jak twierdzą eksperci, druga wiadomość jest gorsza – resort planuje nowelizację przepisów, która jest najmniej korzystna z trzech wysuwanych propozycji. Ministerstwo chce uchylić w ustawie z 16 kwietnia 2004 r. o czasie pracy kierowców art. 2 pkt 7 zawierający definicję podróży służbowej i art. 21a określający należności przysługujące kierowcy będącemu w podróży służbowej. Jeśli takie zmiany wejdą w życie, całe wynagrodzenie kierowcy będzie opodatkowane i obciążone składkami na ubezpieczenie społeczne. W tym scenariuszu kierowca nie będzie pracownikiem przebywającym w podróży służbowej. Wzrost kosztów pracodawcy nadal jednak będzie duży, bo o około 35 proc.

Obecnie kierowcy, którzy pracują w transporcie międzynarodowym zarabiają średnio około 7 tys. zł netto. Zwykle na taką wypłatę składa się wynagrodzenie podstawowe np. 3500 zł brutto, czyli 2800 zł netto, plus nieopodatkowane ryczałty i diety, które dopełniają pensję do wspomnianych 7 tys. zł. Wtedy koszt pracodawcy to prawie 9 tys. zł. Jeśli wejdą w życie przepisy zapowiadane przez ministerstwo, mocno podwyższą te wydatki – uważa Łukasz Włoch, ekspert Ogólnopolskiego Centrum Rozliczania Kierowców, Grupa INELO. I dodaje: – Kierowca nadal będzie chciał zarabiać 7 tys. złotych. Pracodawca będzie musiał odprowadzić składki od całej tej kwoty, a nie jak do tej pory tylko od 2,8 tys. zł. To będzie oznaczało, że całkowity koszt brutto wzrośnie do prawie 12 tys. zł, czyli o około 35 proc. To oczywiście mniejszy wzrost niż gdyby nie było żadnych zmian w polskich przepisach, ale wciąż duży. Inne scenariusze są bardziej korzystne dla przewoźników.

Taka zmiana przepisów będzie oznaczała również zmianę dla kierowców. W przypadku urlopu dostanie pełną stawkę, całe 7 tys. zł, a teraz może liczyć tylko podstawę (bez dodatku za ryczałty i diety, bo nie pracuje). Także zasiłek chorobowy będzie miał obliczany od 7 tys. zł, a nie od dużo niższej kwoty (2,8 tys. zł).

 

Kazimierz Jaśkowski, Eliza Maniewska

Sprawdź  

Scenariusze bardziej korzystne

W symulacji eksperci INELO wzięli pod uwagę jeszcze dwie propozycje dla branży transportowej. Jedna zakłada, że kierowca będzie pracownikiem delegowanym w ramach świadczenia usług. W takim przypadku tylko część pensji (co najmniej w wysokości prognozowanego średniego wynagrodzenia w 2021 roku - około 5,5 tys. zł brutto), w zależności od czasu spędzonego za granicą, jest opodatkowana i odprowadzona do ZUS. Reszta jest zwolniona z części podatku i ZUS. Wtedy przy zarobkach 7 tys. zł „na rękę”, całkowity koszt pracodawcy wyniósłby około 10 tys. zł brutto, czyli średnio wzrósłby o 16 procent.

Zdaniem ekspertów, najkorzystniejszą, ale zdecydowanie najbardziej skomplikowaną w rozliczaniu czasu pracy jest opcja „łączona”. Przy takich założeniach kierowca w transporcie kabotażowym i międzynarodowym (cross trade) byłby pracownikiem delegowanym i wtedy podlegałby przepisom pakietu mobilności. A kiedy wykonywałby przewozy tranzytowe lub bilateralne byłby traktowany jak w podróży służbowej obecnie, czyli z wypłatą nieopodatkowanych ryczałtów i diet. To najbardziej korzystne rozwiązanie dla pracodawców. Średnio koszt wzrósłby o 10 proc.