Ekspert z zakresu kardiochirurgii przyznał równocześnie, że gazik zablokował częściowo zastawkę, co spowodowało, że konieczna była reoperacja, a to – jak sprecyzował - było dla pacjenta dodatkowym obciążeniem.

Proces w tej głośnej sprawie rozpoczął się w 2012 roku Mirosław G., były ordynator kardiochirurgii szpitala MSWiA w Warszawie odpowiada za nieumyślne narażenie pacjenta na utratę życia i nieumyślne spowodowanie jego śmierci. Prokuratura zarzuca lekarzowi pozostawienie gazy w sercu pacjenta po operacji. Grozi mu do 5 lat więzienia.

Lekarz od początku nie przyznaje się do winy. Pacjent G. - Florian M. był w 2006 roku operowany w klinice MSWiA. Przeżył operację, cztery dni po niej jego stan się pogorszył, a personel medyczny odkrył, że jeden z gazików mógł pozostać w jego sercu. Według prokuratury zawiadomiony o tym dr G. miał nie zareagować i dopiero dzień później zdecydować o ponownym operowaniu M., który niedługo potem zmarł.

Biegły z zakresu kardiochirurgii podczas poniedziałkowej rozprawy podkreślał, że według jego hipotezy doszło do zaklinowania się gazika przy zastawce mitralnej. Gazik z kolei – jak wyjaśniał - był wykorzystywany do usunięcia zwapnienia wymienianej zastawki aortalnej. W jego ocenie na zaklinowanie się gazika wskazuje fakt, że nie odessał go ssak. Zaznaczył również, że chirurg wykonujący tego typu operację wzrokowo sprawdza czy w komorze serca, w czasie operacji nic nie zostało.

- Gazik jest widziany, dopóki jest tuż poniżej zastawki aortalnej. Trudniej jest jednak objąć wzrokowo całą komorę. Nieszczęściem było to, że ten gazik się prawdopodobnie zaklinował, bo inaczej by wypłynął po użyciu ssaka – mówił ekspert.

Odpowiadając na pytania prokuratury biegły szczegółowo opisywał kolejne etapy operacji. Tłumaczył, że gaziki w tego typu operacjach, związanych z wymianą zastawki są stosowane po to, by z usuwanej zastawki usunąć złogi wapnia. Dodał również, że przed wstawieniem sztucznej zastawki gaziki są usuwane, a komora serca płukana solą fizjologiczną. Resztki – jak dodał - są następnie zasysane ssakiem.

Podkreślił też, że w jego opinii leczenie Floriana M. było prawidłowe, zgodnie z zasadami sztuki lekarskiej. Jak dodał jedynymi nieprawidłowościami, które w jego ocenie wystąpiły, było pozostawienie gazika w sercu oraz niewykonanie w czwartej dobie po operacji, gdy stan pacjenta się pogorszył, usg serca.

 [-OFERTA_HTML-]

 

- Niewątpliwie, gdyby reoperacja przeprowadzona była dwa dni wcześniej, jej ryzyko byłoby nieco mniejsze. Być może te dwa dni wpłynęłyby na pacjenta korzystniej – powiedział.

Zastrzegł równocześnie, że pogorszenie zdrowia pacjenta, w efekcie czego doszło do zaintubowania, mogło być także spowodowane nagromadzeniem wydzieliny w oskrzelach. Sprecyzował, że takie nagromadzenie wydzieliny nie wynikało z pozostawionego w sercu gazika, a było jednym ze skutków ubocznych operacji.

Biegły zaznaczył równocześnie, że po reoperacji dzięki "właściwej, bardzo dobrej opiece" udało się wyprowadzić pacjenta z wielonarządowej niewydolności. Dodał, że problemem była niewydolność oddechowa.
- Oczywiście gazik miał wpływ na to, że pacjenta trzeba było ponownie operować i ryzyko było większe – powiedział.

To nie jedyny proces, który obecnie się toczy w sprawie Mirosława G. We wrześniu 2016 roku przed warszawskim sądem rejonowym rozpoczął się jego ponowny proces dotyczący korupcji.

W styczniu 2013 roku Sąd Rejonowy dla Warszawy-Mokotowa po czteroletnim procesie skazał dr. G. na rok więzienia w zawieszeniu na dwa lata i grzywnę za przyjęcie ponad 17,5 tys. zł od pacjentów - został skazany za część zarzutów korupcyjnych z łącznej liczby 42 zarzutów, jakie usłyszał. Uniewinniono go od 23 zarzutów, między innymi z zarzutu mobbingu wobec podwładnych i części zarzutów korupcyjnych. Sprawy oskarżonych pacjentów sąd warunkowo umorzył, a niektórych - uniewinnił. Rok później Sąd Okręgowy w Warszawie uchylił uniewinnienie G. oraz kilku jego pacjentów i zwrócił w tym zakresie sprawę sądowi mokotowskiemu. Nie przesądził równocześnie, czy doszło do wręczenia korzyści majątkowej, wskazał, że sąd I instancji nie uzasadnił wystarczająco swego stanowiska.

W sprawie Floriana M. prokuratura początkowo postawiła byłemu ordynatorowi - w 2007 roku - zarzut zabójstwa pacjenta z zamiarem ewentualnym, czyli co najmniej godzenia się na jego śmierć. Pod tym zarzutem lekarz został aresztowany na kilka miesięcy. Potem prokuratura wycofała zarzut zabójstwa i lekarz wyszedł na wolność.(pap)