Zabieg odbył się w jednej z toruńskich klinik stomatologicznych 22 stycznia 2011 r., a 66-letni anestezjolog był w zespole, który go przeprowadził. Pacjentka wybrała taki sposób ekstrakcji, bo bała się tradycyjnego rwania. Niestety, podczas operacji doszło u niej do poważnych komplikacji, tj. nagłego zatrzymania krążenia. Mimo reanimacji, doznała niedotlenienia centralnego układu nerwowego, w tym stanie została przewieziona do Wojewódzkiego Szpitala Zespolonego na Bielanach. Tam po tygodniu zmarła.
Powołani przez prokuraturę biegli - wykonali aż cztery opinie w tej sprawie - nie dopatrzyli się związku między śmiercią kobiety, a działaniem lekarzy. Jednak ich zdaniem Lech G. naraził 52-latkę na "bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu" i taki zarzut postawili mu śledczy.

Źródło: Gazeta Wyborcza Toruń