Młodzi lekarze oddawali krew między innymi w Warszawie i w Poznaniu. Krwiodawcom przysługuje dzień wolny od pracy. Te osoby, które nie zostały zakwalifikowane do oddania krwi, otrzymują zwolnienie z pracy na cztery godziny.

W warszawskim Regionalnym Centrum Krwiodawstwa i Krwiolecznictwa do godziny 10 zarejestrowano ponad 50 dawców. W poczekalni w poniedziałek 2 października 2017 przed południem były tylko osoby młode. Wszystkie mówiły, że są lekarzami rezydentami.

Adam Makowski przekonywał, że wybierając tę formę protestu, koncentrują się na pacjencie.
- Oddając krew, jesteśmy w stanie pomóc innym, pomóc chorym. Jako anestezjolog bardzo często przetaczam krew i wiem, jak istotnym składnikiem jest krew. Wiem, jak jest trudno, gdy krwi brakuje - mówi.

- Protestujemy, bo chcemy zwrócić uwagę na niskie nakłady na opiekę zdrowotną w naszym kraju, są one najniższe w całej Europie - wynoszą około 4 procent PKB. Unia Europejska po to, by funkcjonował system opieki zdrowotnej, zaleca nakłady w wysokości 6,8 procenta PKB. W większości krajów UE jest to 6-11 procent - mówił.

Jego zdaniem, tak niskie PKB powoduje, że "wszelkie gałęzie systemu są skrajnie niewydolne".
- Powoduje to bardzo dużo problemów, przede wszystkim dla pacjentów. Chcemy zwiększenia nakładów dla dobra pacjentów. Mamy najniższą liczbę lekarzy w stosunku do liczby pacjentów, czyli 2,2 lekarza na tysiąc mieszkańców - w krajach Europy Zachodniej jest to 22,4. To powoduje, że lekarze są przepracowani. Pracujemy dużo, ale nie jest to kwestia naszej pazerności; gdybyśmy tyle nie pracowali, to kolejki do lekarzy byłyby jeszcze dłuższe, a już teraz są absurdalne - trzeba czekać cztery miesiące do kardiologa dziecięcego - mówił.

- Jesteśmy zmuszeni brać dyżury, które są dodatkowo poza naszą codzienną pracą. W efekcie potrafię pracować 32 godziny non stop, skacząc z jednej pracy do drugiej, mając w domu dwójkę malutkich dzieci - powiedziała Paulina Topka z Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego. Jak dodała, rezydentury potrafią trwać długo - specjalizacja anestezjologii i intensywnej terapii trwa 6 lat; jeżeli ktoś w międzyczasie urodził dwójkę dzieci, to na rezydenturze jest 10 lat.

Kinga Olczyk-Miller mówiła z kolei, że pensje rezydenckie zaproponowane przez Ministerstwo Zdrowia w najnowszym rozporządzeniu "odbiegają lekko od tego", co postulowali lekarze rezydenci. Zauważyła, że największe podwyżki dostaną ci, którzy dopiero rozpoczną rezydentury. Jej zdaniem to dobrze, że dostaną podwyżki, ale "jest to niesprawiedliwe wobec tych, którzy już są na rezydenturach".
- Będziemy mieli na jednym oddziale w szpitalu na tym samym stanowisku osoby, których różnice w wynagrodzeniu będą sięgały do nawet tysiąca złotych - mówiła.

- Po drugie, mocno zdywersyfikowano płace w zależności od specjalizacji, zrobiono specjalizacje bardziej priorytetowe i mniej priorytetowe. Do tej pory też tak było, ale różnice w płacach oscylowały w granicach 200-300 zł. Teraz te różnice będą dużo większe. To wszystko jest fajne, tylko mamy wrażenie, że chodzi o to, by skłócić środowisko - oceniła.

 [-DOKUMENT_HTML-]

W Poznaniu około 50 lekarzy rezydentów spotkało się przed południem przed szpitalem dziecięcym przy ulicy Nowowiejskiego. Stamtąd przeszli do Regionalnego Centrum Krwiodawstwa i Krwiolecznictwa, aby oddać krew. Mówiąc o swoich motywach, wskazywali na podobne przyczyny, co ich koledzy z Warszawy.

- W ubiegłym tygodniu wyszłam z domu w niedzielę o godzinie 13 na dyżur, wróciłam w kolejną niedzielę o godzinie 13, czyli pracowałam ciągiem 7 dni po 24 godziny na dobę. To niestety jest potrzebne, żeby wystarczyło, żeby obstawić wszystkie dyżury, bo ktoś się rozchorował, ktoś nie mógł przyjść do pracy i trzeba było załatać wszystkie dziury w grafiku - powiedziała Nell, rezydentka na laryngologii. Jak dodała, za miesiąc pracy w takich warunkach rezydent otrzymuje "na rękę" 2 tys. 200 zł.

Edyta, rezydentka na pediatrii, powiedziała z kolei, że pensje rezydentów ledwo wystarczają na utrzymanie się w dużym mieście.
- Mam teraz prawie 30 lat, i z pensją 2,5 tys. zł nawet ciężko jest myśleć o założeniu rodziny, kupnie mieszkania. Dlatego też wszyscy jesteśmy zmuszeni, żeby dorabiać, ale to nie tylko ze względu na pieniądze, bo prawda jest taka, że gdyby nie rezydenci, w wielu placówkach by nie było lekarzy, nie miałby kto pracować czy pełnić dyżurów i przyjmować pacjentów - powiedziała.

Zaznaczyła też, że rezydentom brakuje także pieniędzy na specjalistyczne szkolenia.
- Na przykład taki kurs USG to koszt rzędu 2 tys. zł, czyli praktycznie cała nasza pensja. Ale my nie skupiamy się tylko na tych pieniądzach, bo walczymy również o to, żeby poprawić warunki szkolenia lekarzy i warunki pacjentów - bo co to za lekarz, który zszedł z dyżuru, poszedł do kolejnej pracy, a potem do poradni, żeby przyjmować pacjentów? - pytała retorycznie.
 

Czytaj także: Najniższe wynagrodzenia w podmiotach leczniczych – przewodnik po nowych przepisach>>>
 

W Katowicach dwa duże szpitale kliniczne - Górnośląskie Centrum Zdrowia Dziecka i Uniwersyteckie Centrum Kliniczne im. prof. K. Gibińskiego - odczuły protest lekarzy rezydentów, choć - jak zapewnili ich rzecznicy - nie zakłócił on pracy placówek. W UCK na 140 lekarzy rezydentów jednodniowe zwolnienie lekarskie zgłosiło 35 osób.
- To odczuwalna nieobecność, bo rezydenci to ważna siła w szpitalu, ale pacjenci są przyjmowani normalnie, zarówno w izbach przyjęć, jak i poradniach - powiedziała Natalia Stefańczyk, rzeczniczka UCK.

W GCZD z urlopów na żądanie skorzystało w poniedziałek 2 października 2017 roku siedem osób - to 10 procent rezydentów pracujących w tym szpitalu pediatrycznym.

Około dwudziestoosobowa grupa lekarzy rezydentów rozpoczęła w poniedziałek 2 października 2017 głodówkę w proteście przeciw zbyt niskim nakładom na ochronę zdrowia. Młodych lekarzy popierają także przedstawiciele innych zawodów medycznych.

Protest głodowy odbywa się hallu głównym Dziecięcego Szpitala Klinicznego przy ulicy Żwirki i Wigury w Warszawie. Młodzi lekarze, którzy zdecydowali się na tę formę protestu, przyjechali z różnych miast Polski. Rezydentów wspierają też przedstawiciele innych zawodów zrzeszonych w Porozumieniu Zawodów Medycznych, między innymi fizjoterapeuci, psychologowie i ratownicy.

- Przez dwa lata naszych działań nie doczekaliśmy się wiążących ustaleń ze strony MZ, nie doczekaliśmy się dobrej zmiany w ochronie zdrowia, a ta zmiana jest konieczna – powiedział wiceprzewodniczący Porozumienia Rezydentów OZZL Łukasz Jankowski.

- Protestujemy, bo mamy świadomość, że obecny rząd, podobnie jak poprzednie, źle zajmuje się publiczną opieką zdrowotną. Mamy świadomość, że reformy, które prowadzi obecny rząd, nie poprawią sytuacji pacjentów i pracowników ochrony zdrowia – powiedział przewodniczący Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy Krzysztof Bukiel.

Podkreślał, że głównym problemem jest „skrajny niedobór pieniędzy publicznych przeznaczonych na opiekę zdrowotną w stosunku do zakresu świadczeń zdrowotnych gwarantowanych”.
- Oczekujemy, że rząd przedstawi konkretne, kompleksowe zmiany – dodał Bukiel.

W poniedziałek 2 października 2017 na konferencji prasowej minister zdrowia Konstanty Radziwiłł, odnosząc się do postulatów lekarzy rezydentów, powiedział, że ich oczekiwania, jeśli chodzi o wynagrodzenie, są nierealne. Zaapelował, by nie sięgali po narzędzia, które wydają się być nieproporcjonalne do oczekiwań. Wyraził także nadzieję, że protest nie zagrozi pacjentom. Przypomniał, że jest otwarty na dialog z rezydentami i wielokrotnie się z nimi spotykał.(pap)