"Jest wiele procesów poszlakowych, w których dowody pośrednie są stanowcze i nie mniej pewne niż dowody bezpośrednie" - mówił w uzasadnieniu postanowienia sędzia SN Rafał Malarski.

Jacek Ch. usłyszał wyrok dożywotniego więzienia w lutym zeszłego roku. O warunkowe zwolnienie będzie mógł ubiegać się po 25 latach. Orzeczenie Sądu Okręgowego w Rzeszowie utrzymał w czerwcu ubiegłego roku sąd apelacyjny z tego miasta.

Według ustaleń Jacek Ch. wstrzyknął w grudniu 2008 r. swojej 34-letniej żonie śmiertelną dawkę ketaminy, leku usypiającego, używanego w medycynie i weterynarii do znieczulenia ogólnego. Lek spowodował niewydolność krążeniowo-oddechową i doprowadził do śmierci kobiety. Zmarła w domu, we własnym łóżku. Oskarżony wezwał pogotowie, twierdził, że kobieta zmarła niespodziewanie. Policja ustaliła, że wcześniej była zdrowa. Na miejscu nie znaleziono żadnych opakowań, flakonów, pozostałości leku.

Oskarżony w śledztwie nie przyznał się do winy, co uniemożliwiło prokuraturze jednoznaczne ustalenie, co było motywem zabójstwa. "Sąd nie wyjaśnił kwestii motywu, tymczasem istotne jest, co sprawca przez swój czyn starał się osiągnąć" - mówił przed SN broniący skazanego mec. Marek Książkiewicz.

Dodał, że naruszeniem procedury było także niedoprowadzenie Jacka Ch. na ogłoszenie wyroku przed SO. "Nie może być tak, że przy najwyższym wymiarze kary, oskarżony o wyroku dowiaduje się z mediów" - mówił.

Prokuratura przyjęła, że zbrodnia związana była prawdopodobnie ze sposobem życia oskarżonego, prowadzonego "w tajemnicy przed żoną". Wykluczono, by była to chęć uzyskania pieniędzy z ubezpieczenia. Okazało się bowiem, że ofiara nie była wysoko ubezpieczona na życie.

"W wielu sprawach o zabójstwo motyw nie jest ujawniony, nie zawsze w sposób stanowczy można go ustalić" - wskazał sędzia Malarski, odnosząc się do zarzutów kasacji. Dodał, że obecność oskarżonego na ogłoszeniu wyroku jest "rzeczą pożądaną", ale jego niedoprowadzenie nie rzutowało na treść tego orzeczenia.

Początkowo Jackowi Ch. przedstawiono zarzut nieumyślnego spowodowania śmierci żony. Jednak zgromadzone dowody pozwoliły na zmianę zarzutu na umyślne zabójstwo.

Biegli z zakresu toksykologii leków i trucizn organicznych ustalili w śledztwie, że poziom stężenia ketaminy w nerkach i wątrobie ofiary "był olbrzymi, niespotykany dotąd w literaturze światowej". Według prokuratury nie było wskazań do podania kobiecie tego leku, a ponadto Jacek Ch. nie miał do tego uprawnień. Ketaminę może podać jedynie lekarz w szpitalu, podczas stałego monitorowania pacjenta.

Ketamina zaczyna działać po kilkudziesięciu sekundach, a zasadniczym objawem jej działania jest utrata przytomności. Zdaniem biegłych zatrucie ketaminą może naśladować naturalne przyczyny zgonu takie, jak zatrzymanie akcji serca w wyniku zaburzenia jego rytmu.

U kobiety stwierdzono także obecność środków nasennych. Śledztwo wykazało, że kobieta nigdy nie miała skłonności samobójczych. Wyszło też na jaw, że oskarżony szukał wcześniej nieformalnego dostępu do leków znieczulających stosowanych w Szpitalu Wojewódzkim nr 2 w Rzeszowie, gdzie wcześniej pracował. Swoje zainteresowanie tłumaczył zamiarem uśmiercenia psa.

Ch. zaprzeczał w śledztwie, by podał wówczas żonie kroplówkę lub zastrzyk, a tym bardziej z zawartością ketaminy. Tłumaczył, że wieczorem położył się z nią do łóżka, a rano już nie żyła. Nie potrafił wyjaśnić, skąd w jej organizmie znalazła się ketamina.